Igrzyska wielu już zmęczyły. Wyjątkowy bałagan, piękne uśmiechy i odmowa wstępu [PROSTO Z TOKIO]

Japończycy kłaniają się najładniej na świecie. W tej kategorii bezsprzecznie zasługują na olimpijskie złoto. Ale organizacyjnie na razie na pewno nie stoją na podium. Więcej - w bałaganie sami to podium przewrócili. Podniosą? W piątek oficjalnie zaczynają się przesunięte o rok igrzyska olimpijskie Tokio 2020.

Lotnisko Narita, 60 km od Tokio. Jedno z wielu stanowisk, przy którym trzeba się zatrzymać na kilkanaście albo kilkadziesiąt minut. Wszędzie z rosnącym plikiem dokumentów:

- Skąd przyleciałeś? - pyta mężczyzna w średnim wieku.

- Z Polski.

- O! Znam! Kamil Stoch, mistrz olimpijski!

Zobacz wideo

Lotnisko Narita, sześć godzin później: - Przepraszam bardzo, że musisz czekać - kolejny raz mówi młoda kobieta. Przeprasza co kilka minut. Za każdym razem, gdy okazuje się, że to nie w twojej sprawie przed chwilą zadzwonił telefon i że to nie tobie może już oddać olimpijską akredytację wraz ze skierowaniem na covidowy test ze śliny.

Za kwadrans albo za dwa telefon znów dzwoni, a ty znów się zrywasz. Niecierpliwisz się tym mocniej, im więcej jest takich sytuacji, w których ktoś po drugiej stronie słuchawki prosi o rozmowę z właścicielem akredytacji i próbuje skierować go na 14 albo chociaż na trzy dni kwarantanny. - Jesteś zmęczony, usiądź - prosi kobieta i wskazuje krzesło, próbując jakoś zareagować na twój niepokój, chcąc dodać ci otuchy, chcąc pokazać, że widzi cię i współczuje.

"Machen mask!"

Japończycy przepraszają i kłaniają się do samej podłogi. Od jednej lotniskowej bramki do drugiej i od jednego stanowiska kontroli na olimpijskich obiektach do kolejnego stanowiska, najchętniej poprowadziliby cię za rękę. To jest szczere, to się czuje. Często jest tak, że z tobą nie porozmawiają, bo nie znają języków. - Machen mask! - próbował jeden z pracowników lotniska i uwierzcie - to strasznie wygląda, ale brzmiało uroczo.

Na Japończyków trudno się złościć, mimo że Japonia piętrzy przed przyjezdnymi problemy. Ale kiedy już Japonka lub Japończyk się uśmiechają, to tak, że żadna maseczka tego uśmiechu nie przykryje. A nawet dwie maseczki, bo są i tacy tokijczycy, którzy koronawirusa boją się aż do tego stopnia.

Ponad 30 milionów ludzi w wieku 65+. Weźmy to pod uwagę

Europejczyk, Polak zwłaszcza, może się dziwić, że dwa tysiące przypadków zachorowań dziennie paraliżuje 13-milionową metropolię. Pamiętamy dużo większe liczby z naszego szczytu pandemii. Ale nie przykładajmy jednej miary. Japonia ma najstarsze społeczeństwo świata. Tu żyje prawie tylu ludzi (ponad 30 milionów) w wieku 65+, ilu mieszkańców ma Polska. I tu zdrowie naprawdę jest sprawą priorytetową. Dlatego panuje tu przekonanie, że w obecnej sytuacji igrzyska absolutnie nie powinny się odbyć.

Olimpijskich kół w Tokio nie widać nigdzie poza arenami igrzysk. Lokalni sponsorzy wcale nie chcą się chwalić, że nimi są. 60 firm z Japonii zapłaciło za tytuł partnerów igrzysk ogromne pieniądze. W sumie Międzynarodowy Komitet Olimpijski zarobił na tym ponad 3 miliardy dolarów. Ale szefowie Toyoty, Canona, Panasonica i innych gigantów wiedzą: promować się poprzez igrzyska nie można. W ten sposób można tylko stracić jeszcze więcej. Dlatego kadry menedżerskie nie wyrywają się na piątkową ceremonię otwarcia. Tu po prostu zaczyna się coś, czego w ostatnim sondażu - z 14 lipca - nie chciałoby widzieć aż 78 proc. Japończyków!

Tokio wygrało z powojenną traumą, więc może i teraz sobie poradzi?

Tokio ma już doświadczenie bycia organizatorem, który nie jest wolny od poważnych zmartwień. W 1964 roku dopiero co zabliźniały się rany po drugiej wojnie światowej i nie wszystkim miło było jechać na igrzyska do kraju, który dopiero co był sojusznikiem hitlerowskiej III Rzeszy. Wówczas Japonii udało się pokazać, że jest krajem życzliwych ludzi i niesamowitego technicznego postępu. Tokio, miasto zrównane z ziemią w stopniu takim jak Hiroszima i Nagasaki, 19 lat później stało się miastem-symbolem nowoczesności. Japończycy dla olimpijczyków i kibiców stworzyli najszybszą na świecie sieć kolejową, słynną do dziś Shinkansen. I jako pierwsi w historii igrzyska transmitowali w kolorze.

Dziś wszystkie kolory Tokio są w wolontariuszach, jedynych zwykłych ludziach, jakich olimpijskim przybyszom wolno tu spotkać. Niechciani goście MKOl-u i komitetu organizacyjnego mogą poruszać się tylko w specjalnych strefach, tylko olimpijskim transportem. Wszystkie nasze wyjścia z hotelu odnotowują specjalni, olimpijscy odźwierni. Nie w każdym hotelu są tak samo skrupulatni - jeden da 15 minut na zrobienie zakupów w najbliższym sklepie, a inny pozwoli wyjść na godzinę. Ale są wszędzie i są symbolem policyjnego mini-miasta stworzonego wewnątrz prawdziwego Tokio.

Rząd się nie spisał. Ale to nie rząd rządzi igrzyskami

Rok temu igrzyska przesunięto o 12 miesięcy, tłumacząc, że w lepszych czasach, z kibicami na trybunach, będą manifestacją zwycięstwa nad pandemią. I symbolem powrotu do normalności. Na starcie są jak karykatura prawdziwych igrzysk. Trybuny puste, a restrykcji taki ogrom, że książkę można by napisać, a nie artykuł. Ale czy może być inaczej? W marcu 2020 roku, gdy decydowano o przełożeniu igrzysk, rekordem covidowych zachorowań w całej Japonii było 198 przypadków na dzień. Teraz w samym Tokio ta liczba dochodzi do dwóch tysięcy (a w Japonii przekracza siedem) i mamy tu stan wyjątkowy. A w nim mamy wyjątkowy bałagan.

Japończycy wymagali, żeby każdy uczestnik igrzysk już na 14 dni przed przylotem raportował w specjalnej aplikacji stan swojego zdrowia. Wielu osobom, które tu dotarły, aplikacja nie działała jeszcze w pierwszych dniach na miejscu. A to dlatego, że japoński rząd nie zdołał zatwierdzić na czas zgłaszanych nawet z miesięcznym wyprzedzeniem tzw. planów aktywności powiązanych z aplikacją. Efekt jest taki, że 23 lipca w Tokio w aplikacji OCHA wpisywaliśmy temperaturę ciała zmierzoną tego dnia, a chwilę później też temperatury rzekomo pomierzone między 9 a 22 lipca. Efekt jest też taki, że 22 lipca wielu z nas dostało odmowę wstępu na wioślarstwo i łucznictwo, a więc jedyne sportowe wydarzenia zaplanowane na igrzyskach na 23 lipca, a 23 lipca w ciągu dnia dowiadywaliśmy się, że zawiódł system rezerwacji miejsc i jednak wszyscy możemy pojechać na te zawody, które już trwają.

Efekt jest wreszcie taki, że wielu jest ludzi na tych igrzyskach zmęczonych nimi już teraz, gdy dopiero naprawdę się zaczynają. Czy będzie już tylko lepiej? Nikt nie odpowie. Nie dlatego, że na wszystkich nakłada się tu limity również na wypowiedzi. Igrzyska Tokio 2020 rozgrywane w roku 2021 są po prostu igrzyskami z tak wieloma pytaniami bez odpowiedzi, jakich jeszcze nie było. Ale i na ich starcie czuje się nadzieję. A może to mimo wszystko będzie święto? Próg oczekiwań jest już znacząco obniżony. Spróbujmy się cieszyć, a może powtórzy się scenariusz z niedawnego piłkarskiego Euro. Tam też na starcie nie czuliśmy atmosfery wielkich mistrzostw, wtedy też narzekaliśmy na różne absurdy. Życzmy sobie i światu, żeby przez 16 dni od dziś Tokio wciągnęło nas tak, jak dopiero co wciągały Kopenhaga, Rzym czy Londyn.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.