Rio 2016. Kolarstwo. Reprezentacja Polski czarnym koniem?

Rafał Majka i Katarzyna Niewiadoma to liderzy reprezentacji Polski na wyścigi ze startu wspólnego w kolarstwie szosowym podczas letnich igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro.

26-latek i 21-latka, wychowankowie małopolskiego klubu WLKS "Krakus" BBC Czaja, to najlepsze karty, jakimi może zagrać w ten weekend polska reprezentacja. Do Brazylii kadra przyjechała jako zespół młody, potrafiący zaskoczyć, acz w żadnym wypadku nie stojący na pozycji faworyta.

Kolarstwo szosowe to jedna z pierwszych dyscyplin, w której rozstrzygną się losy olimpijskich medali. Dzień po rozpoczęciu igrzysk, 6 sierpnia, na starcie stanie peleton mężczyzn, a 7 sierpnia peleton kobiet. W sobotę do pokonania 241,5 kilometra, w niedzielę 141 kilometrów.

Wyścig olimpijski w kolarskim świecie nie cieszy się i nie będzie nigdy cieszył się prestiżem podobnym do Tour de France czy mistrzostw świata. Rozgrywany raz na cztery lata największą renomą cieszy się na polu krajowym, reprezentacyjnym. Kolarstwo od lat jest jednak sportem, w którym zawodnicy na co dzień, na poziomie międzynarodowym, reprezentują zawodowe ekipy, a nie własny kraj. Stąd też nikogo nie dziwi fakt, że Polak jeździ w ekipie sponsorowanej przez firmy niemiecką i kanadyjską, naturalna jest obecność Włocha w zespole holenderskim czy rosyjskim, Brytyjczyka w południowoafrykańskim czy włoskim, a Rosjanina w hiszpańskiej.

Pozycja igrzysk w kolarskim kalendarzu jest dość skomplikowana - medal w kolekcji chciałby mieć każdy zawodowiec, acz miejsca poza podium nie mogą się równać z renomą wyników w najważniejszych imprezach jak Tour de France, Giro d'Italia czy rozgrywane na wiosnę wyścigi klasyczne. Krajowe federacje liczą oczywiście na medale olimpijskie na szosie (w kolarstwie torowym IO mają inną pozycję), ale ich rola w dużej mierze sprowadza się do sprawnego zarządzania i organizowania wyjazdu kadry złożonej z zawodników czy zawodniczek trenujących i zatrudnionych w zagranicznych ekipach. Igrzyska priorytetem są dla dość wąskiej grupki szosowców - małe reprezentacje pozwalają zabrać maksymalnie pięciu zawodników, a specyfika trasy przekreśla szanse sporej grupy chętnych. Pozostali olimpijski start traktują poważnie, acz w sezonie muszą połączyć go ze startami w docelowych imprezach i wymaganiami pracodawców, którzy zainteresowani są wynikami w rozgrywanych co rok wyścigach.

Na przykład - Christopher Froome czy Romain Bardet za cel sezonu obrali Tour de France i na igrzyska jadą w formie przygotowanej na francuski wyścig, w którym zajęli dwa pierwsze miejsca. Z kolei Alejandro Valverde, Rafał Majka i Vincenzo Nibali najwyższą dyspozycję szykowali na majowe Giro, w lipcowym Tour de France pomagali drużynowym kolegom, a do Rio jadą już nieco zmęczenie sezonem, licząc na to, że trzy tygodnie we Francji pozwolą im wycisnąć z siebie jeszcze jeden świetny występ.

Piekło w dżungli

Kluczem do oceny szans biało-czerwonych jest zrozumienie, w jakich warunkach przyjdzie im się ścigać. Trasa na obrzeżach ponad 6-milionowego Rio de Janeiro to wyzwanie niezwykle wymagające, w tym roku faworyzujące kolarzy jeżdżących świetnie w górach, ale także zawodników i zawodniczki specjalizujących się w długich i najeżonych podjazdami klasykach.

- Nie jest ciężko, jest piekielnie ciężko - mówiła po rekonesansie trasy w listopadzie 2015 roku młodzieżowa mistrzyni Europy Katarzyna Niewiadoma. - Trasa to jak jeden z trudniejszych etapów Tour de France - wtórował jej najlepszy góral tegorocznej "Wielkiej Pętli".

Trasa w Rio parametrami przypomina nieco wyścigu typu Clasica San Sebastian oraz Liege-Bastogne-Liege i Il Lombardia - imprezy najeżone relatywnie krótkimi i bardzo stromymi podjazdami, promujące kolarzy dynamicznych, świetnie jeżdżących po górach, ale także nie bojących się ataku i umiejący poradzić sobie z technicznymi fragmentami trasy.

241,5 kilometra czeka na panów, 141 kilometrów na panie. Dystanse spore - dla porównania, tylko najsłynniejsze wyścigi jednodniowe liczą ponad 220 kilometrów, rozgrywane na co dzień zmagania zamykają się w granicach 170-200 kilometrów. W wyścigach pań dystanse standardowe to od 90 do 125 kilometrów.

Rio kolarstwoRio kolarstwo screen

Rywalizacja toczyła się będzie na drogach wzdłuż wybrzeża Rio de Janeiro, a start i metę usytuowano na ikonicznej Copacabanie. Organizatorzy wyznaczyli dwie rundy, rozdzielone 22-kilometrowym płaskim odcinkiem wzdłuż morza. Na pierwszej do pokonania dwie wspinaczki - Grumari (1,2 km, średnio 9%) oraz Grota Funda (2,2 km, średnio 6%), pomiędzy którymi znajdzie się 2-kilometrowy odcinek bruku. Na drugiej rundzie kluczem jest podjazd pod Vista Chinesa (8,8 km, 6%). Panowie pokonują pierwszą z rund czterokrotnie, a drugą trzykrotnie, natomiast wyścig kobiet obejmuje dwa kółka Grumari i jedną z Vista Chinesa. Ze szczytu ostatniej wspinaczki do mety pozostaje 16 kilometrów - sześciokilometrowy odcinek technicznego zjazdu i 10 ciągnących się w nieskończoność płaskich kilometrów.

Trasa mężczyzn:

Rio kolarstwoRio kolarstwo screen

Trasa kobiet:

Rio kolarstwoRio kolarstwo screen

Majka i Kwiatkowski. "Dogadamy się"

W wyścigu ze startu wspólnego mężczyzn pojadą Rafał Majka i Maciej Bodnar (Tinkoff) oraz Michał Gołaś i Michał Kwiatkowski (Team Sky). Góral, czasowiec o motorze pociągu, doświadczony kapitan i specjalista od wyścigów jednodniowych, który poprawia jazdę w górach.

Liderem będzie zapewne Majka, choć Kwiatkowski w najlepszej formie na takiej trasie nie jest bez szans. Pierwszy w tym sezonie przejechał i osiągnął sporo, drugiego męczyły choroby i brak możliwości sprawdzenia się na trasie trzytygodniowego wyścigu. Dwójka zna się bardzo dobrze i od jakiegoś czasu zapewnia, że nie będzie miała kłopotu z wyborem lidera. Zasada jest prosta: pojedziemy na silniejszego, na tego, który w trakcie wyścigu będzie się lepiej czuł.

- Dlaczego mamy się nie dogadać? Jeżeli Michał będzie w bardzo dobrej dyspozycji, to ja się podłożę. Dla mnie nie ma problemu, jedziemy żeby zdobyć medal, zrobimy wszystko aby wypaść jak najlepiej - deklarował Majka po ceremonii ślubowania olimpijskiego.

Kolarz z Zegartowic do Brazylii przyjechał niemal wprost z Tour de France - po drodze zahaczył o domowe pielesze, złożył olimpijskie ślubowanie i następnego ranka już siedział w samolocie. 26-latek w tym roku zajął 5. miejsce we włoskim Giro d'Italia, a w lipcu ruszył na Tour de France by pomóc Alberto Contadorowi. Plany spaliły na panewce - Contadora pokonały kraksy, a Majka w nowych okolicznościach polować zaczął na etapową wygraną i koszulkę najlepszego górala, którą wcześniej wygrał w 2014 roku. Trykot w grochy zdobyć się udało, a 26-latek spędził kilka górskich etapów w odjazdach, pokazując moc w górach i postęp w pokonywaniu niebezpiecznych zjazdów.

- Ponad tydzień byłem w ucieczkach, osiem dni od startu do mety z przodu w gazie, to jest więcej niż Tour de Pologne - uśmiechał się przed wylotem do Brazylii, przyznając, że trudy dwóch trzytygodniowych wyścigów i trwającego od lutego sezonu dają mu już w kość.

Dyspozycja Kwiatkowskiego wciąż pozostaje zagadką - mistrz świata z Ponferrady w pierwszej części sezonu wygrał wyścig E3 Harelbeke, ale choroby i uniemożliwiły mu przygotowanie najlepszej dyspozycji i przekreśliły start w Tour de France. 26-latek startował ostatnio w Tour de Pologne i Clasica San Sebastian. Na trasie pierwszego jechał pokazał się z dobrej strony na pierwszych odcinkach, w Hiszpanii atakował i przestawiał organizm na wyższe obroty, ale nie mierzył się bezpośrednio z najlepszymi kolarzami globu.

Wątpliwości nie ma co do zadań Bodnara i Gołasia. Obaj są bardzo doświadczonymi pomocnikami, kolarzami świetnie czytającymi wyścigi i potrafiącymi w kluczowych momentach pomóc liderowi. Gołaś był kapitanem składów Etixx-Quick Step na najważniejsze wyścigi, podobną rolę pełni w Sky. Bodnar to lokomotywa - specjalista w jeździe na czas od lat jest niezastąpionym elementem grup Cannondale czy Tinkoff na Grand Toury.

Bodnar, trzykrotny mistrz Polski w jeździe na czas w ostatnich dwóch sezonach prześladowany przez kontuzje, ale próbkę swojej jakości dał na 11. etapie Tour de France, inicjując wariacki atak na ostatnich 12 kilometrach, przy mocnym bocznym wietrze rozbijając w pył peleton i umożliwiając swojemu liderowi Peterowi Saganowi etapowe zwycięstwo.

Polska czwórka na starcie w gronie około 150 rywali. Lista faworytów obejmuje hiszpańskie duo - niezniszczalnego mistrza szos Alejandro Valverde oraz kończącego karierę Joaquima Rodrigueza. Jeśli obaj będą w formie, pytaniem będzie współpraca, bo mimo wielu lat znajomości, na kilku imprezach mistrzowskich pokazali, że nie potrafią szybko podjąć decyzji. Nie zmienia to faktu, że 36-letni Valverde, trzeci kolarz tegorocznego Giro, szósty zawodnik Touru oraz wielokrotny zwycięzca najtrudniejszych wyścigów jednodniowych, jest faworytem do zdobycia złotego medalu.

Gdy kalkulują Hiszpanie, korzysta reszta świata. Holender Bauke Mollema na trasie tegorocznego Clasica San Sebastian wyraźnie pokazał, że można. Kraj tulipanów ma też Woutera Poelsa, który także wspina się świetnie i nie boi się akcji na zjazdach, a klasę pokazał w tym roku triumfem w 248-kilometrowym klasyku Liege-Bastogne-Liege.

Oglądał się nie będzie Francuz Romain Bardet, który słynie z akcji "na wyczucie" i nieprzejmowania się przedstartowymi kalkulacjami. W kadrze Kolumbii jest młody Esteban Chaves - pierwszorzędny wspinacz dysponujący niezłym finiszem, a kadrę Azzurri poprowadzi Vincenzo Nibali, który radzi sobie znakomicie zarówno z pokonywanie trudnych podjazdów, jak i technicznych zjazdów.

Dużo mówi się o kadrze Wielkiej Brytanii, w składzie której znajdziemy zwycięzcę Tour de France Christophera Froome'a. Brytyjczyk ma małe doświadczenie w tego typu wyścigach, co może sprawić, że funkcję przejmie Geraint Thomas lub młodziutki Adam Yates - kochający takie trasy, a w tym sezonie błyszczący na trasie "Wielkiej Pętli".

Kobiecy zespół do zadań specjalnych

Małgorzata Jasińska, Anna Plichta i Katarzyna Niewiadoma to trio, które w brazylijskim Rio przypnie numery startowe do biało-czerwonych koszulek przed wyścigiem kobiet. Polski tercet stał razem na podium poprowadzonych na wymagającej trasie mistrzostw Polski, zna się i rozumie doskonale, a na górskiej trasie pojedzie na 21-letnią Niewiadomą.

Ścigająca się w holenderskiej grupie Rabo Liv Polka, mimo młodego wieku, zalicza się do najlepiej jeżdżących po górach zawodniczek świata. Na koncie ma już 5. i 7. miejsce w Giro Rosa (2015, 2016), wygrane w wyścigach etapowych - Festival Elsy Jacobs w Luksemburgu (2016), włoskim Giro del Trentino (2016) czy hiszpańskim Euskal Emakumeen Bira (2015). Polka w dwóch ostatnich latach finiszowała też wśród najlepszych podczas mistrzostw świata, przed rokiem zajmując 7. miejsce.

Niewiadoma za sobą ma udział w lipcowym Giro Rosa. Start w 10-dniowej imprezie, najbardziej prestiżowym i najcięższym wyścigu z jakim mierzy się kobiecy peleton, Polka zakończyła na 7. miejscu, dwa oczka niżej niż przed rokiem. Celem było podium, na które nadzieje pogrzebał jednak słabszy dzień na przełęczy Mortirolo.

Porażka w tak młodym wieku to jednak tylko kolejna lekcja i Niewiadoma na Giro planuje jeszcze wrócić. Młodzieżowa mistrzyni Europy i podwójna mistrzyni Polski większość lipca spędziła w Italii, na obozie wysokogórskim w Livigno, gdzie wraz z koleżankami przygotowywała się do igrzysk. Polce dobrze służą przygotowania na wysokości, a drobna zawodniczka z Ochotnicy w Małopolsce przed startem skromnie mówi, że jej celem jest tylko pojechanie wyścigu życia.

24-letnia Plichta w tym roku dopiero rozpoczyna zawodowe ściganie i, mimo że wciąż się uczy, to na kilku imprezach zdołała pokazać się jako zawodniczka bardzo aktywna i atakująca. Drugie miejsce w czeskim Tour de Feminin było tego potwierdzeniem, a zadaniem wychowanki klubu Sokół Kęty będzie opieka nad młodszą koleżanką, podobnie jak na mistrzostwach świata w Richmond.

Jasińska to zawodniczka bardziej doświadczona, trzykrotna mistrzyni Polski, w peletonie znana z agresywnej jazdy i walki do upadłego. Jeżdżąca na co dzień we włoskiej grupie Ale Cipollini zawodniczka może pokusić się o jakąś akcję lub kontrolować przebieg wydarzeń gdy na czele zawiąże się jakaś poważniejsza ucieczka.

W wyścigu elity kobiet faworytkami są Anglosaski. Amerykanki - Megan Guarnier i Evelyn Stevens oraz brytyjska mistrzyni świata Elizabeth Armitstead. Zawodniczki zza oceanu zajęły pierwsze dwa miejsca w Giro Rosa i są jednymi z najsilniejszych w stawce, natomiast Brytyjka nie ma sobie równych na trasach imprez klasycznych i jeśli przetrzyma ataki na podjeździe, to powinna rozdawać karty w walce o medale.

Bardzo mocny skład wystawiają Holenderki, które pojadą na mistrzynię olimpijską z Londynu Marianne Vos oraz Annę van der Breggen - klubowe koleżanki Niewiadomej. Pierwsza jest najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii dyscypliny, która w ostatnim czasie w skutek kontuzji nie ścigała się na najwyższym poziomie. Druga jest wszechstronną zawodniczką, która radzi sobie w każdym terenie i wygrywała już najważniejsze wyścigi świata. Do grona faworytek zaliczyć należy także Włoszkę Elisę Longo Borghini, która potrafi przetrwać dłuższy podjazd i finiszować z grupki.

Nie oglądaj się

Gdzie biało-czerwoni szukać mogą swojej szansy? Specyfika wyścigu olimpijskiego zasadza się nie tylko na trudności trasy, ale mocno okrojonych składach ekip - tylko kilka państw może wystawić pięciu zawodników, reszta po 4 lub 3. Przy 240 kilometrach kontrolowanie wyścigu nie jest możliwe, nawet jeśli jeden lider jedzie z czterema pomocnikami.

O ile Majka specjalizuje się w jeździe po górach, a jego ulubionymi wyścigami są Tour i hiszpańska Vuelta a Espana, w karierze pokazał już, że potrafi się odnaleźć w najtrudniejszych wyścigach jednodniowych. 26-latek nie miał wielu okazji, ale w 2013 roku na znakomitym trzecim miejscu ukończył włoski klasyk Il Lombardia, ustępując jedyni wytrawnym szermierzom wyścigów klasycznych - Joaquimowi Rodriguezowi i Alejandro Valverde.

Trzy przejazdy na rundzie z blisko 9-kilometrowym podjazdem przetrzebią peleton. Polski obóz prognozuje, że na ostatniej rundzie zawodnicy będą jechali pojedynczo, ewentualnie w małych grupkach, po dwóch, może trzech. W takich warunkach ciężko coś prognozować. Samotny atak w końcówce to jedna z opcji, ale po 225 kilometrach w siodełku trzeba mieć sporo siły i samozaparcia by wypracować przewagę na podjeździe, powiększyć ją na zjeździe, a potem utrzymać do mety. Druga opcja to finisz z grupki kilku zawodników, jak w Pekinie, gdy po złoto sięgnął fantastycznie zjeżdżający góral Samuel Sanchez.

Majka sam mówił, że na wspinaczce różnice będą sekundowe, nie minutowe. Zjazd to 6 kilometrów, można zyskać, ale 10-kilometrowy odcinek płaski do mety to wyzwanie - przewagę 20-30, czy nawet 40 sekund utrzymać trudno przeciw goniącym.

Samotny zawodnik swojej szansy może upatrywać w kunktatorstwie i niezdecydowaniu rywali, którzy w końcówce będą zdani tylko na siebie, nie swoich pomocników. Jeśli pościg zacznie się na siebie oglądać i kalkulować, szanse rosną. Dla złotego medalisty zatem optymalnym scenariuszem jest samotny odjazd i pościg grupki co najmniej trzech zawodników - przy trzech medalach na tacy, jeden z nich zostanie z niczym, co zaowocuje brakiem współpracy. Odjazdy grupek to także kalkulacje - jeśli odskoczyć uda się dwójce, pościg również może zacząć przeliczać szanse na brąz, podczas gdy prowadzący z zadowoleniem ruszą po dwa pierwsze miejsca.

Nie wkładajcie laurów im na głowy, chociaż tak lubicie wracać do symboli

Fala popularności kolarstwa i sukcesy polskich kolarzy przełożyła się na wzrost oglądalności imprez, acz kolejny krok - lepsze ogólne zrozumienie arkanów tego sportu wciąż jeszcze przed polskimi kibicami. Polscy zawodnicy i zawodniczki, którzy obracają się wśród najlepszych, są przez kibiców, a czasem i dziennikarzy, wielbieni pod niebiosa i wkładani w buty faworytów kolejnych imprez zanim jeszcze zdążą naciągnąć spodenki przed startem.

Pokolenie Kwiatkowskiego, Majki czy Niewiadomej to pionierzy sukcesów polskiego kolarstwa w XXI wieku - pierwsi zawodnicy i zawodniczki, którzy odnoszą triumfy na takim poziomie i tak regularnie. W tym kontekście entuzjazm kibiców jest jak najbardziej zrozumiały, jednak równoważony powinien być chłodną oceną szans i brakiem huraoptymistyczny medialnych tytułów wieszczących medal.

- Nie chcę mówić, że jadę po medal, wolę robić swoje i dać z siebie na wyścigu - mówiła w styczniu Kasia Niewiadoma. - Ja nie chciałbym być faworytem w Rio. Wolę być czarnym koniem, zrobić swoje - zaznaczał w lipcu Majka.

By wyścig olimpijski pokazać w perspektywie - Polacy medale zdobywali w wyścigach indywidualnych na szosie dwukrotnie - w 1976 i 1980 (w drużynie jeszcze trzykrotnie - w 1972, 1976 i 1988). W ostatnich latach najbliżej był obecny selekcjoner kadry Polski Piotr Wadecki, który w Sydney w 2000 roku wywalczył 7. miejsce. W wyścigu kobiet, rozgrywanym od roku 1984, medali Polki nie zdobyły. Najlepszy wynik zanotowała w Pekinie w 2008 roku Paulina Brzeźna-Bentkowska, na mecie pod Wielkim Murem meldując się na 8. miejscu.

Gdyby zatem Majce lub Kwiatkowskiemu udało się wywalczyć krążek, nawiązaliby do sukcesów Mieczysława Nowickiego i Czesława Langa sprzed aż czterech dekad. Podium Niewiadomej byłoby jeszcze większym precedensem - nie dość, że Polki nie zdobyły nigdy medalu, to jeszcze od 1984 roku na podium nie stała zawodniczka mająca zaledwie 21 lat.

- Wywalczyć medal nie będzie łatwo. Ale czemu nie? Próbować trzeba - zaznaczył Majka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.