Z wysokich trybun na precelkowatym torze Hellinikos widać morze, a daleko, daleko na nim statki. Daleko mają również Polacy, ale nie tylko oni, aby dobrać się do skóry dwóm najlepszym kajakarzom górskim.
Martikan i Estanguet walczą o złoto tylko ze sobą. Martikan, złoty medalista z Atlanty w 1996 roku i srebrny za Estanguetem w Sydney, był najszybszy w półfinale. W finałowym slalomie, w którym wystartował ostatni, pokonał dolny odcinek trasy najszybciej, uwijał się jak aktor w slapstickowej komedii, wiosło raz z jednej, raz z drugiej. I na dole, na mecie, miał najlepszy czas, niemal o dwie sekundy lepszy niż Francuz. Spojrzał na tablice i podniósł w górę ręce. Był tam też Estanguet, który czekał na wyrok i pogratulował rywalowi. Ale nie czekali francuscy działacze. Oni widzieli to, czego nie pokazała tablica wyników. Że na piątej bramce Martikan dotknął tyczki. 20 minut po wyścigu uwzględniono protest Francuzów, Martikan został ukarany dwiema sekundami. To wystarczyło. Estanguet wygrał o 12 setnych. Ten to dopiero umie się cieszyć - skakał i śmiał się.
W środę w półfinale płynął również Mariusz Wieczorek. W eliminacjach miał rewelacyjny trzeci czas, ale okazało się, że eliminacje rządzą się własnymi prawami, a finały własnymi. - Na bramce numer 6 za szeroko popłynąłem, a na 11 za bardzo się wychyliłem, no i złapał mnie walec - powiedział Wieczorek. - To moje ostatnie igrzyska. Liczyłem na miejsce w finale, miałem marzenie o czwartym miejscu, w przypadku perfekcyjnego przejazdu nawet na medal.
Dwa proste błędy spowodowały, że w finałowym przejeździe nie było również Agnieszki Stanuch, która zajęła 13. miejsce niemal 17 sekund za zwyciężczynią w półfinale (i potem w finale) Słowaczką Eleną Kaliską. - Trochę źle przepłynęłam przez walec, gdzie woda zawija, przytrzymało mnie i tam najbardziej straciłam - powiedział mokra, ale uśmiechnięta Agnieszka, która też liczyła na finał. Do tego trąciła dwie tyczki i dostała cztery sekundy karne. - Sama woda na tym torze stwarza problemy, a co do tego tor z bramkami.