Soczi 2014. Wilkowicz: Igrzyska: pokorne cielę

Jakieś jednak postępy jako ludzkość zrobiliśmy przez te 50 lat. Nikt teraz nie zorganizuje igrzysk na Majdanie i nie każe się ludziom cieszyć. A przecież i tak bywało - komentuje obecną sytuację z igrzyskami w Soczi, które odbywają się równolegle z zamieszkami na Ukrainie.

To są już inne igrzyska. Nie ma co ukrywać. Medale ciągle rozdają, może będą też jeszcze polskie. Ale po Majdanie chciałoby się, żeby się wszystko jak najszybciej skończyło. I tam, i tu. Nie, nie jestem za tym, żeby wszyscy tutaj rzucali sport, pracę, bo w Kijowie giną ludzie. Można być z nimi w inny sposób.

Ale ten olimpijski sztuczny świat, w którym ludzie się boją wkładać czarne opaski, bo ktoś ich upomni, to jednak też nasz wstyd. Skoro już ten świat sztucznie wymyślano, można było go po prostu wymyślić lepiej. I nie bardzo wiadomo, jak się w tym odnaleźć. Wymuszać gesty solidarności - nie tędy droga. Ale zabraniać ich - jeszcze gorzej.

Ukraińcy milczą

Pytamy Ukraińców, uciekają od odpowiedzi. Patrzą na akredytację, kto pyta. Ich sportowcy też nie są jednomyślni. To samo pewnie działoby się teraz wokół Wenezueli, ale ona na zimowych igrzyskach miała jednego sportowca, już wystartował. I pytaliby go sąsiedzi Wenezueli, bo przecież u nas nie wszyscy wiedzą, że tam też teraz krew się leje na ulicach. Tak jak ludzi stamtąd sceny z Majdanu nie przygnębiły tak mocno jak cierpienia, które mają bliżej siebie.

Tym razem wypadło na Ukrainę i jej sąsiadów, na Wenezuelę i jej sąsiadów. Osiem lat temu - na Gruzję, gdy walczyła z Rosją, a Władymir Putin leciał na ceremonię otwarcia do Pekinu ściskać dłonie. Za dwa albo cztery lata wypadnie na kogo innego. Czekacie na jakiś znak współczucia czy protestu ze strony MKOl? Nie czekajcie. Mit igrzysk musi być większy niż rzeczywistość.

Dziś sami zostali Ukraińcy i Wenezuelczycy, kiedyś sam został Izrael po masakrze w wiosce olimpijskiej w Monachium w 1972. Bo w realiach zimnej wojny MKOl-owi najbezpieczniej było lawirować między dwoma obozami. I przywykł do tego. Igrzyska musiały trwać. Tak zdecydował w 1972 Avery Brundage, Amerykanin, któremu bardziej przeszkadzały znaki sponsorów i sportowcy łamiący zasadę amatorstwa niż to, że ktoś miał krew na rękach.

Na Ukrainie nie będzie jak w Meksyku

Dziś sobie przynajmniej nie musimy wyobrażać, że za dziesięć dni Wiktor Janukowycz mógłby zaprosić cały świat do siebie na igrzyska, w tym czasie posprzątać Majdan i udawać, że nic się nie stało. A blisko 50 lat temu nie trzeba było sobie wyobrażać, to się działo naprawdę. Meksykański prezydent po wydaniu fortuny na przygotowania do igrzysk 1968 roku na 10 dni przed ceremonią rozstrzelał swój Majdan. Plac Trzech Kultur w Tlatelolco, dzielnicy Meksyku, gdzie protestowały tysiące młodych ludzi. Ponoć studenci sprowokowali wojsko, podburzali nastroje, pierwsi użyli broni. Dopiero później wyszło na jaw, że to władze wynajęły snajperów, żeby dali pretekst do rozprawy.

Co dziś pamiętamy z Meksyku? Tlatelolco czy skok Boba Beamona? A może Tommiego Smitha i Johna Carlosa, których wyrzucono wtedy z igrzysk, bo wyciągniętymi pięściami w czarnych rękawiczkach przypomnieli podczas dekoracji, że są bohaterami Ameryki jako zwycięzcy, ale są też amerykańskimi obywatelami drugiej kategorii jako czarni. Ich wyrzucono, igrzyska meksykańskiego prezydenta trwały. Jak widać, MKOl jest konsekwentny.

Igrzyska to polityka

Szefowie olimpizmu wiedzą, co robią, unikając jakichkolwiek deklaracji. I tak przecież nikt nie wierzy, że chodzi o to, by igrzyska chronić od polityki. Igrzyska to polityka. MKOl chętnie się w nią bawi. Oddaje często igrzyska tym, którym służą też dla celów politycznych. Szef MKOl Thomas Bach jest politykiem FDP. I jeśli teraz milczy, to nie z szacunku dla jakiegoś olimpijskiego mitu neutralności czy dla ognia olimpijskiego zapalonego w Olimpii przez aktorkę udającą kapłankę. Milczy, bo akurat MKOl-owi stać okrakiem jest najwygodniej.

Igrzyska to pokorne cielę, które raz się pożywi dzięki Ameryce, raz dzięki Rosji, raz Chinom. I póki nikt MKOl-u nie strąci z pozycji monopolisty, tak pozostanie. Nie wierzę, że Bachowi jest teraz miło, gdy siada w jednej loży z Władymirem Putinem. Ale tego oczekują od niego ci, którzy go wybrali na szefa MKOl. Trwaj, szefie, nie takie rzeczy przemilczaliśmy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA