PŚ w Oslo. Żyła i Schlierenzauer szukają formy sprzed roku

Rok temu konkurs PŚ w Oslo wygrali wspólnie Piotr Żyła i Gregor Schlierenzauer. Od tamtej pory wielki Austriak i mający wielkie nadzieje Polak niemal wyłącznie rozczarowują. Czy teraz stać ich na walkę ze zmierzającym po Kryształową Kulę Kamilem Stochem i innymi zawodnikami błyszczącymi w końcówce sezonu? Transmisja z niedzielnych zawodów w TVP i Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl od godz. 14.15.

17 marca 2013 roku mijało 17 lat od pierwszego w karierze zwycięstwa Adama Małysza w Pucharze Świata. Polak pierwszy z 39 konkursów tej rangi wygrał właśnie w Oslo.

Na Holmenkollbakken przed rokiem miał zwyciężyć Kamil Stoch, który po zdobyciu mistrzostwa świata w Predazzo prezentował świetną formę. Jednak po triumfach w Kuopio i Trondheim lider naszej kadry w Oslo zajął dopiero czwarte miejsce. Najlepsi okazali się wtedy niespodziewanie Schlierenzauer i Żyła. Austriak przed tamtym zwycięstwem zajął 15. miejsce w Lahti, piąte w Kuopio i 16. w Trondheim. Polak był w tych konkursach kolejno 12., 15. i dziewiąty.

Schlierenzauer idzie na rekord

Żyła do zwycięstwa w Oslo skakał podobnie jak w bieżącym sezonie - w 21 startach zgromadził wówczas 280 punktów, a teraz ma ich 312 po 22 występach. Za to Schlierenzauer znajdował się w zupełnie innym miejscu. Pewny Kryształowej Kuli wygrał wówczas już dziewiąty raz w sezonie. Teraz, notując ósmy cykl sezon regularnego skakania w PŚ w karierze, odnosi najgorsze wyniki.

Przede wszystkim 24-letni Austriak nie wywalczył indywidualnego medalu na igrzyskach olimpijskich w Soczi, a dotąd z głównej imprezy tylko raz wracał bez krążka. Zdarzyło mu się go nie zdobyć w debiutanckim sezonie, kiedy był 10. i ósmy na MŚ w Sapporo. Tam chociaż na osłodę zdobył złoto w drużynie, a w Soczi z kolegami z kadry wyskakał tylko srebro.

W trwającym PŚ Schlierenzauer zdobył już co prawda więcej punktów niż w statystycznie najsłabszym dla siebie sezonie 2010/2011. W klasyfikacji generalnej uplasuje się wyżej niż na dziewiątym miejscu, jakie wówczas zajął, bo po piątkowym konkursie w Trondheim spadł na szóstą pozycję (wyprzedził go zwycięzca - Anders Bardal), ale siódmy Simon Ammann na trzy starty przed końcem traci do niego aż 111 punktów. Tylko że w tamtym sezonie notoryczny zwycięzca zdobył jedyne na razie w swej karierze indywidualne złoto mistrzostw świata, a w PŚ wygrał trzy konkursy. W bieżącym cyklu ma tylko dwa zwycięstwa i właśnie wyrównał swój rekord oczekiwania na pucharowy triumf.

Trzy lata temu "Schlieri" nie umiał wygrać 18 kolejnych zawodów. Teraz, po odniesionym na początku grudnia zwycięstwie w Lillehammer, wystartował właśnie w 18 konkursach PŚ, nie wygrywając żadnego. Dla kogoś, kto był najlepszy w aż 52 ze 179 występów to seria trudna to zaakceptowania.

Schlierenzauer cały czas pokazuje, że nie może się odnaleźć w roli tylko jednego z wielu dobrych skoczków. Otwarcie narzeka na współpracę z trenerem Aleksandrem Pointnerem, a nawet sugeruje, że imponującą przecież karierę może zakończyć dużo szybciej niż się wszystkim wydaje.

Żyła skreślony i odrodzony

Austriak w swoich kolejnych sezonach wygrywał pięć, sześć, 13, osiem, trzy, pięć i 10 startów. Średnio potrzebuje tylko 3,5 konkursu, by odnieść zwycięstwo.

Żyła wygrał dopiero raz w karierze, w której skakał w już 126 pucharowych zawodach. Dla niego, tak samo jak dla Schlierenzauera, bieżący sezon jest dziewiątym w karierze, ale podczas gdy Austriak tylko w jednym wystąpił incydentalnie, Polak dopiero trzeci zalicza w całości.

Żyła po wspaniałej końcówce poprzedniego sezonu (po triumfie w Oslo zajął trzecie i piąte miejsce w Planicy) uchodził za czarnego konia rywalizacji w sezonie olimpijskim. Niestety, w Soczi był bez formy, dlatego wystąpił w tylko jednym indywidualnym konkursie, a w rywalizacji drużynowej był najsłabszym zawodnikiem polskiego zespołu, który zajął czwarte miejsce.

Gdy pod koniec lutego i na początku marca wychowanek Jana Szturca nie zakwalifikował się do konkursów w Lahti, wydawało się, że po słabych igrzyskach kompletnie się pogubił. To martwiło kibiców długo liczących na dobrą postawę wiślanina w jego ukochanych lotach narciarskich. - Chciałbym, żeby Piotrek się odnalazł, ale jednak samo go nie poniesie. Nie wystarczy, że nie boi się mamucich skoczni, a nawet, że je bardzo lubi. Teraz jest na fali w dół, będzie się naprawiał po sezonie - oceniał nawet słusznie uchodzący za wiecznego optymistę prezes Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniusz Tajner

Teraz - po 24. miejscu w Kuopio i 12. w Trondheim - Żyła niespodziewanie wygląda na odrodzonego, a mistrzostwa świata na mamuciej skoczni w Harrachovie, już od 13 marca.

- Poszło dzisiaj, naprawdę poszło! - cieszył się skoczek w piątkowy wieczór. Na skoczni Granasen Żyła był 12. - o jedną pozycję i 0,4 punktu wyprzedził Schlierenzauera.

- Fajnie byłoby znów wygrać w Oslo - mówił najbardziej nieprzewidywalny z naszych skoczków już kilka dni wcześniej, po 24. miejscu w Kuopio. Czy już wtedy przeczuwał, że wraca do swojej najwyższej dyspozycji?

Teraz Żyła opowiada, że odzyskał luz, że idąc nie skocznię nie spina się, nie myśli o wyniku, tylko o frajdzie, jaką daje skakanie.

Oczywiście nadal trudno uwierzyć, że długo zawodzący Żyła nagle błyśnie tak mocno, jak zrobił to w Holmenkollen przed rokiem. Ale skoki są pełne niespodzianek, a Żyła to przecież człowiek-niespodzianka.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o: