Opaska to symbol pamięci o trenerze i przyjacielu Marku Galińskim, który zginął w wypadku samochodowym dwa lata temu. To on tchnął w Maję energię, która pozwoliła jej na radosny ciąg dalszy kariery.
Nic w tym dziwnego, że 32-letnia Włoszczowska wciąż jeździ. Problem tylko, aby znaleźć motywację. Bo, jeśli się ją ma, można szaleć bardzo długo - patrzcie na Niemkę Sabine Spitz, jedną z faworytek. Ma 45 lat.
Wyścig po złoto z Mają wystartuje w sobotę. Jak mówią wtajemniczeni, wicemistrzyni olimpijska z Pekinu - tak to wygląda z boku - straciła na wadze, ale nie na mocy. Dla kolarza to kluczowa sprawa świadcząca o formie. Być może wreszcie nadejdzie ten czas, kiedy marzenie o złotym wyścigu się spełni.
Bo cztery lata temu Maja była w doskonałej formie, kiedy na treningu się połamała. Trzy tygodnie przed startem igrzysk w Londynie. Było to jedno z najbardziej dramatycznych zdarzeń w jej karierze. Jedno z wielu, gdyż kolarstwo górskie składa się właściwie z samych dramatycznych wydarzeń, a połamane nogi i ręce, rozbite żebra i biodra są czymś całkiem normalnym. Maja zresztą sama o tym często mówi bez kokieterii: - Kolarz dziś się łamie, jutro zaczyna rehabilitację, za tydzień jeździ na rowerze stacjonarnym, za dwa wsiada na rower szosowy, za sześć startuje.
Ale zdjęcia połamanej Mai robią wrażenie na kibicach. Drastyczne były te z 2009 r., gdy w Australii poślizgnęła się na skale, jadąc na rowerze. Złamała szczękę, która musiała być składana na drutach. Wszystko to, co najbardziej ryzykowne, dzieje się na zjazdach, dlatego najlepsze na świecie dziewczyny korzystają z pomocy trenerów specjalistów tylko do zjazdów. Mai pomaga zjazdowiec Arkadiusz Perin, który podczas rekonesansów jedzie pierwszy, pokazuje najkorzystniejszy tor jazdy, najbardziej optymalne tempo.
A gdy już duet rozpozna trudne miejsca i wie, jak je pokonać, Perin i inni trenerzy jadą za swoimi podopiecznymi, najczęściej z kamerą na kasku. Czasem to nie pomaga - trzy dni temu na treningu, w tym samym miejscu, które pokonywała ze swoim trenerem Bogdanem Czarnotą wiele razy, złamała obojczyk Katarzyna Solus-Miśkowicz - trener jechał z tyłu. Kolarka już jest po operacji. Nie wystartuje.
Nie będziemy epatować grozą zjazdów, skoro Maja też nie epatuje. Zresztą kolarstwo górskie to nie tylko wypadki, ale też defekty, łapanie gumy w najgorszym momencie z możliwych. Mai oczywiście przydarzało się to często przez 20 lat startów (zaczęła jako trzynastolatka), a ostatnio w mistrzostwach świata w Czechach. Jechała po srebro, za Dunką Anniką Langvad. Przyjechała czwarta. Na każdych mistrzostwach świata jest w czołówce, ale ostatni medal zdobyła w Pietermaritzburgu w RPA trzy lata temu.
Właśnie tego tak naprawdę można się obawiać najbardziej. Jeśli chodzi o trasę w kompleksie Deodoro, nie jest arcytrudna, zwłaszcza dla kogoś, kto jeździ tak dobrze technicznie jak Maja.
Rundy - na sztucznie ułożonym kamienistym szlaku - są wyznaczone na poligonie, z dwoma szybkimi podjazdami, w tym jednym dość długim, z serpentynami. - Trenerzy i Majka są zgodni. W skali 0-10 trudność jest na 6 - mówi szef związku Wacław Skarul. - W stosunku do październikowego rekonesansu, w którym Maja uczestniczyła, szlak został wygładzony. Właśnie ze względu na wypadki. Moim zdaniem głównym problemem, z jakim zmierzą się kolarki, będzie upał. Trasa jest odkryta, nie będzie na niej odrobiny cienia.
- Wszystko zaczyna się od odcinków technicznych, płaskich, a to jest zawsze wymagające. Zwieziono mnóstwo kamieni, wbudowano je w trasę. Jest sporo przeszkód: uskoków, schodó, kamiennych zjazdów. Początkowo wydawała nam się trudna, ale po przejechaniu kilku okrążeń treningowych już zawodnikom nie sprawiała dużych kłopotów - powiedział trener Mai Michał Krawczyk.
- Majka jest w grupie sześciu-ośmiu kolarek, które będą zapewne walczyć o medale - mówi Skarul.
Wśród nich jest liderka rankingu UCI i mistrzyni świata Langvad, niezniszczalna Spitz, ta, która wyprzedziła Maję w Pekinie, Jolanda Neff ze Szwajcarii. Osiem pierwszych w rankingu wystartuje z pierwszego rzędu.
Maja nie lubi, gdy dziennikarze pytają o to, jaki medal przywiezie tym razem, choć przecież rzeczywiście robi to regularnie.
W jednym z ostatnich wywiadów powiedziała: - Nie słucham takich komentarzy. To szkoła Marka Galińskiego: wyłącz komputer, nie odbieraj telefonu i rób swoje. "Just do your job" - to jego słowa. Mam je na bransoletce, którą mam na ręku.