Jak to zrobili Chińczycy, jak nie udało się Polakom

Marek Ploch. polski trener złotej chińskiej dwójki, która wygrała finał, w którym płynęli Baraszkiewicz i Jędraszko

W finale nie dla wszystkich warunki były optymalne. Ale właśnie taki jest sport, który uprawiamy. Raz wieje, raz nie, raz jest fala, raz nie, i to wszystko jest naturalne. Dziś wiatr i fala sprzyjały Chińczykom, a były jednocześnie niekorzystne dla Polaków. Moi są lżejsi, wiosłują z większą częstotliwością. Cięższa łódka jest głębiej w wodzie, ciężej ją przepchnąć przez fale.

Moi mieli straszny start. Powinni być pierwsi, zawsze tak jest. Dlatego się zdenerwowałem. Bałem się, że nie dogonią rywali, ale dogonili ambicją. Nie było zupy żółwiowej [Ploch ma na myśli doping - red.].

Moi zawodnicy, idę o zakład, pracują dwa razy więcej niż inni kanadyjkarze w finale, trzy-cztery treningi dziennie. To prawda, że jako trener mam w Chinach łatwiejsze zadanie, ponieważ mogę bardzo dużo wymagać od zawodników. Stają karnie w szeregu, idą gęsiego na trening i ciężko pracują, bo wiedzą, że na ich miejsce czeka stu innych. Kiedy pojechałem do prowincji Szandong, na treningu było ponad stu kanadyjkarzy!

Po olimpiadzie kończy mi się kontrakt z chińską federacją i będę szukać pracy. Pewnie wyślę podanie i do Polski.