Rio 2016. To się zapisało: łzy wielkich facetów - Janikowski i Bonk zdobyli medale

- Nie ma dla mnie wzorów, ten medal dedykuję sobie, jest tylko mój, kosztował mnie mnóstwo pracy - mówił Damian Janikowski. - Tabletek przeciwbólowych wziąłem chyba tonę, mówiłem do trenera, że wyjazd na igrzyska nie ma sensu - opowiadał Bartłomiej Bonk. Cztery lata temu dwaj polscy wojownicy zdobyli brązowe medale igrzysk w Londynie

Obserwuj @LukaszJachimiak

Janikowskiego w Rio nie zobaczymy, nie przeszedł olimpijskich kwalifikacji. Szkoda, jego akcje i na medal, i tę po medalu, wykonaną na trenerze Ryszardzie Wolnym, w przeszłości mistrzu olimpijskim, powspominać przyjemnie.

 

"Gladiator" z wielkimi, ponadrywanymi uszami zaraz po zdobyciu medalu dukał przez łzy, ile ten sukces dla niego znaczy. - Młody zawodnik może nosić nauszniki. Ja już mam uszy zapaśnicze. W pewnym momencie małżowina pęka przez otarcie, uderzenie. Krew się wlewa i powstaje kalafior. Ja się nie wstydzę, to coś fajnego. Jak się idzie ulicą, patrzy się na człowieka, to widać, że trenuje. Ja pierwszy kalafior miałem po siedmiu latach. W zależności od stylu jedno ucho jest bardziej zniekształcone, drugie mniej, a ja jestem wyszkolony, wszechstronny, akcje robię na obie strony i dlatego mam takie same kalafiory na obu uszach. Jak powstają, trzeba je pielęgnować. Moje są ładne. Niektórzy nie dbają i mają odstające, zwisające, większe" - mówił, kiedy już się uspokoił, w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

O swoim bólu w drodze do olimpijskiego podium opowiadał też Bonk. A jego przekaz wzmacniany był dodatkowo przez dramat Marcina Dołęgi. Murowany faworyt do złota spalił wszystkie próby w rwaniu i nie został sklasyfikowany. - Ja po prostu nie nadaję się do sportu - załamywał się wtedy trzykrotny mistrz świata. A Bonk przejął rolę, w której to Dołęga wcześniej sprawdzał się świetnie - rolę sztangisty mówiącego o tym, ile bólu jest w tym sporcie. - My, sztangiści, nie jesteśmy normalni. Czasem masz motywację, ale czasem masz tego dosyć. Budzisz się rano, nie masz siły wstać i iść na trening. Ciężko opisać męczarnie, jakie przeżywamy podczas przygotowań. Tabletek przeciwbólowych wziąłem chyba tonę. Najbardziej wkurza, gdy coś cię boli i nie możesz ćwiczyć. Dwa miesiące temu nie mogłem dźwigać dużych ciężarów, mówiłem do trenera, że wyjazd na igrzyska chyba nie ma sensu. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że zdobędę medal, tobym mu kazał się w głowę popukać. Ale usztywniałem nadgarstki taśmami i dźwigałem. Na leczenie nie miałem czasu. Trzeba było zacisnąć zęby i zapieprzać. Udało się.

Coś o bólu i jego zagłuszaniu na pewno mogą powiedzieć i dwie gwiazdy lekkoatletyki, których wyczyny zapisały się w historii igrzysk 6 sierpnia. Tego dnia na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie, w 1992 roku, brązowy medal w biegu na 200 metrów zdobyła Merlene Ottey. Dla Jamajki był to czwarty z dziewięciu olimpijskich krążków w karierze. Zdobywała je od 1980 roku w Moskwie aż do 2000 roku w Sydney. Na podium stawała jako 20- i jako 40-latka. Szkoda, że nigdy nie zdobyła złota.

Ottey wywalczyła na igrzyskach dziewięć medali, a Lewis - dziewięć złotych medali. Zaczął je kolekcjonować na igrzyskach w Los Angeles, w 1984 roku. Wówczas 6 sierpnia wygrał skok w dal. A po kilku dniach był jak bohater IO 1936 Jesse Owens - też miał na koncie zwycięstwa w biegach na 100 i 200 metrów, skoku w dal oraz sztafecie 4x100 m na jednych igrzyskach.

Cykl "To się zapisało" będziemy prezentować do ostatniego dnia igrzysk w Rio de Janeiro. Chcemy przypomnieć w nim najciekawsze olimpijskie historie, które wydarzyły się i osiem, i 108 lat temu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.