Wyrzucony z igrzysk Polak mówi o skandalu. "Upominali związek trzy razy". Absurdalne odwołanie

- FINA upominała PZP trzy razy, już w Japonii, gdy analizowaliśmy wszystkie możliwości, sam widziałem komunikację mailową. Nikt z PZP się do tego nie odniósł, nie zareagował, więc za trzecim razem ludzie ze światowej federacji po prostu wykreślili wszystkie te nazwiska. I tak nasze sześć nazwisk spadło z listy - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty Jan Kozakiewicz

Szóstka polskich pływaków nie wystąpi na igrzyskach olimpijskich z powodu błędu, jaki Polski Związek Pływacki popełnił przy zgłaszaniu zawodników. Sportowcy przylecieli do Tokio, ale musieli je opuścić. Chodzi o Mateusza Chowańca, Jana Kozakiewicza, Jakuba Kraskę, Paulinę Pedę, Aleksandrę Polańską i Alicję Tchórz. Ostatecznie federacja zgodziła się, aby trójka z nich zastąpiła trzech pływaków z prawem startu, aby umożliwić Polakom wystawienie sztafet w olimpijskiej rywalizacji.

- To wszystko wymaga głębokiej analizy. Rozważam powołanie komisji w związku. Jeżeli będzie taka wola, z udziałem jednego z poszkodowanych zawodników i jednego trenera. Po to, żeby wspólnie prześledzić całą komunikację, przepływy dokumentów. Tu absolutnie nie ma umywania rąk. Transparentność w tej kwestii to dla mnie i zarządu najważniejsza sprawa. Nie mogę tego zostawić bez dogłębnej analizy i wyjaśnienia. W związku konkretne osoby prowadziły sprawy związane z kwalifikacją do igrzysk - w rozmowie ze Sport.pl powiedział szef PZP, Paweł Słomiński.

W odpowiedzi na skandaliczną sytuację pływacy opublikowali list otwarty, w którym domagają się dymisji prezesa i całego zarządu związku. "W tym momencie najmniej istotne są dla nas zapewnienia o powołaniu komisji mającej zbadać, kto zawinił. Ani nam to nie pomoże, ani nie pozwoli zapomnieć o odebranych marzeniach. Nie uzdrowi to również polskiego pływania. Winne nie są tu jednostki, winna jest cała instytucja, na której czele stoi prezes. Apelujemy do Pana oraz do całego zarządu o wzięcie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację i podanie się do dymisji w trybie natychmiastowym, bez czekania na wybory" – czytamy w liście. Podpisało się pod nim łącznie dwanaścioro pływaków.

"FINA upominała PZP trzy razy, już w Japonii"

Więcej na temat całej sytuacji opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Jan Kozakiewicz. - Polski Związek Pływacki zgłosił naszą szóstkę do zawodów indywidualnych, myśląc, że jest tak, jak było jeszcze w Rio de Janeiro. Tam z minimum B można było wystartować indywidualnie. Ale teraz trzeba też mieć zaproszenie od FINA. Dostał je tylko Kacper Stokowski. W przypadku pozostałych osób związek nie otrzymał odpowiedzi, więc chyba uznał, że brak odpowiedzi równa się brak przeciwwskazań - przyznał polski pływak.

- Drugi problem jest taki, że jeśli jakaś reprezentacja zgłasza pięć sztafet, może mieć w nich wszystkich dziesięć osób na zasadzie "relay only". U nas było tych osób za dużo. FINA upominała PZP trzy razy, już w Japonii, gdy analizowaliśmy wszystkie możliwości, sam widziałem komunikację mailową. Nikt z PZP się do tego nie odniósł, nie zareagował, więc za trzecim razem ludzie ze światowej federacji po prostu wykreślili wszystkie te nazwiska, które zostały zgłoszone niepoprawnie, czyli do konkurencji indywidualnych tylko z minimum B. I tak nasze sześć nazwisk spadło z listy. - dodał.

Jak przyznał Kozakiewicz, od momentu informacji, że nie będą mogli wystartować w olimpijskich zawodach, zrobili niemal wszystko, co mogli, by odkręcić całe zamieszanie. - Od kiedy opublikowano listę zgłoszeń do zawodów bez naszych sześciu nazwisk, mieliśmy 48 godzin na odwołanie. PZP napisało je absurdalnie źle. Zamiast przyznać się do błędu, bo przecież to nasz związek pokazał ordynarną nieznajomość przepisów, próbowało zrzucić winę na FINA. Pierwsza odpowiedź na odwołanie była odmowna - zdradził.

- W końcu FINA i MKOl dały się uprosić i pozwoliły PZP wymienić trzech zawodników. Nie przywrócić, tylko wymienić, bo jest taka zasada, że łącznie na igrzyskach może być 878 pływaków, ani jednego więcej. Dzięki tej wymianie nasze sztafety będą mogły wystartować. Gdyby nie to, doszłoby do bezprecedensowej sytuacji - tor na basenie olimpijskim byłby pusty - powiedział Kozakiewicz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.