Z trenerem naszej kadry Józefem Traczem, brązowym medalistą z Atlanty i złotym z Barcelony, spotkaliśmy się w hali Ano Liossia, gdzie cała polska ekipa przybyła na finały już tylko w roli widzów.
- Nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak źle. Nawet w najczarniejszych myślach. Cały czas się zastanawiam nad tym, co się stało. Mam za sobą nieprzespaną noc. Całą tę porażkę biorę na siebie, bo to ja jestem trenerem i decydowałem o wszystkim. Po powrocie do Polski natychmiast złożę dymisję - podkreśla Tracz. Jego zawodnicy wygrali w Atenach zaledwie dwie walki.
- Najbardziej liczyliśmy na Darka Jabłońskiego, złotego medalistę ostatnich mistrzostw świata. Taki zawodnik nie powinien przegrywać w taki sposób, tracąc dwa punkty równo w ostatniej sekundzie. Reszta? Spodziewaliśmy się więcej od startu Marka Sitnika, bo od wielu lat ociera się o medale. Wypadł, niestety, bardzo słabo. Natomiast Radek Truszkowski w wadze do 74 kg i Marek Mikulski do 120 kg przyjechali do Aten zbierać doświadczenia. Walczyli na swoim zwykłym poziomie, którym nie dorównują jeszcze znamienitym rywalom - wylicza Tracz.
A weterani, złoci medaliści z Atlanty Włodzimierz Zawadzki i Ryszard Wolny? - Wygląda mi na to, że nie zdołali dojść do siebie po zbijaniu wagi. W tym wieku siły nie regenerują się tak szybko, a przegrali z o wiele młodszymi zawodnikami. Gdyby nasi zawodnicy wylosowali średnich przeciwników, to pierwszy dzień zdołaliby przetrzymać i następnego, w walkach o finał, byliby już silniejsi - mówi trener.
Tracz wyjaśnia, że cały świat reguluje wagę, bo jest to korzystne dla zawodników. - Większość z nich waży na co dzień o 7-10 kg więcej, niż wynosi limit kategorii. Dzięki temu mogą pracować na wyższych obciążeniach, z większymi przeciwnikami, z większymi ciężarami. Potem zbijają wagę, ale większa moc zostaje - wyjaśnia Tracz.
- Ta klęska nie była przypadkowa. Musiał zostać popełniony błąd w przygotowaniach, bo poniżej swoich możliwości wypadli równo wszyscy Polacy, a nie jeden czy dwóch - mówi Ryszard Świerad, współtwórca największego sukcesu polskich zapasów w historii występów na igrzyskach - trzech złotych medali, srebrnego i brązowego w Atlancie w 1996 r. - który w Atenach prowadzi reprezentację Szwecji.
- Polakom zabrakło świeżości, szybkości, błyskotliwości. Obserwowałem ich cały czas. Mieliśmy nawet dwa wspólne obozy przygotowawcze. Muszę przyznać, że chłopcy ostro pracowali, nie opieprzali się. Może nie trafiono z BPS? [Bezpośrednie Przygotowanie Startowe, forma specyficznego treningu tuż przed najważniejszą imprezą - red.]. Ciężko trafić z formą zawodnika na taką imprezę jak igrzyska. Nie wiadomo, czy mu odpuścić, czy przycisnąć? Że te same problemy mają w innych sportach? Być może, ale w zapasach te przygotowania muszą się odbywać na tzw. "czuciu trenerskim" - dodaje Świerad.
Sam Tracz skarży się na skomplikowany system kwalifikacji do igrzysk. I na presję. - Szczególnie nerwowe dla nas były mistrzostwa świata w ubiegłym roku, gdzie ważyły się moje losy i starszych zawodników. W tamte zawody poszła cała nasza energia, przed Atenami uszło z nas powietrze. Do tego dochodzi przesunięcie środka ciężkości zapasów na Wschód - opowiada Tracz. - Europa traci na znaczeniu. Po rozpadzie ZSRR zaczęli dominować zawodnicy z byłych republik, Kazachstanu, Azerbejdżanu. Nagle rozwinęły się w zapasach też inne azjatyckie kraje: Japonia, Korea i Chiny.
- Gdzie są młode wilki, które deptałyby starym mistrzom po piętach? W mistrzostwach Polski startuje 120 zawodników we wszystkich kategoriach. Kiedyś mieliśmy trzech, czterech wyrównanych zapaśników w każdej kategorii wagowej, każdy z nich mógł zdobyć medal na mistrzostwach Europy czy świata. Dziś bywa, że mamy jednego zawodnika w wadze, na którego tylko się chucha i dmucha, żeby nie doznał kontuzji - podkreśla Tracz. - Nie ma też w zapasach pieniędzy takich jak w innych sportach. My np. juniorom nie możemy zaproponować nic. Zanim stanie się seniorem, zanim odbębni przez dwa lata przegrane, frycowe pojedynki, umrze z głodu.
Jak naprawić sytuację? - Trzeba odmłodzić reprezentację. Zresztą Zawadzki oraz Wolny i tak kończą po Atenach kariery. Teraz mój następca powinien dostać carte blanche i okres ochronny przynajmniej na cztery lata. Bez tego nie podejmie ryzyka, nie będzie się zajmował szkoleniem przyszłościowych zawodników, tylko wyciskał wyniki z tych, których ma - uważa Tracz.
Według niego idealnymi kandydatami na nowych szkoleniowców są Zawadzki i Wolny. - Szkoda by było, żeby odeszli, bo mają olbrzymią wiedzę i doświadczenie.
- Zmieńmy Tracza, ale kogo mamy na jego miejsce? - zapytał retorycznie Świerad.
- Świerada - odpowiedzieliśmy.
- Mnie, mimo sukcesu w Atlancie, dwa lata przed igrzyskami w Sydney nie przedłużono kontraktu, więc wyjechałem do Szwecji. Obecny kryzys zapasów to nie jest klątwa Świerada. Ale też Świerad nic nie może pomóc. Choć miałem ostatnio propozycje z Polskiego Związku Zapasów, to nie wejdę drugi raz do tej samej wody - powiedział trener reprezentacji Szwecji.