Najohydniejsze oszustwo w historii IO: Sam przyznawał sobie punkty. Wpadł przez głupotę

Kiedyś olimpijskie medale przyznawano za sportowe obrazy i wiersze, ale też za strzelanie do żywych gołębi. Z dziwnych konkurencji wyróżniało się również strzelanie z armaty. Pływacy walczyli o medale w lodowatej wodzie morskiej, maratończycy podjeżdżali do mety autem. Jednym pomagała strychnina, innym alkohol, możliwe sukcesy niweczyło czasem obżarstwo. Historia igrzysk bywa zaskakująca.

Na pierwszych współczesnych igrzyskach w 1896 roku być może najgorzej mieli pływacy. W ich zmaganiach najtrudniejsza nie była jednak nawet bezpośrednia walka z rywalem, ale przede wszystkim - z żywiołem. Amerykanin Gardner Williams szybko z pływania zrezygnował, był jednym z 19 uczestników, którzy w wodzie wytrzymali najkrócej. Przyzwyczajony do pływania w basenie przegrał z temperaturą wody. Grecy pięć konkurencji pływackich zaplanowali na morzu w zatoce Zea, a że był to kwiecień, temperatura wody wynosiła 12-13 stopni. Powietrza - tylko kilka kresek więcej. Pływacy trzęśli się z zimna już podczas oczekiwania na start, kiedy stali na tratwie, z której wskakiwali do wody.

Zobacz wideo Olbrzymi problem polskich pływaków przed IO w Tokio. "Nie chcę szukać winnego"

W konkurencjach od 100 do 1200 metrów przydały się długie liny przewleczone przez wydrążone dynie, które imitowały pływacki tor, choć trudno było uznać, że zawodnicy płynęli po idealnie prostej linii. Na najkrótszym dystansie wygrał Węgier Alfred Hajos, który przed rywalizacją na ponad kilometr, posmarował swoje ciało tłuszczem, co miało pomóc mu przezwyciężyć zimno. "Moja wola życia całkowicie pokonała moje pragnienie zwycięstwa" – komentował później hipotermiczną próbę, ciesząc się, że mu się udało. Czy to przez tłuszcz, czy przez hart ducha, do domu wracał z dwoma najcenniejszymi, srebrnymi medalami. Złotych wtedy nie rozdawano. Brąz przypadał sportowcom z drugich miejsc, trzecim w rywalizacji pozostawały zimne wspomnienia.

Blamaż MKOl-u, czyli strzelanie do żywych gołębi i huczny konkurs armat

W roku 1900 na igrzyskach w Paryżu dużym powodzeniem cieszyły się zawody w strzelectwie, w których dobrze radzili sobie Francuzi. Jedną z kategorii było strzelanie do żywych gołębi, co położyło się cieniem na Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim (MKOl). Tym bardziej że cztery lata wcześniej w Atenach podczas tej konkurencji używano rzutek imitujących ptaki. Choć w 1900 roku nie funkcjonowały jeszcze organizacje i fundacje, które przeciw olimpijskiej konkurencji uśmiercającej zwierzęta mogłyby zaprotestować, MKOl po zawodach - w których 198 uczestników zestrzeliło ponad 300 gołębi - sam zadecydował, że więcej strzelania do ptaków nie będzie. Na igrzyskach w 1908 roku w Londynie była co prawda konkurencja strzelanie do biegnącego jelenia, ale jako celu użyto tekturowych figur zwierzęcia, które wprawiano w ruch. Co ciekawe, w tej konkurencji drużynowo i indywidualnie medale zdobył Szwed Oscar Swahn, w którego zespole był też Alfred Swahn. Był to prawdopodobnie pierwszy przypadek w historii igrzysk, że medale na jednych zawodach zdobyli ojciec z synem.

Z innych oryginalnych czy też dziwnych dyscyplin, w których rywalizowano niegdyś na igrzyskach znajdziemy m.in. wspinanie się po linie. Przy tym wydarzeniu najpierw oceniano zarówno szybkość, jak i styl, ale potem liczył się już tylko czas. Najbardziej imponujący triumf we wspinaniu zaliczył w St. Louis w 1904 roku amerykański gimnastyk George Eyser. Wygrał pomimo tego, że nie był do końca sprawny i miał drewnianą nogę. Wspinanie po linie było dyscypliną olimpijską do 1932 roku (Los Angeles). Znacznie krócej w historii igrzysk funkcjonował za to skok w dal na koniu. Zawody miały analogiczne przepisy jak te znane obecnie z lekkoatletyki, ale nie zachwycały. Najlepszy wynik uzyskany przez konia na zawodach w 1900 roku (6,10 metra) przy obecnym rekordzie świata należącym do Mike'a Powella (8,95 m) nie robi wrażenia. Z dziwnych olimpijskich konkurencji mieliśmy też tą znaną obecnie bardziej z zabaw dzieci - skok do wody na odległość (1904 rok).

Krokiet (przetaczanie kuli za pomocą młotka przez bramki) zasłynął natomiast w 1900 roku, bo był pierwszą dyscypliną, w której na igrzyskach rywalizowały panie (w 1896 nie wystartowała żadna kobieta). Zawody krokieta obejrzało wtedy jednak tylko kilku widzów, być może dlatego szybko z nich zrezygnowano. W historii było też sporo dyscyplin, które rozgrywano podczas igrzysk, ale nie uznawano ich za olimpijskie. Wśród nich znajdziemy m.in. zawody balonowe, pływanie łódką, wędkarstwo, czy dość huczną rywalizację, jaką było strzelanie z armaty do celu.

Olimpijskie medale za wiersze, rzeźby i muzykę

Chociaż wiele popularnych sportów miało problem, by na olimpijską rozpiskę trafić, to od 1912 do 1948 r. do programu igrzysk włączono rywalizację z... architektury, rzeźby, literatury, muzyki i malarstwa.

Niechęć organizatorów kolejnych zawodów była w stosunku do tej idei duża, podobnie jak mieszane uczucia mieli członkowie samego komitetu olimpijskiego, ale pomysł mocno forsował Pierre de Coubertin, uważany za ojca nowożytnego ruchu olimpijskiego. Francuz z wykształcenia był historykiem i pedagogiem, i zaczęło go uwierać, że olimpijska rywalizacja popularyzowała tylko sprawność fizyczną. Chciał, by igrzyska skłaniały do rozwijania nie tylko mięśni, ale też umysłu. To dlatego przez kilka lat forsował, by do zmagań dołączyli artyści.

Ostatecznie jego pomysł wszedł w życie w 1912 roku w Sztokholmie. Wtedy to rozdano olimpijskie medale w pięciu artystycznych kategoriach. W tamtych igrzyskach wzięło udziału tylko 35 artystów. Ale już 12 lat później w Paryżu wystartowało ich 194, a 1928 roku w Amsterdamie oceniano już 1100 prac, nie wliczając do tej puli obiektów architektonicznych czy kompozycji muzycznych. Prace rzeźbiarzy i malarzy były wystawiane na specjalnej ekspozycji, po której mieli oni prawo do sprzedaży swych dzieł, muzycy grali koncerty, a perełki architektury oceniano oczywiście na odległość.

Tematyka prac artystów musiała być jednak związana ze sportem. W ciągu niemal czterech dekad, w których sztuka była obecna na igrzyskach, tylko dwukrotnie zdarzyło się tak, że ich uczestnicy zdobywali medale olimpijskie, zarówno w zawodach artystycznych jak i stricte sportowych. To do brytyjskiego grafika należy też rekord najstarszego medalisty olimpijskiego w historii. John Copley zdobywał go, mając 73, lata. Co ciekawe sportowy rekord nie jest dużo mniejszy, bo wspomniany w tym artykule szwedzki strzelec Oscar Swahn swój ostatni medal zdobywał, w wieku 72 lat.

Polacy na igrzyskach dla artystów też występowali i szło im na nich całkiem nieźle. Zdobyli w sumie 8 medali. Pierwszy złoty przypadł poecie Kazimierzowi Wierzyńskiemu. Z idei zapraszania artystów na najważniejszą sportową imprezę czterolecia, zrezygnowano w 1948 roku.

Maraton autem i oszukiwanie na paraolimpiadzie

O oszustach na igrzyskach można by pewnie napisać całą książkę, szczególnie jeśli dołączyć do nich tych oszukujących dzięki farmakologii. Tę kategorię jednak wyłączymy, bo w pierwszej połowie XX wieku nie brakowało oszustw prostych i bezczelnych.

Jeden z największych skandali w historii olimpijskiego sportu miał miejsce już na trzecich nowożytnych igrzyskach. To właśnie w 1904 roku w St. Louis uczestnicy maratonu musieli walczyć z olbrzymim upałem i pomysłowością Freda Lorza. Amerykanin, który długo liderował wyścigowi, opadł z sił i chciał się z niego wycofać po 16. kilometrze, ale jego menedżer zaoferował mu podwiezienie. Lorz dojechał autem niemal na 40. kilometr, a gdy samochód się zepsuł poszedł w stronę mety. Ludzie zaczęli mu klaskać, więc stwierdził, że może jednak wykorzystać okazję i biec dalej? Dość świeży wpadł na metę przy dużej owacji publiczności.

Maraton na IO w 1904 roku,Maraton na IO w 1904 roku, fot. domena publiczna

Sprawę wykryli jego rywale i ich sztaby. Lorz złotego medalu ostatecznie nie dostał. Co ciekawe prawdziwy zwycięzca tamtych maratońskich zmagań, Thomas Hicks, podczas biegu zażywał strychninę w białku jajka, którą popijał brandy (strychnina jest obecnie wpisana na listę środków dopingujących), a po dotarciu na metę pojechał do szpitala.

W 1936 roku w Berlinie Stanisława Walasiewicz (która - jak się okazało po śmierci - posiadała męskie i żeńskie narządy płciowe) spotkała Niemkę Dorę Ratjen, która startowała w zawodach lekkoatletycznych, podając się za kobietę. Gdy kilka lat później okazało się, że była mężczyzną, jej rekordy i wyniki anulowano, a Ratjen przyjęła imię Horst i sugerowała, że do oszustwa zmusiła ją jedna z nazistowskich partii.

Podczas szermierczych zawodów w pięcioboju na igrzyskach w 1976 roku reprezentant Wielkiej Brytanii zauważył, że jego rywalowi - Borysowi Oniszczence z ZSRR - zaliczono trafienie, choć szpada nie trafiła w cel. Dość dziwnie zapaliła się jednak lampka wskazująca na punkt. Okazało się, że w jego szpadzie zainstalowano specjalny przycisk włączający sygnalizację trafienia. Oniszczenko mógł przyznawać sobie punkty, kiedy tylko chciał, ale robił to dość nonszalancko i w złych momentach. Za swoje oszustwo został dożywotnio zdyskwalifikowany ze sportu.

Na olimpijskiej liście sportowych kombinatorów są również hiszpańscy koszykarze, którzy na paraolimpiadzie w Sydney w 2000 roku sięgnęli po złoto. Potem okazało się, że aż dziesięciu z dwunastu zawodników nie mogło na tej imprezie wystąpić, a sprawę wciągania do zespołu pełnosprawnych sportowców opisał jeden z dziennikarzy śledczych. Dodajmy, że oszustwa podczas szlachetnej w swej istocie sportowej rywalizacji były praktykowane już w czasie starożytnych igrzysk. Ich opisy sugerują, że zawodnicy, by wygrać, wręczali łapówki rywalom, a właściciele rydwanów dogadywali się z powożącymi na konkretne rozstrzygnięcia, które wcześniej były obstawiane.

Niezależnie od czasów - każdy zawsze jakoś kombinował, za krętactwo w starożytności inne były tylko kary. Przyłapanych oszukujących sportowców czekała m.in publiczna chłosta.

Najedzony bokser i pomocny alkohol

W którymś momencie sporym problemem u sportowców, szczególnie w dyscyplinach strzeleckich, stał się alkohol. Jego pierwszą ofiarą był szwedzki pięcioboista Hans-Gunnar Liljenwall, który uznawany jest za pierwszego sportowca zdyskwalifikowanego z igrzysk za używki. Szwed zapisał się tym zresztą w księdze rekordów Guinessa. W 1968 roku w Meksyku, chcąc nieco zmniejszyć presję przed konkursem drużynowym, kilkanaście minut przed wejściem na strzelnicę wypił dwa piwa. Szwedzi z Liljenwallem w składzie zdobyli brąz, ale na ceremonii wręczania medali przyszła informacja o przekroczonych przez zawodnika dopuszczalnych promilach alkoholu we krwi.

Na "surowe" przepisy narzekali też kiedyś węgierscy pięcioboiści. - Zawsze piło się pięćdziesiątkę na kilkadziesiąt minut przed konkurencją. Pozostałości tremy dopingowały, natomiast stan lekkiego upojenia likwidował wszelkie kompleksy - mówił pięciokrotny medalista olimpijski Andras Balczo. - Jak piłem na mistrzostwach świata do 1965 roku, to robiłem wyniki na poziomie 194-195 punktów. Kiedy wykluczono alkohol, to w 1966 roku uzyskałem tylko 188 punktów - obrazował.

Innym razem problemem była konsumpcja pokarmów. Dobitnie przekonał się o tym choćby pięściarz z RPA Thomas Hamilton Brown. Zawodnik na igrzyskach w 1936 roku przegrał swą pierwszą walkę kategorii lekkiej. W rzeczywistości to on był jej zwycięzcą, ale błędny wynik pojawił się z powodu złego zliczenia punktów. Gdy po dwóch dniach zauważono pomyłkę i zaproszono Browna do dalszej części rywalizacji na ringu, ten wystąpić już nie mógł. Smutek porażki postanowił ukoić w jedzeniu. Przez dwa dni objadł się tak, że nie mógł zmieścić się w swej niedawnej kategorii wagowej.

Igrzyska w 1936 roku w Berlinie były zresztą szczególne również w konkursie skoku o tyczce. Dwaj japońscy zawodnicy walczący o drugie miejsce mieli taki sam wynik i odmówili udziału w dogrywce. Poproszono ich, by sami rozstrzygnęli, kto dostanie srebrny, a kto brązowy medal. Po długiej dyskusji uznali, że wygra ten, który jako pierwszy osiągnął najlepszą wysokość. Po powrocie do ojczyzny postanowili jednak połączyć zdobyte medale. Przecięli je na pół, wymienili się nimi. A potem każdy wytopił sobie brązowo srebrny medal. Zostało to potem nazwane medalami przyjaźni.

Do ciekawszych olimpijskich historii można zaliczyć też tę o udziale w igrzyskach Tarzana. Johnny Weissmuller, aktor, który zagrał w 12 filmach o tym bohaterze, był także doskonałym pływakiem. Jedni obecnie bardziej cenią go za pięć złotych medali olimpijskich, inni za filmowe kreacje.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.