1. Prowadzi nas szarlatan
Wojciech Nowiński, ekspert, w przeszłości trener, w 2002 roku doprowadził młodzieżową reprezentację Polski do złotego medalu mistrzostw Europy: Żartobliwie można powiedzieć, że piłka ręczna jest kobietą. A kobieta ma różne nastroje, jest zmienna. Ale jeśli mamy mówić poważnie, to trudno wysnuć jakieś wnioski. Widzimy fakty. One są takie, że nasz zespół w piłkę ręczną grać potrafi, co niejednokrotnie pokazywał, ale czego nie prezentował w Rio. I nagle wszystko zafunkcjonowało tak, jak powinno, a może nawet jeszcze lepiej, niż można było oczekiwać. W najwyższej formie byli Karol Bielecki i Krzysiek Lijewski, a właściwie cała druga linia z Mariuszem Jurkiewiczem, który świetnie grę prowadził. To samo trzeba powiedzieć o skrzydłowych, obrotowych - było absolutnie wszystko. Do tego jeszcze fenomenalny Piotr Wyszomirski w bramce. Jeżeli ma się bramkarza, który zbliża się do 50 proc. skuteczności [Wyszomirski miał dokładnie 48 proc.], to jest bajka. Ale żeby wygrać z tak mocnym rywalem jak Chorwacja, to wszystko musi grać jednocześnie. Zagrało. Gdyby któregoś elementu zabrakło, nie wygralibyśmy. Awans do półfinału nie jest kwestią poprawy jakiejś jednej rzeczy. My wszystko zrobiliśmy dużo lepiej niż w pięciu pierwszych meczach. To zbudowało drużynę.
- Nie wiem i tego nikt nie wie. Myślę, że nawet sami zawodnicy i trener nie wiedzą. Przecież nie ma takiej ludzkiej siły, żeby w ciągu jednego dnia wszystko diametralnie zmienić. Zwycięstwo nad Chorwacją i styl gry świadczą o jednym - że nasza drużyna umie grać w piłkę ręczną na najwyższym poziomie. Na szczęście wszyscy zawodnicy przypomnieli sobie o tym w odpowiednim momencie. Teraz tylko się obawiam, czy powtórzymy to z Duńczykami. To niesamowicie groźny rywal. Mam nadzieję, że nasi, uskrzydleni tym, co zrobili, zagrają drugi raz podobnie.
- Jeżeli będziemy grali tak jak z Chorwatami, to wygramy. Naprawdę wystarczy, że to powtórzymy, i nie mam żadnych wątpliwości, że w niedzielę zagramy o złoty medal. Problem jest taki, że bardzo trudno zagrać dwa fenomenalne mecze jeden po drugim. Należy liczyć się z tym, że polski zespół może wypaść trochę gorzej niż z Chorwacją. A czy to "trochę gorzej" wystarczy na Danię? Nie wiem.
- Duńczycy są zespołem, który gra dobrze, kiedy wygrywa. Kiedy sytuację mają pod kontrolą, kiedy wszystko im wychodzi, trudno ich zatrzymać. Natomiast słabsi są, kiedy trafiają na przeciwnika, który stwarza im poważne problemy. Wówczas ta drużyna dosyć łatwo wypada ze swych torów. To jest bardzo dobrze funkcjonujący organizm, tam wszystko jest zaplanowane, dokładnie wiadomo, co, gdzie, kto, jak i kiedy. Ale jeżeli trochę się to rozreguluje, to w grę Danii wkrada się nerwowość. Mają wybitnych graczy - na środku Madsa Mensaha i Mortena Olsena, na pozycji obrotowego jest u nich dwóch rewelacyjnych zawodników [Jesper Noddesbo i Rene Toft Hansen], na prawym skrzydle przepięknie gra Lasse Svan Hansen [w tym momencie wicelider klasyfikacji strzelców, ustępuje tylko Bieleckiemu - o jedną bramkę]. A po drugiej stronie boiska jest jeszcze jeden Hansen, Mikkel. Trzeba będzie wymyślić taki projekt, który ten ich rytm gry zakłóci. Zobaczymy, co wymyśli trener. Może Mikkela Hansena będziemy kryć indywidualnie? Na pewno nie można dać mu swobody gry, bo im więcej będzie miał piłek, tym dla nas gorzej. To nie jest gracz, którego można odpuścić, pozwolić mu porzucać, a przypilnować innych, uznając, że jeden zawodnik sam nie wygra. Hansen ma nie tylko fenomenalne rzuty, ale też świetne podania. W każdych mistrzostwach jest w ścisłej czołówce "asystentów", w punktacji kanadyjskiej [bramki + asysty] jest najlepszy. Takiego człowieka trzeba wyłączyć.
- Oczywiście, że gra na dwóch obrotowych nie jest żadną nowością. To nic prekursorskiego, grają tak wszyscy, którzy mają możliwość. Trener wykorzystał to, co mamy, bo my mamy zawodników predysponowanych do takiego grania. Bardziej ryzykowali Chorwaci. Oni momentami wprowadzali dodatkowego zawodnika za bramkarza, żeby atakować z przewagą jednego zawodnika. Już przyzwyczailiśmy się, że za bramkarza wchodzi gracz z pola, ale wtedy, kiedy drużyna gra w osłabieniu. A tu mieliśmy inne zastosowanie wariantu. U nas był spokój, postawiliśmy na pewne wykonanie tego, co mamy. Wszystkiego, co mamy.
- Wiele lat prowadziłem różne zespoły i wiem, jak niesamowicie trudne jest precyzyjne zaplanowanie formy co do dnia. To praktycznie niemożliwe. Ale na pewno można tak przygotować zespół, żeby w trakcie turnieju grał coraz lepiej.
- Tak jest, słabszy początek z jakąś wpadką w fazie grupowej, a później tym lepsza gra, im dalszy etap turnieju, z dyspozycją nieosiągalną dla innych w półfinale i finale - to typowy schemat gry Francuzów. Oczywiście tu chodzi o kwestię obciążeń treningowych, o to, by nie malały zbyt szybko przed mistrzostwami. Rzeczywiście można poprowadzić przygotowania w taki sposób, żeby zespół z meczu na mecz grał coraz lepiej. Ale to nie jest droga dla niepewnych wyjścia z grupy. Oni tak przygotowują swoje drużyny, by mocne były od pierwszego meczu. Takie ekipy wraz z upływem czasu są coraz słabsze, bo brakuje im sił. Możliwe, że nasz trener podjął ryzyko. Spore, bo przecież tak planując formę, trzeba brać pod uwagę, że ona może przyjść wtedy, kiedy drużyny nie będzie już w turnieju.
- Myślę, że w meczu z Chorwacją polska ławka wreszcie funkcjonowała inaczej, że w końcu mniej było nerwowości. Rzeczywiście wcześniej za dużo było bardzo ekspresyjnych zachowań trenera. W ćwierćfinale nareszcie było konstruktywnie, czasy brane przez Dujszebajewa teraz mi się podobały. Nerwowość w ćwierćfinale mogła być większa, a nie było jej widać. Zastąpiły ją skupienie i pewność siebie. Tego w fazie grupowej bardzo brakowało. Tam naprawdę nikt nie wiedział, co się dzieje. Aż tak źle na pewno nie miało iść.
- I tak, i nie. Tak, bo było już bardzo trudno, a nie, bo polski zespół od lat słynie z tego, że najlepiej gra najtrudniejsze mecze. Ta drużyna ma swoją osobowość, ma wypracowane pewne zasady działania. Są w niej bardzo doświadczeni zawodnicy, dlatego sobie poradzili.
- Nie zapominajmy, że dwa ostatnie mecze będą niesamowicie nerwowe. To mecze o olimpijskie medale. Kto wygra w piątek, ten będzie już pewny olimpijskiego podium. Często tak jest, że półfinały są brzydkie, nerwowe, bardzo zacięte. Atmosfera w nich jest bardzo elektryczna. Ogromna stawka i ogromne zmęczenie powodują, że te mecze są bardzo męskie. Ładnie nie jest, jest dużo zderzeń, walki, twardej gry. Zdenerwowanie i zmęczenie zabijają finezję. Spodziewajmy się, że tak będzie i tym razem.
- Zgadza się, nie dajemy za wygraną. A teraz podbudowani sukcesem, ze świadomością, jak blisko są ostatniego wielkiego celu, nasi gracze na pewno nie odpuszczą. Będzie bardzo gorąco, może nawet z jakimiś dogrywkami.
- Tak było i dokładnie taki sam jak teraz w Rio był wtedy skład półfinałów. Może to faktycznie jakiś znak.
- Niemcy to teraz dobrze naoliwiona maszyna. Są świetnie zorganizowani, znakomicie funkcjonują. Spodziewam się, że ich mecz z Francją będzie bardzo wyrównany. Trójkolorowi na najwyższym poziomie grają wtedy, gdy na boisku mają równocześnie Nikolę Karabaticia, Daniela Narcisse'a i Valentina Porte'a. Natomiast wejścia zmienników, Thimotheya N'Guessana czy Adriena Dipandy, trochę poziom ich gry obniżają. Do tego niespecjalnie z piłką zderza się w tym turnieju Thierry Omeyer, czyli bazowy zawodnik francuskiej reprezentacji. Wiadomo, że on może się obudzić, widziałem już wiele turniejów, w których ten bramkarz pokazywał, co potrafi, dopiero w meczach o medale, można było żartować, że przyjeżdżał dopiero na te spotkania. Ale Niemcy nie muszą się zastanawiać, jak zagra ich bramkarz, bo Andreas Wolff już regularnie broni z 40-procentową skutecznością, już jest podporą drużyny. Stawiam, że skuteczność bramki w starciu tak równych bramkarzy teraz będzie decydująca.
- Trudno powiedzieć. Ostatni mecz z Francuzami to był nasz popis. W Krakowie w trakcie mistrzostw Europy zagraliśmy świetnie [wygraliśmy 31:25]. Natomiast ostatnie spotkanie z Niemcami przegraliśmy [w grupie w Rio 29:32]. Czuję, że chyba lepiej byłoby grać z Francuzami. To fenomenalny zespół, ale proszę popatrzeć na zawodników niemieckich wchodzących z ławki. Każdy coś wnosi. Steffen Fath i Steffen Weinhold to gracze, którzy w wielu zespołach graliby w podstawowych siódemkach. Jak wejdzie Martin Strobel, to też będzie wartością dodaną. U Francuzów rezerwowi to też superzawodnicy, N'Guessan niedawno podpisał kontrakt z Barceloną, ale w Rio szału z ich strony nie ma, grają tylko poprawnie.
- Tutaj trener będzie miał problem. Fenomenalnie gra Bielecki, aż trudno go zdjąć chociaż na chwilę. Karol zawsze słynął z bardzo dobrych meczów w klubie, a na wielkich imprezach nie grał równo. Miał fantastyczne mecze, kiedy rzucał po 10-12 bramek, ale między nimi miał mecze, które mu się nie udawały. W Rio wszystkie jego mecze poza tym ze Słowenią są wspaniałe, wyjątkowe. Wejście Michała na pewno by wzmocniło zespół w obronie. W ataku niekoniecznie. Ale generalnie tej klasy gracz jest w zespole bardzo potrzebny. Niech trener wymyśla, jak z niego teraz skorzystać. Niby przysłowie mówi, że od przybytku głowa nie boli, ale tu dobre wyjście z sytuacji nie będzie łatwe.
- W tej sytuacji nie można powiedzieć inaczej: będzie. Wierzę w to. Ale droga jest jeszcze bardzo trudna. Zgadzam się z Dujszebajewem, który powiedział po meczu z Chorwacją, że tak naprawdę jeszcze nic nie zrobiliśmy. Jak teraz przegramy dwa mecze i zajmiemy czwarte miejsce, to będzie ogromne rozczarowanie. Teraz jest euforia, we wszystkich wiadomościach słyszymy i czytamy, że już prawie jesteśmy medalistą, a tak naprawdę my jesteśmy dopiero w półfinale. Wzrosły apetyty publiczności, ale i fachowców, choć przeciwnicy są niesamowicie wymagający. Gdyby doszło do powtórki nie tylko składu półfinalistów z MŚ 2007, ale też końcowej kolejności, to bardzo bym się ucieszył. Naszej odchodzącej generacji medalu trzeba z całego serca życzyć, bo już tym jednym meczem z Chorwacją przypomniała, jak bardzo na taki krążek zasługuje.