Soczi 2014. Kowalczyk walczy z Kallą i Norweżkami. Będzie bolało

Tu prawie zawsze decyduje siła, a nigdy przypadek. Kończący olimpijskie zmagania biegaczek narciarskich start na 30 km stylem dowolnym ma być walką najmocniejszych w Soczi Marit Bjoergen, Theresy Johaug, Charlotte Kalli i Justyny Kowalczyk. - Każdemu, kto spróbuje utrzymać zbyt duże dla siebie tempo, w końcu odetnie prąd. Wszystkie zawodniczki po biegu na tak trudnej trasie będą potrzebowały nawet czterech dni na regenerację mięśni - mówi dr Krzysztof Mizera, fizjolog pracujący m.in. z kolarską kadrą Polski. Transmisja w TVP, relacja na żywo w Sport.pl w sobotę o godz. 10.30.

Łukasz Jachimiak: Justyna Kowalczyk przed biegiem na 30 km przewiduje, że Charlotte Kalla będzie podkręcać tempo, żeby zakwasić Norweżki, i zapowiada, że w tym ich zakwaszaniu chciałaby Szwedce pomóc. Może pan wytłumaczyć, co konkretnie ma się stać Marit Bjoergen i Theresie Johaug?

Krzysztof Mizera: Mają zostać zmuszone do jak najdłużej trwającego wysiłku beztlenowego, w którym dochodzi do niekompletnego spania glukozy, a więc do zakwaszenia.

Czym dokładnie jest zakwaszenie?

Weźmy Justynę Kowalczyk, która biegnie na takiej intensywności, że może swobodnie oddychać. Jest wtedy w wysiłku tlenowym, kwas mlekowy w jej organizmie się produkuje, ale jednocześnie się spala, utlenia się w mięśniach, nie gromadzi się w nich. Ale gdy ta sama Justyna Kowalczyk wchodzi na tak wysoką intensywność, że aż brakuje jej tlenu, to jest w wysiłku beztlenowym, bo przekracza tzw. próg przemian beztlenowych. Wtedy kwas mlekowy nie przestaje się spalać, ale produkuje się go więcej i on się w mięśniach gromadzi. Po kilkunastu, czasem kilkudziesięciu minutach nagromadzi się w takich ilościach, że organizm odmówi posłuszeństwa, nie będzie w stanie kontynuować wysiłku.

Co konkretnie kwas mlekowy "zatruwa"?

- Przy jego dużym stężeniu wytwarzają się jony wodorowe, które uszkadzają mięśnie, obniża się też pH krwi, co może prowadzić nawet do śmierci. Oczywiście przed taką skrajnością organizm się broni. U biegacza sztywnieją i zaczynają palić mięśnie, mocno zakwaszony zawodnik czuje, że musi przerwać wysiłek, bo zwyczajnie nie jest w stanie dłużej wytrzymać. A jeśli się nie poddaje, w końcu odcina mu prąd.

Długo można się nie poddawać? Bieg kobiet będzie trwał półtorej godziny, jest możliwe, żeby Bjoergen i Johaug ukończyły go na czołowych miejscach, jeśli rzeczywiście się zakwaszą?

- Wysokie zakwaszenie to 20 milimola na litr, ale przeciętna zawodniczka, która już na pierwszych kilometra zakwasi się do poziomu 15 milimolam, powinna wytrzymać zbyt mocne dla siebie tempo nie dłużej niż 30 minut. Natomiast bardzo dobrze wytrenowany organizm przy zbyt dużym dla siebie tempie też będzie się szybko zakwaszał, ale gdy tylko zwolni i wejdzie w wysiłek tlenowy, to jego systemy buforujące będą szybko kwas mlekowy usuwały. Krew będzie wyłapywać go z mięśni i transportować do wątroby, a tam w procesie glukoneogenezy kwas mlekowy zmieni się w glukozę. Mówiąc w uproszczeniu, ten kwas stanie się energią. To jest tak jak z regeneracją. Wybitny sportowiec po dużym wysiłku szybko wróci do siebie, a słabszy przez trzy dni nie będzie mógł się ruszyć. Teoretycznie może być tak, że świetna zawodniczka wytrzyma nawet półtorej godziny funkcjonowania na poziomie powyżej swojego progu beztlenowego. Ale zależy o ile przekroczy próg.

Ten próg, za którym kończy się wysiłek tlenowy, a zaczyna beztlenowy, mierzy się tętnem?

- Tak i trzeba rozróżniać wartość oznaczającą próg od tej, która wyraża maksymalne tętno danego zawodnika. Niewątpliwie Justyna Kowalczyk jest świetnie wytrenowanym sportowcem, dlatego próg przemian beztlenowych ma bardzo wysoki. Nie wiem, jaki dokładnie, bo to tajemnica, żaden wielki sportowiec takich danych nie ujawnia, żeby rywale tego nie wykorzystali. Kowalczyk może mieć tętno progowe 175. Jeszcze raz podkreślam - podaję wysoką wartość, ale strzelam. Załóżmy, że trafiam. Przy progu 175 Kowalczyk może biec nawet z tętnem 190, tylko że z takim będzie się zakwaszała. I to szybko. Teraz przyjmijmy, że tętno progowe Marit Bjoergen wynosi 165. W takiej sytuacji Kowalczyk, dyktując tempo na tętno 170, będzie biegła pod swoim progiem, a wtedy kwas mlekowy w jej organizmie będzie się produkował, ale też będzie się prawidłowo spalał. Czyli ona nie będzie miała żadnego problemu. Natomiast u Bjoergen, która będzie chciała dotrzymać Polce kroku, taki bieg spowoduje zbyt dużą kumulację kwasu mlekowego.

Przekraczając swój próg nieznacznie, Bjoergen mogłaby wytrzymać tempo do końca i mimo zakwaszenia wygrać?

- Półtorej godziny biegu tuż nad swoim progiem mogłaby wytrzymać. Ale jeśli rywalki zmuszą ją do biegu na tętnie 180, zakładając, że jej progiem jest tętno 165, to po kilkunastu minutach organizm się zbuntuje i ona odpadnie. Tylko teraz powstaje pytanie, czy Kowalczyk zna próg beztlenowy Bjoergen, Joahug i innych rywalek.

Sam pan powiedział, że Kowalczyk swoich parametrów nie ujawnia, na pewno jej rywalki strzegą swoich. Ale najlepsze zawodniczki się obserwują, Polka mówi przecież o Norweżkach, że w Soczi "widać po nich, co się dzieje, gdy przeszarżują".

- To prawda, że się obserwują, że zawsze coś podejrzewają i próbują przyjąć odpowiednią taktykę. Teraz Kowalczyk chyba rzeczywiście zakłada, że ona i Kalla mają wyższy próg beztlenowy niż Bjoergen i Johaug.

Te progi są zmienne, zależą od tego, co na daną imprezę sportowiec wypracował?

- Próg zmienia się na skutek wielu czynników. Jak zawodnik jest w dobrej formie, to z reguły próg ma wysoki, ale u kobiet nawet faza cyklu menstruacyjnego go obniża i wpływa na zakwaszenie. Ważna jest tu też dieta, nie bez znaczenia są uwarunkowania genetyczne i składy włókien mięśniowych. Na pewno nie jest tak, że jedna osoba przez rok ma ten sam próg. Ale kiedy zawodnik cały czas trenuje na podobnym, wysokim poziomie, to skoki wartości nie są duże, ten próg zmienia się w jedną albo drugą stronę o około pięć uderzeń serca na minutę. Inaczej jest, gdy zawodnik ma kontuzję i ze dwa miesiące nie trenuje. Wtedy próg beztlenowy znacząco się obniża.

Markaina, którą Kowalczyk przyjmuje, by móc biegać mimo złamanej kości śródstopia, też może go obniżać?

- Na pewno leki przeciwbólowe zaburzają funkcjonowanie organizmu, ale ich stosowanie może się odbijać raczej nie nieprawidłowym skurczu mięśnia, a niekoniecznie zwiększać podatność na zakwaszenie. Zresztą jeżeli Kowalczyk założyła, że Bjoergen ma próg beztlenowy niższy od niej, to zrobiła to już wiedząc, czy i ewentualnie jaki wpływ na jej własny próg mają leki.

Pracuje pan z wytrzymałościowcami z różnych dyscyplin sportu, może więc potrafi pan wytłumaczyć, dlaczego klasyczny maraton dla biegaczy i dla biegaczek ma taki sam dystans, a ten narciarski dla kobiet jest krótszy o 20 km?

- Nie ma wątpliwości, że biegi narciarskie są trudniejsze. Tutaj trzeba się uporać ze śniegiem, z siłą tarcia. Do tego dochodzi mocna praca ramion i sam bieg jest trudniejszy, bo do stopy przytwierdzona jest długa narta, która wymusza nienaturalny ruch. Zwykłe biegi nie są tak obciążające dla zawodników, dlatego kobiety mogą startować na tym samym dystansie co mężczyźni. Dla biegaczek narciarskich 50 km byłoby dystansem zbyt trudnym.

Szczególnie w Soczi, gdzie w słońcu temperatura dochodzi nawet do 20 stopni Celsjusza, a więc miejscami trzeba nie tyle biec po śniegu, co przebijać się przez breję.

- Dla maratończyków to byłaby dobra temperatura. Ale oni inaczej się ubierają, narciarze w swoich kombinezonach w takiej pogodzie się męczą, nie eliminują dobrze nadmiaru ciepła. I to już jest problem. A co powiedzieć o topniejącym śniegu? On bardzo męczy. Szczególnie kiedy ze smarowaniem nart nie trafią zajmujący się tym ludzie.

Czyli biegacze narciarscy są największymi sportowymi twardzielami?

- Chyba tak, bo nawet kolarze, którzy w wielkich wyścigach etapowych dzień w dzień robią po kilkaset kilometrów, wysiłek mają inaczej rozłożony. Oni startują w innych warunkach klimatycznych i mają inną specyfikę ruchu. U kolarza pracują głównie nogi, u Justyny Kowalczyk całe ciało. Nie jest możliwe, żeby ona biegała w zawodach 30 kilometrów przez kilka dni z rzędu. Wysiłek narciarski jest tak wyczerpujący, że tego nie wytrzymałyby mięśnie. U kolarza poza mocnymi nogami ważny jest układ krążeniowo-oddechowy, czyli praca serca, płuc. U Justyny Kowalczyk to też, ale przy tym mocne nogi, mocne ramiona, mocne, ciągle obciążone plecy, naprawdę całe ciało. Gdyby ona miała dzień w dzień pokonywać 30 km w mistrzowskim tempie, to nie nadążałaby się regenerować, bo łatwiej dać odpocząć płucom niż mięśniom. Mięśnie po takim wysiłku, jaki zawodniczki czeka w sobotę, a zawodników w niedzielę, na pełną regenerację będą potrzebowały nawet czterech dni. Stąd już o Tour de Ski, w którym w ciągu kilku dni do pokonania jest w sumie tylko 60-70 km mówi się, że to narciarski Tour de France. Na koniec igrzysk biegaczki i biegaczy czeka spora dawka cierpienia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.