PŚ w skokach. Trebunia-Tutka. Na następcę Małysza czekaliśmy trzy lata, a nie sto

- Bądźmy szczerzy: wszyscy myśleliśmy, że na następcę Adama Małysza będziemy czekać sto lat, a czekaliśmy tylko trzy. Przecież teraz nikt nie powie, że Kamil nie zostanie drugim skoczkiem z Polski, który odbierze Kryształową Kulę - mówi Stanisław Trebunia-Tutka, jeden z odkrywców talentu Kamila Stocha. Od czwartku w Planicy finał sezonu Pucharu Świata. Transmisja kwalifikacji w TVP i Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl o godz. 11.

Łukasz Jachimiak: Nie jest pan słynnym i bogatym trenerem, ale za chwilę za sprawą Kamila Stocha przeżyje pan pewnie kolejny wyjątkowo satysfakcjonujący weekend?

Stanisław Trebunia-Tutka: To prawda, w telewizji nie występuję, wielkich pieniędzy nie zarabiam, ale satysfakcję mam ogromną, bo teraz wszyscy wiedzą, że kiedyś trafiłem na naprawdę wyjątkowego chłopaka. Tym razem na jego skoki czekam szczególnie, bo przed telewizorem siądę z całkowitym spokojem. Kamil jest zdrowy, więc w Planicy wystartuje. A to wystarczy. Nie ma siły, żeby w niedzielę [wtedy odbędzie się ostatni konkurs w sezonie, w piątek - przedostatni indywidualny, a w sobotę - ostatni drużynowy] nie odebrał Kryształowej Kuli. Tylko kataklizm mógłby mu zabrać pierwsze miejsce w Pucharze Świata. A taki nie ma prawa się zdarzyć.

Myśli pan, że już w piątek Stoch załatwi sprawę?

- Tego się spodziewam. Przecież nawet gdyby Peter Prevc wygrał, to Kamilowi wystarczyłoby zająć ósme miejsce, żeby przed niedzielnymi zawodami wszystko było rozstrzygnięte. A moim zdaniem w najgorszym wypadku Stoch znajdzie się na piątym-szóstym miejscu. Chociaż bardziej od takiej pozycji "grozi" mu podium. Pewnie, że on już nie jest w takiej formie, jak w Soczi, że już wkradło się w jego skoki trochę rozluźnienia i na pewno też zmęczenia. Ale i tak Kamil to cały czas wielka klasa, dlatego nie mam wątpliwości, że znów znajdzie się w czołówce, jeśli tylko wiatr nie będzie za mocno kręcił. No a jeśli będzie, to i Prevc, który wystartuje zaraz przed Stochem, skoczy w trudnych warunkach i Polakowi nie odleci.

168 punktów przewagi Stocha nad Prevcem i 197 nad Severinem Freundem w Zębie wystarcza, by na wtorek zapowiadać huczne powitanie nie tylko podwójnego mistrza olimpijskiego, ale też zdobywcy Pucharu Świata.

- Ludzie po prostu wyciągają wnioski, Kamila wszyscy tu znają i wiedzą, że nie odpuści. Powitanie organizuje mój były zawodnik, a prywatnie syn siostry. Wszyscy tu jesteśmy jak wielka rodzina, dlatego tak bardzo się cieszymy tym, co Kamil nawyprawiał. On sam to już na pewno chce przede wszystkim odpocząć. Należy mu się, bo przecież zrobił w skokach to, czego nie dokonał jeszcze żaden z Polaków. Nawet Adam Małysz nie był i mistrzem olimpijskim, i zdobywcą Pucharu Świata. Kiedy Adam kończył karierę, to wszyscy myśleliśmy, że na jego następcę będziemy czekać sto lat, a czekaliśmy tylko trzy. Bądźmy szczerzy - nikt nie wierzył, że Kamil będzie osiągał aż tak wielkie sukcesy. To jest szok dla wszystkich, też dla tych, którzy znają go od dziecka i od dawna wiedzą, jaki ma talent i jak bardzo jest pracowity.

Po jego sukcesach zyskał pan pewnie dużo w oczach młodych podopiecznych z klubu LKS Poroniec Poronin?

- Już po pierwszym olimpijskim złocie Kamila musiałem odpowiedzieć chłopakom na mnóstwo pytań i przedstawić wiele historii z przeszłości. Stoch spędził u nas dziewięć lat, a to jest szmat czasu. I to był u nas w wieku rozwojowym, najważniejszym. Teraz mam w klubie 34 chłopaków, regularnie trenuje 18-20, a w ostatnim czasie doszło kilku i ciągle pojawiają się nowi. Na pewno Kamil ułatwił mi zadanie, już niejeden chce być drugim Stochem (śmiech).

W jakim wieku jest większość z tych nowych Stochów?

- To chłopaki głównie z roczników od 2002 do 2007. Ale w Kamila wpatrzeni są wszyscy, bez względu na wiek. Każdy wierzy, że pomogę im dojść do sukcesów, a dla niektórych skoki to całe życie. Mam takiego zawodnika, który ma siedem lat, ale już wie, że na pewno będzie skoczkiem. Jest z rodziny Zapotocznych, jego ojciec skakał i był nawet kiedyś wicemistrzem świata do lat 16, jego dziadek skakał, ciotka biegała, więc chłopak ma sport w genach. Mam też świetnego chłopaka z rocznika 2002. Nazywa się Adaś Skupień, w tym roku jest już czwarty w rankingu zawodów Lotos Cup, a trenuje dopiero drugi rok. Ósemkę chłopców mam w szkole sportowej, niedawno zdobyli dwa złote i cztery brązowe medale na olimpiadzie młodzieży. Jest fajnie, są potencjalni następny Kamila, ale jest też naprawdę duża bieda. O tym trzeba mówić, bo jak dalej pieniędzy na szkolenie będzie nam brakowało, to utalentowani zawodnicy będą przepadać.

Niedawno o problemach w szkoleniu dzieci opowiadali nam trenerzy Jan Szturc i Józef Jarząbek. Od nich wiemy, że brakuje sprzętu, skoczni dla najmłodszych, środków na dojazdy na treningi tam, gdzie te obiekty są.

Pieniędzy brakuje na wszystko. Lotos przestał dawać sprzęt, na treningi jednym, dziewięcioosobowym busem wożę 18-20 chłopaków. Kamil swoimi sukcesami robi dużo, po nich do klubu powracali nawet chłopcy, którzy dwa-trzy lata temu ze skakania zrezygnowali. Odnaleźli w sobie zapał, ale na ile im i ich rodzicom starczy sił, żeby wytrzymać bardzo złe warunki? Z Polem Tajnerem już wiele razy rozmawiałem, trenerzy innych klubów też. Efektów nie widać, więc trzeba się modlić, żeby Kamil takie wyniki robił przez kilka następnych lat, to wtedy mimo naszych problemów dzieciaki dalej będą się do skoków garnąć.

Po tym, co Stoch pokazał w kończącym się sezonie, raczej nikt nie spodziewa się, że nagle mógłby obniżyć loty.

- Zawsze mówiłem, że jak już wskoczy na wysoki poziom, to będzie robił świetne wyniki przez 10 lat. Dla Kamila to czwarty sezon, w którym wskakuje na podium i wygrywa konkursy, a drugi z medalami wielkich imprez. Jeszcze naprawdę dużo bardzo dobrych lat przed nim. Jest spokojny, dojrzały, kiedy coś mu nie wyjdzie, to nie ciska się jak Austriacy, tylko jak Małysz powtarza, że postara się w następnych zawodach. Jak mało kto jest gotowy na sukcesy. Pod każdym względem. Dlatego je odnosi.

Planuje pan za jakiś czas zaprosić Stocha na trening swoich podopiecznych? Dla nich to byłoby wielkie przeżycie, a Kamil pewnie by nie odmówił.

- Na pewno spróbuję to zorganizować, ale niech najpierw Kamil odpocznie po tych wyczerpujących miesiącach. Jestem w składzie komisji skoków i kombinacji PZN, więc na najbliższym spotkaniu podpowiem to też innym. Bo przecież nie tylko moi zawodnicy skorzystaliby na takim spotkaniu, dla chłopaków i dziewczyn trenujących chociaż na całym Podhalu można by spróbować zorganizować spotkania z Kamilem. Warto też zabrać dzieci na trening kadry Łukasza Kruczka. Jak latem będą ćwiczyć w Zakopanem, to trzeba będzie pojechać, wziąć młodzież na gniazdo trenerskie i pozwolić jej patrzeć. Dzieciaki bardzo wszystko chłoną, a my za mało wykorzystujemy naszych mistrzów. Na pewno Kamilowi i jego kolegom z kadry nie wolno za bardzo przeszkadzać, ale przecież jak odpoczną, to nie będzie dla nich problemem, żeby się gdzieś spotkać z tymi, którzy chcą kiedyś im dorównać.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.