Dwoje mistrzów olimpijskich i mistrz świata patrzyli, jak Iga Świątek wylała jezioro łez

Dwoje mistrzów olimpijskich i mistrz świata patrzyli, jak Iga Świątek płacze nad straconą szansą na medal igrzysk Tokio 2020. W takich momentach pękają serca nie tylko kibiców, ale i takich herosów. Takie chwile pokazują, kto ma charakter do sportu. Świątek wylała jezioro łez, ale wkrótce się opanowała i stanęła przed dziennikarzami. A za dwa dni znów stanie do walki.

W poniedziałek w Ariake Tennis Park malutkie trybuny kortu numer 4 gościły sportowców wybitnych. Na mecz Iga Świątek - Paula Badosa przyjechali: mistrzyni i dwukrotna wicemistrzyni olimpijska w pływaniu Otylia Jędrzejczak, mistrz olimpijski w wioślarstwie Marek Kolbowicz oraz siatkarski mistrz świata Krzysztof Ignaczak.

Zobacz wideo Tokio 2020: nie siadaj, bo się poparzysz. I weź tabletkę. Organizatorzy pomagają walczyć z upałem

Iga Świątek: Szacun dla Badosy

Przyjechali, choć Iga grała dopiero o trzecią rundę, a nie o medal. O medal, przynajmniej w sinlgu, Iga już nie zagra. Bo z Badosą przegrała. 3:6, 6:7. To wynik sprawiedliwy, rywalka była lepsza. "Ma świetny sezon, zagrała bardzo dobrze, szacun dla niej" - powiedziała nam kilkadziesiąt minut po meczu Iga. 

To że 20-letnia olimpijska debiutantka przed dziennikarzami stanęła, jest może jej małym, ale ważnym zwycięstwem. Zaraz po meczu Świątek wylała jezioro łez. Uścikała Badosę - na to zdołała jeszcze zebrać całą resztkę sił - a chwilę później opadła na krzesło, zakryła głowę ręcznikiem i dała upust emocjom. 

Fotografowie zrobili serie zdjęć, garstka widzów wyszła, kort opustoszał, a Iga jeszcze długo siedziała, nie mogąc odżałować, że marzenie uciekło. 

- Emocjonalnie to był dla Igi najważniejszy i najtrudniejszy turniej tego roku - mówił nam później Piotr Sierzputowski. Kiedy Iga płakała na korcie, on stał kilka kroków za bramą obiektu. Z nim stał Maciej Ryszczuk, który dba o przygotowanie fizyczne Igi. Czekali na Igę razem, ale osobno. Nie rozmawiali, uciekli do smartfonów. W tym samym czasie tuż za bandą oddzielającą trybunę od kortu stała i Igę obserwowała jej psycholog, Daria Abramowicz. Musiało minąć kilka minut, zanim Świątek wychyliła się spod ręcznika i dała znać, że jest gotowa na rozmowę. 

W obrazku zapis tamtych minut wygląda tak: 

A później obrazków już robić nie wypadało. Iga wyszła z kortu, siadła na betonowej drodze, schowała się za torbą z rakietami i znów płakała. Przez chwilę razem z korespondentem "Rzeczpospolitej" przyglądaliśmy się tej scenie. Widzieliśmy, jak Abramowicz a za nią Sierzputowski idą Igę po prostu przytulić. I uznaliśmy, że na nas pora. Czuliśmy, że to nie będzie jedyna okazja, żeby uzyskać od Igi pomeczowy komentarz. A nawet gdyby była - że trzeba to uszanować i zostawić Idze trochę przestrzeni. Nie pomyliliśmy się. Za 15 może 20 minut Świątek już całkowicie opanowana przyszła do mixed zony.

Iga Świątek przegrała w Tokio pierwszą szansę na spełnienie marzenia. Jako córka olimpijczyka (Tomasz Świątek był siódmy w wioślarskiej czwórce podwójnej na igrzyskach Seul 1988) ona pragnie medalu igrzysk bardziej niż czegokolwiek w sporcie. I w Tokio ma jeszcze drugą szansę, żeby o niego powalczyć. 

Od środy 28 lipca będzie się tu toczył turniej miksta. Parę z Igą stworzy doświadczony i utytułowany Łukasz Kubot. To może być mieszanka na medal. Ale nie musi. I to nie będzie żaden wielki dramat. Za to z pewnością będzie to wielka nauka dla Igi, która wciąż jest w drodze na szczyt. Nawet jeśli założyła już kilka obozów pośrednich na dużych wysokościach. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.