W pierwszej kolejce olimpijskiego turnieju nasi siatkarze przegrali 2:3 z Iranem. I zaraz po meczu w rozmowach z dziennikarzami starali się przekazać jedno: że spłynie to po nich jak woda po kaczce. Fabian Drzyzga apelował: nie róbcie tragedii. I tłumaczył, że my nigdy w turniejach nie gramy świetnych pierwszych meczów, że potrzebujemy chwili, żeby się rozkręcić.
Kapitan Michał Kubiak szedł jeszcze dalej. Nie zagrał wtedy, plotkowano, że ma problem z plecami, ale stan jego zdrowia był pilnie strzeżoną tajemnicą. W każdym razie po Iranie Kubiak zapewniał nas, że jego koledzy szybko wrócą do siebie. Zapytany czy ma coś do zrobienia jako kapitan, rzucił nawet żartem: "Tak, wieczorem zabiorę chłopaków na wódkę".
Na skacowanych nasi siatkarze w meczu z Italią nie wyglądali. Od pierwszej akcji twardo w ataku grali Bartosz Kurek i Wilfredo Leon, a z czasem nawet Aleksander Śliwka porzucił swoje ukochane kiwanie na rzecz soczystego uderzenia z drugiej linii.
Męskie granie zaczynało się tam, gdzie powinno - na zagrywce. Z Iranem - jak to lubią pisać kibice - puszczaliśmy baloniki. Z Italią biliśmy i z przyjemnością zbieraliśmy owoce. Odrzucić rywali od siatki to pierwsza, najważniejsza rzecz. Z Iranem w pięciu setach zebraliśmy sześć asów serwisowych, a z Italią sześć asów mieliśmy już po dwóch setach. Natomiast Italia nie miała ani jednego.
Słabość Włochów na zagrywce sprawiła, że po naszej stronie siatki dużo pewniej z dobrze dogranych piłek reżyserował Fabian Drzyzga. To wszystko siatkarskie oczywistości, właśnie tak to działa. I świetnie, że zadziałało.
Po 2:3 z Iranem nic się nie stało. Ale bardzo potrzebny był taki mecz z Italią, który nas wszystkich w tym upewnił.
Za dwa dni Polska zagra z Wenezuelą (o 16.25 czasu tokijskiego, w Polsce będzie wtedy 9.25) i może aż szkoda, że po naprawdę udanym meczu z Włochami rywal nie będzie bardziej wymagający. Ale spokojnie, wielkie wyzwania przyjdą szybko. Teraz najważniejsze jest, że szybko kadra siatkarzy podała sobie i przede wszystkim nam coś na uspokojenie.
Zwłaszcza że w końcówce meczu na boisko wszedł kapitan Kubiak. Wszystkie troski odeszły i ruszamy dalej z tymi samymi nadziejami, z którymi zaczynaliśmy? Oby.