Rok do Rio 2016

Równo za rok, 5 sierpnia, zaczną się igrzyska w Rio de Janeiro. Wielka próba dla polskiego sportu: jeśli nie uda się przerwać złej serii z ostatnich lat, to w Rio pierwszy raz Polska wypadnie w igrzyskach letnich gorzej niż w ostatnich zimowych

Nie jest z polskim sportem aż tak źle, żeby się bać, że w Rio będzie mniej medali niż sześć zdobytych w Soczi. Ale nie jest też tak dobrze, by liczyć, że złotych będzie więcej niż cztery wywalczone w Rosji przez Kamila Stocha, Justynę Kowalczyk i Zbigniewa Bródkę. A w klasyfikacjach medalowych to właśnie złoto wyznacza pozycję kraju. W Londynie w 2012 złoto wzięli tylko Tomasz Majewski i Adrian Zieliński, z 10 medali aż sześć to były brązowe. I Polska w klasyfikacji medalowej była dopiero 30., na najgorszym miejscu od czasów Londynu 1948, pierwszych igrzysk powojennych. Igrzysk biedy, na które wysłaliśmy ledwie 24 sportowców. Dla zobrazowania: medalowy dorobek z Soczi, czyli cztery złota, srebro i brąz, dałby Polsce w Londynie 20. miejsce.

Szef PKOl: trzeba znać swoje miejsce w szeregu

- Oczywiście, że marzeniem jest poprawić wynik sprzed czterech lat. Ale na razie myślimy o kwalifikacjach olimpijskich. Trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Już nie będziemy w czołówce klasyfikacji medalowych, jak kilkadziesiąt lat temu, bo taka jest sytuacja ekonomiczna, społeczna, kulturowa naszego sportu - mówi prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Andrzej Kraśnicki. - My, jeśli chodzi o system funkcjonowania i finansowania sportu, staliśmy się modelem skandynawskim. Czyli chcemy, żeby jak najwięcej ludzi się ruszało, garnęło do sportu amatorskiego. A medale wyczynowców może przyjdą. Chcę być dobrze zrozumiany: mamy pieniądze na najlepszych, im nie brakuje niczego. Brakuje za to na wychowywanie ich następców. Wielka Brytania miała przed igrzyskami w Londynie więcej pieniędzy na samo kolarstwo torowe niż my na cały sport. W badaniu z 2012 byliśmy w Unii Europejskiej na miejscu trzecim od końca, jeśli chodzi o wydatki państwa na sport, przeliczone na jednego mieszkańca - dodaje sekretarz generalny PKOl Adam Krzesiński. - Wydaje mi się, że możemy w Rio zdobyć wreszcie więcej niż 10 medali. Ale o dorównanie Soczi w liczbie złotych będzie bardzo trudno.

Od Sydney równanie w dół

W igrzyskach letnich polscy sportowcy cztery lub więcej złotych medali zdobyli ostatni raz 15 lat temu, w Sydney. To po tamtych igrzyskach nasz sport letni zaczął równać w dół, a zimowy - w górę. Trzy letnie igrzyska po Sydney to była mała - i mało chwalebna - stabilizacja: Polacy zdobywali po dziesięć medali w Atenach, Pekinie i Londynie. Nieważne, czy był kryzys finansowania sportu, jak przed Atenami, czy pieniędzy przybywało, jak w Pekinie, czy przychodziło kolejne tąpnięcie w budżecie sportu, jak przed Londynem - licznik zatrzymał się na dziesięciu medalach. A w zimowych igrzyskach, po dziesięcioleciach bez miejsc na podium, od Salt Lake City 2002 zaczęły się dla Polaków wielkie łowy: najpierw w skokach, potem biegach i biathlonie, a od Vancouver również w panczenach. To w igrzyskach zimowych mieliśmy ostatnio sportowców, którzy potrafili zdobyć w jednych igrzyskach więcej niż jeden medal. Kolejno: Adama Małysza, Justynę Kowalczyk i Kamila Stocha. W letnich takich multimedalistów nie było od 2004, gdy wygrywali Robert Korzeniowski i Otylia Jędrzejczak. Z 15 plebiscytów Przeglądu Sportowego od Sydney 2000 aż 10 wygrali olimpijczycy zimowi, tylko cztery letni (raz najlepszy był Robert Kubica). W sporcie zimowym, który w porównaniu z letnim pozostaje zabawą nielicznych, nie tylko trafiły się Polsce wybitne jednostki, ale też udało się im stworzyć takie warunki, by swoje sukcesy powtarzały, a w przypadku skoków narciarskich - by pojawili się następcy i jakieś podstawy do mówienia o polskiej szkole skoków. W dyscyplinach letnich to się ostatnio udaje właściwie tylko w siatkówce i w lekkoatletycznych rzutach, gdzie niedługo po Kamili Skolimowskiej i Szymonie Ziółkowskim przyszli Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek.

Klub Polska, czyli oddział komandosów

Niewiele tych pozytywnych przykładów, mimo dużo większej skali sportu letniego. A może właśnie - przez tak wielką skalę. Joanna Mucha, która była ministrem sportu podczas poprzednich igrzysk w Londynie, powtarzała, że nie ma w polskim sporcie żadnego systemu, a jest wiele miejsca, by przechować przeciętnych i wymigać się od odpowiedzialności. - To cud, że my jeszcze w ogóle zdobywamy jakieś medale. Trafi się zdeterminowany rodzic, sportowiec, trener i się udaje - mówiła Mucha. "Polska fabryka złota", którą się rok temu zachwycali Włosi z "Corriere dello Sport", częściej bywa manufakturą. Mucha i jej poprzednik Adam Giersz byli zwolennikami takiego przesterowania polskiego sportu, by wybitnym zawodnikom nie zabrakło niczego i by ich komfort przygotowań był motywacją dla pozostałych. Tak powstał Klub Polska, skupiający tych zawodników, którzy mają największe szanse, by zdobyć dla Polski medale na najbliższych igrzyskach. Klub jest otwarty, przepustką do niego są medale ważnych imprez, ale można też z niego wypaść, gdy wyniki się skończą. Sportowców którzy mają powalczyć o sukces w Rio, jest obecnie w klubie blisko 100, a w jego najbardziej elitarnej grupie - 31 (bez sportów zespołowych). To jest, w założeniach, oddział komandosów polskiego sportu, im wiele się daje, wiele od nich wymaga. Ale ta formuła też lepiej się do tej pory sprawdzała w sportach zimowych niż letnich.

Wspaniały rok 2014. I co z tego wynika?

Czy Rio de Janeiro 2016 to będzie moment, gdy uda się z tego letniego marazmu wyrwać? Jakieś podstawy do optymizmu są, bo rok 2014 był dla polskiego sportu wspaniały nie tylko dzięki Soczi. To był rok mistrzostwa świata siatkarzy, mistrzostwa świata Michała Kwiatkowskiego (i etapowych zwycięstw oraz koszulki najlepszego górala TdF dla Rafała Majki, ale na olimpijskiej trasie większe szanse będzie mieć jednak Kwiatkowski), brązowego medalu MŚ piłkarzy ręcznych, dwunastu medali lekkoatletów w mistrzostwach Europy, co było najlepszym startem od blisko pół wieku.

Tegoroczne mistrzostwa świata w dyscyplinach, które dają Polsce najwięcej olimpijskich medali: w lekkoatletyce, wioślarstwie, kajakarstwie czy podnoszeniu ciężarów dopiero przed nami (trwają MŚ pływaków), ale trudno przypuszczać, że grono kandydatów do medali w Rio bardzo się poszerzy. Zwłaszcza lista kandydatów do złota. Dziś najwięcej ma ich lekkoatletyka, trójkę siłaczy: Anita Włodarczyk w drugim sezonie z rzędu bije rekord świata w rzucie młotem, mistrz świata Paweł Fajdek rekordu nie pobił, ale zdominował listy światowe tak, że dziesięć najlepszych wyników 2015 roku należy do niego. Liderem list jest także dyskobol Piotr Małachowski, multimedalista, ale jeszcze bez złota w igrzyskach i MŚ. Wielkie będą oczekiwania wobec siatkarzy, nawet po nieudanym turnieju finałowym Ligi Światowej w Rio. I wobec Michała Kwiatkowskiego, mimo ostatnich zawirowań. Trasa w Rio wydaje się mu sprzyjać, a kadra kolarzy na Rio będzie nastawiona na to, by pracować na swojego lidera.

Igrzyska wygrywa się w głowie

Na tym lista kandydatów do złotych medali się na razie kończy. A i w ich przypadku trzeba pamiętać, że nawet dominacja przed olimpiadą jeszcze niczego na igrzyskach nie gwarantuje. Ciężarowiec Marcin Dołęga miał w Londynie tylko zrobić swoje i odebrać złoto, a spalił wszystkie próby w rwaniu. Kajakarz Piotr Siemionowski też był dominatorem przed igrzyskami, a w Londynie nawet nie awansował do finału A. - W igrzyskach decyduje odporność psychiczna. Ta paraliżująca świadomość, że coś dzieje się tylko raz na cztery lata. Ciągle pamiętam wielkiego Siergieja Bubkę, jak na igrzyskach nie zalicza żadnej wysokości - mówi Adam Krzesiński.

Niewiadomą pozostają mistrzowie olimpijscy sprzed czterech lat, Tomasz Majewski i Adrian Zieliński. W wypowiedziach Majewskiego coraz więcej jest godzenia się z tym, że młodsi rywale uciekają. Mistrz z Pekinu i Londynu jest według listy wyników 16. zawodnikiem na świecie. Ale nie ukrywa, że to sezon przejściowy (przed nim zdecydował się zrobić porządki ze zdrowiem, przeszedł operację przepukliny międzykręgowej), a siły zostawia na ten ostatni w karierze, olimpijski. Już dwa razy pokazywał na igrzyskach, że teoretycznie mocniejszych rywali potrafi pokonać spokojem. Adrian Zieliński po złocie w Londynie zmienił kategorię z 85 kg na 94. W 2014 zdobył w niej mistrzostwo Europy, ale w MŚ spalił trzy próby. W 2015 w ME nie wystartował, przygotowuje się do listopadowych mistrzostw świata. W związku podnoszenia ciężarów kręcą nosem, że mistrz unika sprawdzianów, Zieliński tłumaczy, że nie ma sensu rozmieniać się na drobne.

Lista kandydatów do miejsc na podium jest dużo dłuższa (patrz poniżej, według dyscyplin), teoretycznie tą listą jest cała wspomniana najbardziej elitarna grupa Klubu Polska, plus gry zespołowe, nie można też zapominać o srebrnej medalistce z Londynu Sylwii Bogackiej (związek strzelecki nie był zainteresowany uczestnictwem w Klubie Polska). - Mam też nadzieję, że odbijają się wreszcie od dna nasze sporty walki. Chodzi mi przede wszystkim o boks i zapasy. Bardzo dobrze wypadły w igrzyskach europejskich w Baku (cztery srebrne i pięć brązowych medali w boksie i zapasach - red.) i z rozmów z ludźmi ze środowiska wynika, że stać ich też na dobry występ na igrzyskach. Lepszy niż ostatnio, bo po jednym brązowym medalu w zapasach z Pekinu i Londynu to nie jest zadowalający poziom - mówi Adam Krzesiński. Kiedyś medalista olimpijski w szermierce, która dziś jest w największej od lat zapaści.

- Mam problem z wymienieniem kandydatów nie tylko do medali, ale nawet do startu. Drużyna szablistek, ostatnio czwarta na świecie, jest pewnie najbliżej. A Ola Socha indywidualnie. Ostatnie cztery MŚ i igrzyska w Londynie skończyły się dla szermierzy bez medali i nie jestem optymistą. W Londynie nie było szermierczego medalu pierwszy raz od 1976 roku. Upadają kluby, najlepsi trenerzy wyjechali za granicę. Pozostały pojedyncze osoby - mówi Adam Krzesiński, przypominając jeszcze raz, że w systemie finansowania sportu jest przepaść między elitą a systemem wyszukiwania i wychowywania przyszłych członków tej elity. Ale też trzeba powiedzieć jasno, że wiele związków przez lata przejadało miliony złotych na trwanie i przeciętność. Nowy system wydaje się uczciwszy wobec podatników.

Finansowanie mamy od kilku lat, tak jak i medalowy stan posiadania, zamrożone na podobnym poziomie: w 2011, czyli na rok przed Londynem, z budżetu państwa i z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej (pieniądze z Totalizatora Sportowego) wydano na letnie sporty olimpijskie ponad 153 mln zł. W tym roku zostanie wydanych ponad 175 mln. Najwięcej dostają związki lekkoatletyczny (blisko 20 mln), siatkarski (ponad 16 mln) i kajakowy (ponad 14). Dalej jest wioślarstwo (12,3), żeglarstwo (11), pływanie (blisko 11), piłka ręczna (10), ciężary (9,2), zapasy (9,3), a pierwszą dziesiątkę zamyka kolarstwo (8,7). W całym cyklu olimpijskim Rio to będą wydatki rzędu ponad pół miliarda, do 600 mln zł. Nieco więcej niż było, dużo mniej niż mają sportowe potęgi. Ale elita naszych sportowców już aż tak bardzo potęgom nie ustępuje. A pieniądze motywacji nie zastąpią. Hiszpania w kryzysie obcięła finansowanie sportu bardzo radykalnie. I medali nie ubyło. Przede wszystkim dzięki sile tamtejszych klubów. Reanimacja klubów to jest temat, z którym się nasz sport wreszcie musi zmierzyć. Temat nie na Rio, a na co najmniej kilka następnych igrzysk.

Rok do Rio. W jakich dyscyplinach Polacy mogą zdobyć medale? [SPRAWDZAMY]

Więcej o: