Wyścig z czasem i bólem trwa! Gwiazda polskiej kadry wciąż walczy

Łukasz Jachimiak
Ma cztery medale z mistrzostw świata i siedem z mistrzostw Europy. Nie ma w polskiej kadrze olimpijskiej na igrzyska Tokio 2020 drugiej tak świetnej biegaczki. Ale najważniejszy Aniołek Matusińskiego nie wie, czy w Tokio wystartuje. Kontuzja mięśnia czworogłowego, covid i znowu uraz mięśnia - to ostatnie tygodnie z życia Justyny Święty-Ersetic.

- To miała być impreza docelowa, na którą bardzo ciężko pracowałam - mówi czterokrotna mistrzyni Europy. I przerywa, bo chwilowo więcej powiedzieć nie może.

W rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim, dziennikarzem TVP Sport, Justyna Święty-Ersetic przyznała, że nie wie, czy noga przestanie ją boleć i czy umożliwi jej bieganie w Tokio.

Zobacz wideo "Aniołki Matusińskiego" będą jak lwice. "Jesteśmy mieszanką wybuchową"

Liderka naszej wspaniałej sztafety 4x400 m jest w Japonii na ostatnim przedolimpijskim zgrupowaniu. Za kilka dni razem z koleżankami i ze sztabem przyjedzie do Tokio do wioski olimpijskiej. Ale bardzo możliwe, że zamiast biegać, będzie się ścigała z czasem. Czyli że dalej będzie robiła to, co robi od zimy.

Trener wie

Lekkoatletyka w Tokio zacznie się 30 lipca. Gdyby Justyna była zdrowa, od razu tego dnia startowałaby w sztafecie mieszanej (dwie kobiet i dwóch mężczyzn) 4x400 m. Ale ten jej start jest wątpliwy. A niepewne jest jej bieganie indywidualne. Możliwe, że 3, 4 i 6 sierpnia indywidualna mistrzyni Europy z Berlina z 2018 roku będzie zbierała siły na jedno, najważniejsze wyzwanie tych igrzysk. I całej dotychczasowej, pięknej kariery.

Sztafetę 4x400 metrów zaplanowano tu na 5 i 7 sierpnia. - Decyzja jeszcze nie zapadła. Trener wie, jaka jest sytuacja. Najbliższe treningi pokażą. Jeśli noga będzie ok, będę próbowała. Jeśli nie będę się czuła na tyle mocno, to odpuszczam starty i skupiam się na sztafecie. Trener powtarza, że będzie dobrze - mówi Justyna.

Zdrowie nie daje gonić Szewińskiej

Święty-Ersetic ma 28 lat. Od sześciu jest gwiazdą ekipy prowadzonej przez Aleksandra Matusińskiego. Trzy lata temu na ME w Berlinie potrafiła w niespełna 90 minut zdobyć dwa złota - indywidualne i w sztafecie. Ale w 2021 roku z Europejek ma dopiero dziewiąty czas. Wynik 51,04 s jest wyraźnie gorszy od jej życiówki sprzed trzech lat - 50,41. A i ten rekord wcale nie jest szczytem możliwości najszybszej z Polek. Gdyby Justynie dopisywało zdrowie, prawdopodobnie byłaby dziś bliska złamania 50 sekund jako druga nasza biegaczka po Irenie Szewińskiej [wspaniałe 49,29 s]. Albo już by tę barierę złamała.

Niestety, Święty-Ersetic ma pecha. Ona traci na tym, że igrzyska przesunięto o rok z powodu pandemii koronawirusa. - Ten rok jest dla mnie bardzo trudny. Wystawił moją cierpliwość na ogromną próbę. Ale wróciłam i będę walczyć - mówiła nam krótko przed wyjazdem do Japonii.

"Nawet nie wspomnę o bieganiu"

Justyna wróciła po kontuzji i po ciężko przechorowanym covidzie. - Już przed halowymi mistrzostwami Europy naderwałam mięsień czworogłowy. Biegałam z bólem. Po biegu indywidualnym kontuzja się pogłębiła i ze sztafety musiałam się wycofać - wspomina wicemistrzyni Europy z marcowych zawodów w Toruniu.

- Jeszcze więcej zabrał mi covid. Tygodnie treningów. Ciężko przechorowałam wirusa, a jak już chciałam wrócić do treningu, to początkowo spacer sprawiał mi ogromną trudność, więc nawet nie wspomnę o bieganiu - mówi Justyna.

Olimpijski medal jak Oscar za całokształt

Covid sprawił, że najmocniejszemu z Aniołków znacznie spadły parametry wydolnościowe. "A przecież wydolność zawsze była moim atutem, zawsze wytrzymywałam dystans do samego końca".

Teraz Święty-Ersetic musi do samego końca wytrzymać ból i niepewność. Kolejne naderwanie mięśnia czworogłowego to naprawdę trudna rzecz dla kogoś, kto mówi, że w tym roku, na ostatniej prostej do Tokio, miewał już myśli czy nie odpuścić. "Tylko ja, trener i moi najbliżsi wiemy, ile to wszystko mnie kosztowało" - słyszeliśmy od Justyny kilkanaście dni temu.

Teraz słyszymy tylko "dziękuję" w odpowiedzi na stwierdzenie, że musi się trzymać i że będzie dobrze. Musi, bo ona sobie na to zasłużyła, zapracowała.

A nie odpuści na pewno. W 2017 roku na w Londynie bardzo słabo pobiegła indywidualnie. I uznając, że to był test, jak wypadnie po kontuzji, była pewna, że oblała i kończy mistrzostwa. Tymczasem Matusiński wstawił ją do składu sztafety. Na finał, na ostatnią zmianę! Efektem był brąz - pierwszy medal Polek na MŚ na stadionie. W 2019 roku w Dausze one przegrały tylko z Amerykankami. W Tokio wszystkie oddadzą całe serca, żeby po wielu razach na MŚ i ME pierwszy raz wbiec wspólnie na olimpijskie podium. Koniecznie z Justyną!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.