Soczi 2014. Dlaczego na igrzyska trzeba wysyłać jak najwięcej olimpijczyków

59 olimpijczyków wysłała Polska na igrzyska olimpijskie do Soczi. Dziewięcioro z nich zdobyło sześć medali. Dwanaścioro innych uplasowało się na miejscach 5-8. Czy inni pojechali na igrzyska niepotrzebnie?

Takie i podobne pytania pojawiły się już przed igrzyskami. Narzekano, że wysyłamy za dużo sportowców do Soczi, że Białoruś miała ich tam jedynie 27 i przywiozła więcej medali itd.

Kompletnie nie rozumiem tych rozważań. A oto kilka powodów:

Po pierwsze do igrzysk trzeba się zakwalifikować

Wszyscy zawodnicy, którzy reprezentowali Polskę w Soczi wywalczyli na igrzyska kwalifikacje. To znaczy spełnili sportowe kryteria, które przed nimi postawiły międzynarodowe federacje, krajowe związki i Polski Komitet Olimpijski. Niewysłanie na igrzyska zawodników, którzy wypełnili postawione przed nimi warunki, byłoby jawną niesprawiedliwością i odebraniem motywacji do dalszego uprawiania sportu. Co więcej kwalifikowałoby się do wystąpienia do międzynarodowego trybunału sportowego. Były już takie przypadki.

Nagroda nie tylko dla sportowca

Uczestnictwo w igrzyskach olimpijskich to także forma nagrody dla zawodnika za jego osiągnięcia sportowe. Ważne jest to zwłaszcza dla młodych zawodników.

To też forma nagrody dla ich trenerów i całego środowiska sportowego, z którego wyrośli. To istotne zwłaszcza w przypadku sportów zimowych. Większość zawodników zaczynała bowiem kariery w małych klubikach, które trwają dzięki zaangażowaniu społeczników. Tak było choćby z Justyną Kowalczyk, Kamilem Stochem czy Sylwią Jaśkowiec. Olimpijczyk z UKS Nowiny Wielkie czy LKS Hilltop Osieczany Wiśniowa daje ludziom z takich klubów poczucie, że ich społeczna praca ma sens.

Pierwsze igrzyska to szok czyli doświadczenie

Pamiętacie, które miejsca zajął Adam Małysz w swoich pierwszych igrzyskach - 51. i 52. Czyli, że co? Też pojechał na wycieczkę? Potem tak to wspominał: - Pierwsze igrzyska to zawsze szok. Podziwiam tych, którzy w debiucie stawali na podium, bo trzeba mieć naprawdę silną psychikę. Już lecąc do Nagano zastanawiałem się "co to będzie". Spaliłem się zanim dotarłem na skocznię.

To doświadczenie pomogło mu potem zdobyć dwa medale w Salt Lake City.

Podobnie było ze Zbigniewem Bródką. Jego pierwsze igrzyska też były nieudane. W Vancouver zajął dopiero 27. miejsce na dystansie 1500 metrów.

Jak widać po tych - najbardziej jaskrawych przykładach - doświadczenie olimpijskie nawet z tych odległych miejsc się przydaje.

Igrzyskami przyciągnąć sponsora

Też jestem za tym, żeby sport wyczynowy był w jak najmniejszym stopniu finansowany z publicznych pieniędzy, a przynajmniej, żeby te środki były kierowane tylko do najlepszych. Dlatego wściekłość ogarnia mnie na samą myśl, że 56 mln w ubiegłym roku wydały samorządy na wsparcie zawodowych klubów ekstraklasy piłkarskiej. Roczne wydatki budżetowe na całą kadrę olimpijską w czteroleciu od Vancouver do Soczi wyniosły raptem połowę tej kwoty.

Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby każdy związek sportowy w Polsce utrzymywał wyczynowy sport za pieniądze sponsorów, a tylko młodzieżowy był dotowany przez budżet państwa.

Igrzyska olimpijskie są idealną okazją, aby o sponsorów się postarać. Nie chodzi przecież tylko o tych największych, ale również o tych drobnych. Olimpijczyk, który choć przez chwilę przemknie przez telewizyjny ekran, umieszczony na firmowym kalendarzu w wymiarze lokalnym też ma swoją wartość.

Nie żałujmy więc olimpijskiego udziału nawet tym słabszym, bo może dzięki temu znajdą oni sponsora, by na przyszłe igrzyska przygotować się lepiej.

To nie my zapłacimy

Z punktu widzenia budżetu państwa, czy w igrzyskach olimpijskich będzie uczestniczyła reprezentacja Polski złożona z 20 zawodników, czy 100 zawodników nie ma żadnego znaczenia. Koszty samego startu w igrzyskach zawodników pokrywa bowiem Polski Komitet Olimpijski. W tym roku wydał na to 4 mln złotych i ani jeden grosz nie pochodził z budżetu państwa. Co więcej od 1989 r. PKOl. poprosił o wsparcie ministerstwo sportu tylko raz - przed igrzyskami w Londynie - chodziło wtedy o 600 tys. złotych. PKOl. utrzymuje się tylko z dotacji od sponsorów.

Zakwaterowanie zawodników i osób im towarzyszących pokrywa w Soczi gospodarz igrzysk i Międzynarodowy Komitet Olimpijski.

Nie liczmy ekipy na igrzyska

Wydaje mi się, że dostatecznie udowodniłem, że nie powinniśmy się martwić tym, że nasza ekipa była w Soczi zbyt liczna. Wręcz przeciwnie, skoro już w większym lub mniejszym stopniu zapłaciliśmy wcześniej za ich przygotowania do igrzysk, to nierozumne byłoby teraz nie wysyłać wszystkich zawodników, którzy się zakwalifikowali, do Soczi.

Natomiast komu i jak finansować przygotowania do igrzysk, to już zupełnie inna historia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.