Kowalczyk jeszcze biegnie

- Czy umiem wyobrazić sobie życie bez biegów? Nic łatwiejszego! - żartowała Justyna Kowalczyk. Kariery nie kończy, ale w następnym sezonie skoncentruje się wyłącznie na mistrzostwach świata

W życiu najlepszej polskiej biegaczki, pięciokrotnej medalistki igrzysk, idzie nowe. Kowalczyk nie będzie się już koncentrować na Pucharze Świata, na piąte zwycięstwo w

klasyfikacji generalnej nie ma co raczej liczyć. Będzie trenować rzadziej niż do tej pory, a przygotowania pełną parą rozpocznie trzy miesiące później niż zazwyczaj. Górale z Zakopanego nie zobaczą już, jak w środku lata biega na nartorolkach po ruchliwej ulicy z przyczepioną oponą samochodową.

Priorytetem będą mistrzostwa świata, które w przyszłym roku odbędą się w Falun. - Czy jestem gotowa na tak dużą rewolucję? Co ma być, to będzie. Ostatnio przerwa od biegania mi służy - uśmiecha się Kowalczyk.

Na uroczystą galę Polskiego Związku Narciarskiego z okazji zamknięcia sezonu biegaczka założyła szpilki i obcisłe czarne spodnie, a to... bardzo dobra wiadomość. - To był wyznacznik, jak goi się moja noga. Skoro zmieściła się w szpilce, to znaczy, że operacja nie jest konieczna - poinformowała.

31-letnia zawodniczka w Soczi z pękniętą kością śródstopia zdobyła złoty medal w biegu na 10 km techniką klasyczną. Po igrzyskach chciała odpocząć, rzadko pokazywała się publicznie. Dlatego wczoraj w Krakowie wszyscy czekali głównie na nią, by dopytać, jakie ma plany. Wcześniej nie złożyła jasnej deklaracji, czy zamierza kontynuować karierę. Choć dawała sygnały, że na jej zakończenie jeszcze nie pora, to niczego nie chciała przesądzić. - Będę biegać, aż mi nogi nie utną - zażartowała wczoraj.

Ale zaraz dodała, że kontuzje i kłopoty ze zdrowiem kazały jej trochę przystopować. - Będę biegać, ale na innych zasadach. 16 lat treningów zostawiło ślady w organizmie. Zimą pewnie poniosę koszty tej decyzji. Kiedy ją podjęłam? A co to za różnica - wzruszyła ramionami. - Po latach tak ciężkiego treningu to nie powinno zasiać aż tak dużego spustoszenia w wynikach. Przez ostatnich 10 lat trenowałam po 1000 godzin rocznie. Zejście do niższego poziomu nie powinno wszystkiego zepsuć.

Z Kowalczyk nadal będzie współpracował cały sztab szkoleniowy z trenerem Aleksandrem Wieretielnym. Podobno właśnie od niego wyszedł pomysł, by cykl treningów wywrócić do góry nogami. Przygotowania pełną parą wspólnie rozpoczną w sierpniu, choć zazwyczaj na pierwsze ćwiczenia umawiali się już w maju.

Na początek polska biegaczka prawdopodobnie poleci do Nowej Zelandii i po raz kolejny wystartuje w tamtejszym maratonie. Wcześniej będzie przygotowywać się indywidualnie. W tym czasie nie planuje ani wyjazdów na zgrupowania, ani ciężkich zajęć typowo biegowych. - Co z tego będzie? W wyczynowym sporcie eksperymenty na żywym organizmie to coś normalnego, ale efektu nigdy nie można do końca przewidzieć - komentuje prof. Szymon Krasicki, były trener biegów narciarskich i promotor pracy doktorskiej Kowalczyk. - Mam jednak zaufanie do Justyny. Jest doświadczona, zna swój organizm i razem z trenerem Wieretielnym na pewno znajdą dobre rozwiązanie.

Dopytywana o szczegóły szkoleniowej rewolucji Kowalczyk odpowiadała głównie: "nie wiem". Nie umie powiedzieć, o co konkretnie będzie walczyć w Pucharze Świata ("na początku wyniki na pewno nie będą tak satysfakcjonujące jak kiedyś"). Nie wiadomo, czy wystartuje w Tour de Ski (choć bardzo by chciała), które wygrywała już cztery razy. Nie jest też pewna, jak długo będzie jeszcze uprawiać sport (nie wyklucza, że nawet do igrzysk olimpijskich w 2018 roku w Pyeongchang) ani w których konkurencjach zamierza startować. Chciałaby nadal łączyć styl klasyczny z łyżwowym ("bo wszechstronność ciągle jest w cenie), ale tego też nie może przesądzić.

- Spokojnie, mamy początek kwietnia. Nie bądźmy pesymistami. Jest jeszcze dużo czasu, by się nad wszystkim zastanowić. Naprawdę czasami można żyć innymi rzeczami niż śnieg. Być może teraz uda się zorganizować jakieś wakacje? - zastanawia się.

Potem liczyć się będą przede wszystkim MŚ w Falun. Prof. Krasicki ocenia: - Do tej pory Justyna szła wydeptaną ścieżką, jej treningi były przewidywalne, o ile nie przeszkodziła kontuzja. Na zmianach może stracić, ale może też zyskać. Jeśli zdrowie będzie służyło, to w mistrzostwach świata z pewnością powalczy. To zdecydowanie jest plan do zrealizowania. Można się tylko cieszyć, że nadal nie brakuje jej ambicji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.