Rio 2016. Polska - Brazylia 32:34. Ta misja źle się zaczęła

Polacy zaczęli walkę w Rio zdenerwowani, obezwładnieni ofiarną grą Brazylii i potem już nie byli w stanie dogonić gospodarzy. Przegrali pierwszy mecz turnieju olimpijskiego 32:34. We wtorek grają z Niemcami

Przez całe przygotowania do Rio powtarzali sobie: trzeba dobrze zacząć. Mecz z Brazylią jest najważniejszy w rundzie grupowej, bo w tak wyrównanej grupie, gdzie poziomem odstaje tylko Egipt, pokonanie gospodarzy mocno przybliży ćwierćfinał. Da spokój, podbuduje, udowodni, że Polacy znów potrafią dobrze znosić presję. To jest tej drużynie bardzo potrzebne po tym, co się stało w tegorocznych mistrzostwach Europy u siebie. Zmieniła po nich trenera, Talant Dujszebajew nie ukrywa, że to jeszcze nie jest taka drużyna, jaką obiecał zbudować, było na to zbyt mało czasu. Ale on chce wygrywać zawsze i wszędzie. Mocno przeżywał olimpijski debiut w roli trenera, piłkarze sobie czasami żartują z tego, jak bardzo wszystko przeżywa i jak trudno trawi nawet sparingowe porażki. Żartują dla rozładowania napięcia, bo i oni podchodzą do Rio jak do jednej z najważniejszych misji w karierze.

Ta misja źle się zaczęła. Po Brazylii żartów nie będzie. Polacy męczyli się z nią koszmarnie, Dujszebajew wściekał się przy linii bocznej, w drugiej połowie dostał żółtą kartkę. To było w najgorszych dla Polaków minutach meczu. Wtedy gdy szedł jeden udany kontratak Brazylijczyków za drugim. Gdy z dwóch bramek straty nagle, po 16 minutach drugiej połowy, zrobiło się siedem. Wtedy już było jasne: spokój tu szybko nie wróci. Nawet jeśli niedługo później strata stopniała do czterech goli po dobrej interwencji Piotra Wyszomirskiego i skuteczności pod bramką rywali.

Polacy zagubieni w dżungli

Te cztery bramki to była strata, która w tym meczu powracała najczęściej. Balast po fatalnym początku spotkania, gdy Brazylijczycy pokazali, jak chcą grać: wysoko i ofiarnie w obronie, a Polacy się w tej dżungli nie mogli odnaleźć. Niepotrzebnie weszli w nerwową wymianę ciosów. Za dużo było walki, za mało gry w piłkę. Brazylijczycy się w tym odnajdywali, Polacy nie. Nie rzucili żadnej bramki przez pierwsze sześć minut, aż do rzutu karnego wykorzystanego przez Karola Bieleckiego. Nie prowadzili przez całe spotkanie ani razu, remisowali tylko na otwarcie meczu, najmniejsza odległość, na jaką się do Brazylii zbliżyli, to była jedna bramka straty w 37. minucie, po golu Michała Daszka.

Mecz toczył się w kotle: w nagrzanej hali - w porównaniu z wyziębioną przez klimatyzację halą siatkarzy to był inny świat - przy trybunach może nie zapełnionych do końca, ale bardzo głośnych. I po przytłaczającym początku Polacy już się nie potrafili odrodzić i odmienić swojej gry na tyle, żeby straty odrabiać cierpliwie, a nie tylko zrywami. Akcje były szarpane, rzuty często z niewygodnych pozycji, w obronie za ostro, co się kończyło karami. Karol Bielecki pomylił się tylko raz na cztery rzuty karne, trafiając w poprzeczkę, w miarę dobrze funkcjonował kontratak, choć i w nim były nieudane serie. I to właściwie tyle. Nikomu się nie udał natchniony mecz. Dobrze grali Przemysław Krajewski i Daszek, ale ten pierwszy meczu nie dokończył, zszedł z kontuzją. A Brazylijczyków niósł dobry początek. Nawet gdy mieli przestoje, potrafili wrócić w porę. Skuteczni w ataku byli Toledo i Petrus. Momentami znakomicie grali ich bramkarze, obaj rzucili po bramce, gdy Polacy wycofywali bramkarza.

Już nie ma wymówek

Drużyna Dujszebajewa to, co sobie wypracowała, szybko trwoniła. A już zupełnie koszmarne były wspomniane minuty w środku drugiej połowy. Wtedy przez moment wydawało się, że Polska znalazła sposób na gospodarzy albo oni płacą za pierwszą połowę. Polska zmniejszyła stratę do 19:21, nabierając rozmachu. I nagle skończyła się energia i spokój. Przy 19:21 zmarnowali kontratak, pozwolili Brazylii odpowiedzieć golem i taki był rytm kolejnych akcji. Bramkarz Brazylii broni rzut Jureckiego - Brazylijczycy trafiają. Lijewski po kontrze trafia w słupek - Brazylijczycy wykorzystują karnego. Powrót do tych nieszczęsnych czterech bramek straty, a dalej jeszcze gorzej. Aż po siedmiobramkową stratę. Polacy się jeszcze od tego dna odbili. Ale to już była zbyt duża strata, żeby dogonić choćby remis.

Końcowy wynik, przegrana dwiema bramkami, wygląda lepiej, niż wyglądał cały mecz. Talant Dujszebajew, gdy rozmawialiśmy przed meczem, ocenił, że ta drużyna nie wygląda jeszcze nawet w połowie tak, jakby to sobie wymarzył. Ale przy tym puścił lekko oko. Okazało się, że całkiem nieźle przewidział to, co się stanie w tym kotle w Parku Olimpijskim. We wtorek przed Polakami mecz z Niemcami, którzy wygrali swoje pierwsze spotkanie. Do odzyskania spokoju nie jest tak daleko, ale do tego musi się poprawić gra. Bo w niedzielę w meczu otwarcia najgorsze było to, że nie została po nim właściwie żadna wymówka.

W Rio zrobiło się bardzo gorąco. Fotoreporter Reutersa nie mógł się powstrzymać [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o: