Mimo że niemiecki komitet olimpijski nie potwierdził jeszcze oficjalnie, że to właśnie Sachenbacher-Stehle stosowała doping, to agencja DPA jest już pewna, że chodzi właśnie o nią. Biathlon uprawia dopiero od dwóch lat, wcześniej była niezwykle utytułowaną biegaczką.
W dyscyplinie tej zdobyła aż pięć medali olimpijskich - głównie w sztafecie i rywalizacji drużynowej. Złoto zdobyła w Salt Lake City (sztafeta) i Vancouver (sprint drużynowy), a srebro w Salt Lake City (sprint), Turynie i Vancouver (sztafeta). Niemka ma na swoim koncie także sześć medali mistrzostw świata, w tym jeden złoty z Val di Fiemme.
Krótko przed rozpoczęciem igrzysk w Turynie Sachenbacher-Stehle została zawieszona na pięć dni z powodu wykrycia zbyt dużej ilości czerwonych krwinek. Nie wzięła wówczas udziału w jednym z wyścigów. Mimo że poziom jej hemoglobiny we krwi był bardzo wysoki, nie wykryto jednak żadnych zakazanych środków.
Brat zawodniczki Joseph skomentował dla Bildu jej wpadkę w Soczi: - Ona nic złego nie zrobiła. Evi gardzi dopingiem. Będzie tak, jak podczas Igrzysk w Turynie. Wtedy również poziom hemoglobiny był u niej podwyższony. Tak zawsze dzieje się na wysokości. Próbka B to potwierdzi - twierdzi.
Sachenbacher-Stehle jeszcze przed ogłoszeniem informacji o dopingu nie została wcześniej zgłoszona do biegu sztafetowego kobiet. Wcześniej w Soczi najlepszy występ zanotowała w biegu ze startu wspólnego na 12,5 km, w którym zajęła czwarte miejsce. Szósta była Monika Hojnisz, więc gdyby potwierdziły się informacje o dopingu Niemki, Polka awansowałaby o jedną pozycję.
Inne wyniki Niemki to czwarte miejsce w sztafecie mieszanej, 11. w sprincie na 7,5 km, 20. w biegu na 15 km oraz 27. w biegu na dochodzenie.
Pierwszy oficjalny doping - ale w Soczi wpadła już trójka?