To będzie najstarsza sztangistka na igrzyskach. Ma 43 lata, niegdyś była znana jako Gavin Hubbard. Przed korekcją płci największym osiągnięciem Hubbard w ciężarach był rekord Nowej Zelandii juniorów. W 2017 roku Gavin powróciła do sportu już jako Laurel. Cztery lata wcześniej zmieniła płeć. A pod koniec 2015 roku MKOl uregulował kwestię startu w zawodach dla osób transpłciowych. Hubbard skorzystała z tej szansy. I to drugie wejście do sportu miała imponujące. W kategorii powyżej 90 kg zdominowała światowe igrzyska masters, uzyskała rekordowe wyniki wśród zawodniczek z Oceanii i Nowej Zelandii, a na mistrzostwach świata w Anaheim zdobyła srebro. A każdy jej sukces na nowo rozpalał dyskusje: gdzie wyznaczyć linię między prawem do samorealizacji a ochroną równości szans w zawodach? - Jeszcze dziesięć lat temu sport w ogóle nie był gotowy na sportsmenkę taką jak ja. Ale chyba i teraz jeszcze nie jest gotowy - mówiła Laurel Hubbard cztery lata temu. I niewiele się od tego czasu zmieniło.
Główny problem polega na tym, że badań na temat możliwych przewag osób transpłciowych w rywalizacji kobiet jest na razie za mało, by mieć jasną konkluzję. I jeszcze długo będzie ich za mało, bo spory tego rodzaju ciągną się w sporcie latami. Do akcji wkraczają nie tylko naukowcy, ale też najlepsze kancelarie prawne, w różnych instancjach zapadają wykluczające się orzeczenia. Tak było ze sporem o możliwe przewagi protez Oscara Pistoriusa nad mięśniami i ścięgnami jego rywali, tak było z próbą uregulowania udziału osób z zaburzeniami rozwoju płciowego w lekkoatletycznych konkurencjach biegowych po serii sukcesów Caster Semenyi. Gdy brak jest jasnych wniosków z badań, a jakąś decyzję trzeba podjąć, zawsze ktoś ucierpi: albo odrzucona sportsmenka, albo jej rywalki. Wśród sztangistek pokonanych przez Hubbard jest m.in. Polka Aleksandra Mierzejewska, która przegrała z Nowozelandką w mistrzostwach świata. I nadal nie kryje żalu.
- Nie mam nic przeciwko osobom transpłciowym, ogólnie jestem tolerancyjna. Jeśli jednak mężczyzna ogłasza zmianę płci i chce startować w zawodach z kobietami, to dla mnie jest oszustem. O jakim fair play my mówimy? - mówi Sport.pl Mierzejewska. Podkreśla psychologiczną przewagę Hubbard nad rywalkami.
- Ja w oficjalnych rezultatach mam zapisane siódme miejsce. Środowisko gratulowało mi szóstego. Sportowe tabele są tabelami. Według nich jestem siódma i powiem szczerze: czuję się z tym źle - opisuje polska mistrzyni Europy w najcięższej kategorii. Obecnie jest koordynatorką i trenerką sekcji podnoszenia ciężarów w Uniq Fight Club.
Deklaracja bycia kobietą i niski testosteron
Hubbard od kilku dni jest pewna wyjazdu na igrzyska olimpijskie w Tokio. Stanie się tak, gdyż w strefie Oceanii z powodu pandemii odwołano część zawodów kwalifikacyjnych. Dodatkowo wyżej notowane w rankingu rywalki wykruszają się z różnych powodów: dopingu (Rosja), bojkotu igrzysk (Korea Północna), czy przepisów stanowiących, że jeden kraj w danej konkurencji może reprezentować tylko jedna zawodniczka. Hubbard przez ekspertów wskazywana jest jako kandydatka do olimpijskiego krążka. Od najlepszego w karierze 2017 roku w międzynarodowych zawodach idzie jej bardzo dobrze. W 2019 roku na mistrzostwach świata była wprawdzie dopiero szósta, ale w Pattai startowała po ciężkiej kontuzji.
MKOl pod koniec 2015 roku, reagując na zapytania związków i konieczność wyznaczenia reguł dla sportowców transpłciowych, ustanowił dość proste w teorii przepisy. W rywalizacji mężczyzn właściwie nie ma ograniczeń. Tam mogą startować wszyscy, którzy określą się jako mężczyźni. U kobiet oprócz deklaracji, że ktoś czuje się kobietą, wymagany jest też odpowiedni poziom testosteronu. Wynosi on poniżej 10 nanomoli na litr krwi przez co najmniej 12 miesięcy przed zawodami. Dla kobiet takie stężenie zwykle wynosi do 3 nanomoli. U mężczyzn waha się w przedziale od 10 do 35. Poziom testosteronu to właściwie jedyne kryterium przy dopuszczaniu zawodników do kobiecych kategorii. Z punktu widzenia sportowych paragrafów to czy doszło do np. operacji modyfikacji narządów płciowych (np. usunięcia jąder) czy nie - nie ma żadnego znaczenia. Byle poziom testosteronu się zgadzał.
- Rozumiem, że dla sportowców transpłciowych to jest szansa. Oni nie chcą być wykluczani ze sportowej rywalizacji. Sprawa jest bardzo trudna i złożona. Bo przypuszczam, że dla niektórych ten przepis może być też furtką, szczególnie na igrzyska - mówi nam mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów z Pekinu, Szymon Kołecki. - Medale tej imprezy łączą się ze splendorem i finansami. Dla niektórych może być to pokusa, aby zdecydować się na kilkunastomiesięczną hormonalną kurację. Jeśli mężczyźni z obniżonym poziomem testosteronu będą odbierali medale kobietom, jeśli znajdą się osoby, które kobietami będę chciały być "tylko na chwilę", to ten przepis może zostać zmodyfikowany – zwraca uwagę Kołecki. Jego zdaniem o sprawie zrobi się głośniej wraz ze zdobywanymi przez transseksualnych sportowców medalami. Czy tak stanie się już w Tokio? Tam zobaczymy trzech takich sportowców: Chelsea Wolfe (BMX), Tifanny Abreu (siatkówka) i Hubbard.
Problem z regulacjami MKOl z 2015 roku jest taki, że miały być tymczasowe, a zamieniły się w stałe. Miały zostać doprecyzowane przed igrzyskami w Tokio, ale Międzynarodowy Komitet Olimpijski przełożył to na później, bo nie ma zgodności między naukowcami. Richard Budgett, szef komisji medycznej MKOl, przyznawał w rozmowie z ESPN, że wyznaczenie sprawiedliwego progu dopuszczenia jest arcytrudne. Wiele osób podnosi argument, że samo zbijanie poziomu testosteronu przez kilkanaście miesięcy przed startami to za mało, by zachować równość szans w rywalizacji kobiet. - Jeśli ktoś był mężczyzną przez 20 lat i wykształcił siłę, zdolność ruchową, motorykę, nauczył się różnych technik, zniósł większe obciążenia treningowe, zbudował wiele rzeczy, które składają się na wynik sportowy, np. pewność siebie, to czy po samym obniżeniu testosteronu i zachowaniu innych atrybutów nie będzie mieć przewagi nad rywalkami? - zastanawia się Kołecki.
Czy testosteron zawsze jest kluczowy?
- Poziom testosteronu to tylko jeden z czynników, który ma wpływ na wynik sportowy, istotny, ale nie jedyny - punktuje nam jedna z czynnych sztangistek, prosząc o anonimowość. Sugeruje, że to może być za mało. - Budowa anatomiczna, praca układu nerwowego, sama pamięć mięśniowa i inne cechy, które od urodzenia nabywa mężczyzna, zawsze będą przewyższać fizyczne możliwości kobiety - dodaje. Nie potrafi powiedzieć, jakie jest najsprawiedliwsze wyjście z sytuacji.
Są badania pokazujące, że mężczyźni, którzy przeszli okres dojrzewania płciowego, zachowują znaczną przewagę nad biologicznymi kobietami nawet po zażyciu leków obniżających poziom testosteronu. Mają mocniejszą strukturę kostną, większą masę i siłę mięśni, mniejszą tkankę tłuszczową, większą gęstość kości, większe serce i większą zdolność przyswajania tlenu. Takie były konkluzje ekspertów powołanych przez światową federację rugby, która badała czy dopuszczenie do rywalizacji w żeńskich konkurencjach tego sportu transpłciowych kobiet jest bezpieczne dla pozostałych zawodniczek. Orzeczenie było negatywne, bo zdaniem wspomnianych naukowców ryzyko kontuzji było o 20-30 procent większe. Pisał o tym na Sport.pl Michał Kiedrowski.
British Journal of Sports Medicine opublikował kiedyś wynik eksperymentu na 48 zdrowych kobietach (od 18 do 35 lat). Części z nich przez 10 tygodni podawano testosteron, pozostałym placebo. W pierwszej grupie poziom testosteronu w krwiobiegu wzrósł z 0,9 nmol / litr krwi do 4,3 nmol. W tej grupie zdolności do wysiłku biegowego - również wzrosły. Czas biegu do wyczerpania wydłużył się o 21,17 sekundy (8,5 proc.) w porównaniu z drugą grupą.
Sprawa limitu testosteronu była też w centrum dyskusji o startach w lekkoatletyce zawodniczek z zaburzeniami rozwoju płciowego. Sukcesy Caster Semenyi, która przez wrodzony hiperandrogenizm ma naturalnie wyższy poziom męskich hormonów płciowych wywołały ogromne spory i doprowadziły do ustalenia limitu testosteronu, który w wybranych konkurencjach jest dużo bardziej restrykcyjny niż norma MKOl dla mężczyzn, którzy zmienili płeć. Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna ustaliła że w biegach kobiecych od 400 metrów do jednej mili, czyli tam gdzie przewaga biegaczek z zaburzeniem rozwoju płciowego ma być największa, limit to 5 nanomoli, a nie 10 jak w normach MKOl dla transpłciowych olimpijek. Są eksperci, którzy próby dostosowania naturalnego testosteronu do poziomów określonych przez MKOl czy IAAF charakteryzują jako ryzykowne dla zdrowia. Caster Semenya stwierdziła, że nie będzie zbijać swojego naturalnego testosteronu i woli przenieść się do rywalizacji na 200 metrów.
Przeciwnicy obniżania testosteronu odwołują się też do danych zebranych podczas igrzysk olimpijskich w Londynie. Pokazano w, że naturalny testosteron był różny. Badania na grupie 693 sportowców wykazały, że 16,5 procent mężczyzn miało poziom testosteronu poniżej zakresu męskiego, a prawie 2 procent spadło poniżej zakresu żeńskiego. W dodatku organizmy ponad 14 procent kobiet naturalnie znajdowały się powyżej dopuszczalnego obecnie maksimum dla kobiet-sportowców.
Inne testy, zrobione podczas lekkoatletycznych MŚ w 2011 w Daegu badały poziom testosteronu u 849 sportsmenek, by oszacować częstość występowania hiperandrogenizmu.
Okazało się, że dziewięć pań miało poziom testosteronu wyższy niż 3 nmol, a trzy miały poziom powyżej 10 nmol. Naukowcy zwracali uwagę, że związek między poziomem testosteronu a wynikami sportowymi nie został na podstawie tych zawodów bezpośrednio dowiedziony, ale zauważyli jeszcze jeden element - znacznie częstsze występowanie hiperandrogennych kobiet wśród najlepszych sportsmenek w porównaniu z populacją ogólną. W omawianym przypadku wyższy o 140 razy. To ich zdaniem mogło być "pośrednim dowodem" łączącym podwyższony testosteron z wydajnością kobiet-sportowców.
Polemika ekspertów dotycząca poziomu testosteronu nie zakończy się szybko, a wątpliwości z tym związanych w kobiecych dyscyplinach może być coraz więcej.
Dodatkowa kategoria? "To coś anormalnego"
- A czy mieliśmy sytuacje, że kobieta, która stała się mężczyzną, chciała wystartować w męskich zawodach? - pyta Mierzejewska. - Nie słyszałam o czymś takim, bo taka osoba nie miałaby szans. W drugą stronę otwierają się za to możliwości. Dla mnie jest to przykład pogoni za medalem - mówi Mierzejewska.
- Dla mnie osoby zmieniające płeć powinny mieć swoją konkurencję, startować w oddzielnych zawodach. Genetyki nie oszukamy. Nie mówimy tu przecież o rywalizacji w szachach, mówimy o ciężarach, dyscyplinie siłowej. Siła kobiety i siła mężczyzny jest zupełnie inna – obstaje przy swoim Mierzejewska.
- To byłaby kategoria traktowana jako coś anormalnego. Byłoby to przykre dla startujących – oponuje Kołecki, niegdyś prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. - A co z takimi zawodniczkami jak Caster Semenya, które nie zmieniały płci, tylko mają zaburzenia rozwoju płciowego. Dla nich robilibyśmy kolejną kategorię? Wchodzimy w trudne i przykre zagadnienia - kończy Kołecki.
Igrzyska olimpijskie w Tokio rozpoczną się 23 lipca, potrwają do 8 sierpnia.