Iga Świątek jest ósmą zawodniczką światowego rankingu WTA. W Tokio jest rozstawiona z numerem szóstym. Mistrzyni Roland Garros 2020 chciałaby tu zdobyć medal. Dla niej igrzyska są może nawet ważniejsze od turniejów wielkoszlemowych. Może najważniejsze.
Iga to córka Tomasza Świątka, olimpijczyka z Seulu z 1988 roku. Papa Świątek był wioślarzem. Podobno na jego igrzyskach rozchorował się jeden z kolegów z czwórki podwójnej i dlatego zamiast medalu był tylko wygrany finał B oznaczający siódme miejsce. Podobno to dlatego tata Igi postanowił, że jego córki będą trenowały sport indywidualny (starsza Agata też grała w tenisa, ale kariery nie zrobiła).
Na pewno Iga dorastała w domu, który jest ozdobiony kilkoma olimpijskimi pamiątkami taty. Na pewno czekała na to, co teraz przeżywa.
W Tokio Świątek zagra w singlu i w mikście z Łukaszem Kubotem. Turniej indywidualny zaczęła imponująco. Mona Barthel to stara znajoma Agnieszki Radwańskiej. Niemka grała trzy mecze z Agnieszką, przegrała wszystkie, ale wszystkie po trzech zaciętych setach. Kilka lat temu Barthel potrafiła postawić się najlepszym. W 2013 roku była 23. zawodniczką światowego rankingu. W 2017 doszła do IV rundy Australian Open.
Ale dziś 31-letnia Barthel jest dopiero 210. rakietą świata. Dziś musi grać w kwalifikacjach wielkoszlemowych imprez i nie zawsze udaje jej się awansować do turniejów głównych. Na tle Igi Świątek Niemka wyglądała po prostu jak tenisistka z niższej półki. Zwycięstwo Igi 6:2, 6:2 mówi wszystko.
Świątek udanie weszła w turniej i zaoszczędziła sporo sił, nie tylko swoich. Jej sztab smażył się w tokijskim upale tylko 67 minut.
Teraz przed całym teamem Świątek większe wyzwania. Już prawdopodobny mecz z Paulą Badosą w drugiej rundzie może być batalią na trzy długie sety. A na supermecz wygląda ewentualny ćwierćfinał Igi z Naomi Osaką, która igrzyska zaczęła od zapalenia olimpijskiego znicza. Ale tak daleko jeszcze nie wybiegajmy. Doceńmy, że Iga weszła na igrzyska pewnym krokiem. I teraz dajmy jej iść dalej krok po kroku.