Dla 37-letniej Mai Włoszczowskiej były to czwarte igrzyska olimpijskie. Na pierwszych, w Atenach w 2004 roku, zajęła szóste miejsce, ale później w Pekinie (2008) i Rio de Janeiro (2016) zdobywała srebrny medal. W Londynie nie wystąpiła przez poważny upadek na treningu.
Igrzyska w Tokio dla doświadczonej polskiej kolarki i chorążej reprezentacji Polski są ostatnimi w karierze. - Nigdy nie byłam na ceremonii otwarcia, a tu nie dość, że ceremonia, to jeszcze chorąża. Myślę, że cała reprezentacja ładnie się prezentowała - mówiła Łukaszowi Jachimiakowi ze Sport.pl po ceremonii otwarcia.
Jej wyścig nie był dla niej jednak udany. Już na początku rywalizacji utknęła w środku stawki i później nie była w stanie nadrobić straty, by włączyć się do walki o wysokie miejsca. Zakończyła na 20. miejscu, tracąc ponad osiem minut do najlepszych zawodniczek.
Wyścig olimpijski w Tokio był za to wymarzony dla Szwajcarek, które zajęły całe podium. Zwyciężyła Jolanda Neff, o ponad minutę wyprzedzając swoje rodaczki - Sinę Frei i Lindę Indergard.
Po zakończeniu rywalizacji 28-letnia mistrzyni olimpijska w pięknych słowach wypowiedziała się dla TVP Sport o starszej o dziewięć lat Włoszczowskiej, mówiąc o niej jako o "swoim wzorze, przyjacielu, osobie, bez której nie byłaby mistrzynią olimpijską".
Włoszczowska w bardzo bogatej karierze zdobywała mistrzostwo świata i mistrzostwo Europy. I całkowicie nie zamierza z niej zrezygnować. Jak sama przyznaje, ma zamiar wystąpić w kilku większych imprezach. Jedno jest pewne - igrzyska w Tokio były ostatnimi w karierze dwukrotnej medalistki olimpijskiej.