W drużynówce startuje osiem zespołów. Dwa zwycięstwa oznaczają olimpijski finał. Łyżwiarze mają do pokonania 3200 m, cały dystans jadą wspólnie. Konrad Niedźwiedzki, Zbigniew Bródka i Jan Szymański będą zmieniać się na prowadzeniu, dyktując tempo. Na mecie liczy się czas ostatniego w drużynie. Ten, który jedzie z przodu, ma najtrudniej, bo to on przecina powietrze, pozostali mogą schować się za nim.
- Jak Konrad pobił niesamowity rekord Polski na 3000 m, żartowaliśmy, że w drużynówce ma dyktować tempo przez 2400 m, a Zbyszek i Janek pojadą z przodu tylko po 400 m - mówi trener łyżwiarzy szybkich Wiesław Kmiecik.
Ale czy Niedźwiedzki, najlepszy długodystansowiec w drużynie, będzie w stanie pojechać na 101 procent? Po biegu na 1500 m czuł ból w pachwinie. Przejechał dystans ze słabym czasem, potem przez niemal tydzień był poddawany wszelkim możliwym zabiegom fizjoterapeutycznym. Kmiecik mówi, że dlatego chce, by chłopcy pojechali bardzo ostrożnie na początku wyścigu z Norwegami, bez szaleństw, bo właśnie na starcie Konrad nabawił się tej kontuzji, i nikt nie chciałby, aby przydarzyło się nieszczęście.
Dopiero gdy się rozpędzą, mają dać z siebie wszystko. Zacznie najmłodszy Szymański, potem da mu zmianę Niedźwiedzki, następnie weźmie się do roboty mistrz olimpijski Bródka, potem znów Szymański, znów złoty chłopak, a zakończy finiszem Niedźwiedzki. 3200 metrów.
Cała idea polega na tym, żeby po osiągnięciu pełnej szybkości ok. 60 km/godz. jechać równo i tak rozłożyć siły, by, ostatnia runda nie odbiegała od wcześniejszych i żeby żaden nie odpadł. Równa jazda cztery lata temu dała medal Polkom - kolejno osuwały się w tył na ostatnim okrążeniu - Rosjanka w ćwierćfinale i Amerykanka w biegu o brąz, Polki jechały razem do końca.
Bródka pojedzie na czele największy dystans, ale ma chyba z czego czerpać siłę, bo jak już wiemy, jego dokonanie na 1500 m było unikalne. Szef światowej federacji łyżwiarskiej Ottavio Cinquanta chce wszcząć dochodzenie, by wyjaśnić, co się stało, że Holendrzy zdominowali wyścigi na długim torze (dotąd zdobyli 21 z 30 medali, w Vancouver 7 na 32), a jemu się udało wyszarpać jedyne złoto spoza pomarańczowej strefy. - Co ta cała reszta robi? Zaspali, czy co? - denerwował się Włoch, bo taka dominacja jednego narodu zabija sport.
Przeciwnicy Polaków są bardzo nabuzowani. Havard Bokko zrezygnował ze startu na 10 tys. m, by być pewniejszym formy w drużynie. Dostało mu się za to od Johanna Olava Kossa, czterokrotnego mistrza olimpijskiego z Albertville i Lillehammer, który uważał, że Bokko mógł zdobyć brązowy medal, ale stchórzył.
Gdyby jednak porównać wyniki indywidualne na 1500 m - ten dystans jest najbardziej skorelowany z drużynówką - Norwegowie są o ponad 0,7 s szybsi od Polaków i zdecydowanie lepszymi przeciwnikami byliby Amerykanie, którzy w Soczi jeżdżą na niemal identycznym poziomie, co nasi. - Takie różnice nie mają znaczenia - twierdzi Kmiecik.
Tylko że mężczyźni mają dziś do pokonania dwa biegi, co jest morderczą próbą. Jeśli uda im się pobić Norwegów (pojadą w składzie Bokko, Havard Lorentzen, Sverre Lunde Pedersen), staną do walki z Holendrami, o ile ci pokonają Francję. Jeśli statystyka ma coś do powiedzenia w życiu, to pomarańczowa siła wcale nie musi wygrać w Soczi. Od kiedy wprowadzono męski wyścig drużynowy w Turynie w 2006 r., wygrywają w nim gospodarze. - Holendrzy w drużynie nie są tacy mocni jak indywidualnie - powiedział wczoraj Bródka, który oczywiście założy cud-płozy ze złotego biegu. Fakt, nazwiska nie biegną, ale Holendrzy - Sven Kramer, Koen Verweij, Jan Blokhuijsen i rezerwowy Jorrit Bergsma - zdobyli już tutaj medale.
Jeśli Polacy przegrają półfinał, powalczą w sobotę o brązowy medal.
Z Rosjankami lub Kanadyjkami ścigać się będą jutro Polki, o ile dziś pokonają w pierwszym biegu Norweżki.
Kiedy startowały w Vancouver, miały bez porównania słabsze wyniki indywidualnie. Wtedy najlepsza z Polek na 1500 m - Katarzyna Bachleda-Curuś - była dopiero 15., a stawkę zamykała Natalia Czerwonka, która wówczas nie wystartowała w drużynie. W Soczi wszystkie trzy znalazły się w najlepszej piętnastce na 1500 m. Polki mają więcej doświadczenia i więcej pewności siebie. Wtedy były dziewuszkami - nawet nie zmieniły bielizny po sensacyjnym ćwierćfinale, na szczęście (ale zrobiły szybkie nocne pranie).
Tamten medal był zaskoczeniem. Na torze nie było żadnego dziennikarza, bo wszyscy pojechali na bieg Justyny Kowalczyk po złoto, 160 km od Vancouver. - Dobrze, że was nie było, bo byłyśmy takie czarne konie, bez presji i zainteresowania lepiej nam się startowało - mówiła Luiza Złotkowska. Tu - jeśli dojdzie do walki o medale - między końcem biegu Kowalczyk na 30 km a startem łyżwiarzy i łyżwiarek miną niemal cztery godziny. No, więc tak dobrze nie będzie.
Polki - wicemistrzynie świata - są rozstawione z nr. 2 za Holandią, przy czym sensacyjnie na igrzyska nie awansowały Niemki, złote medalistki sprzed czterech lat. I tu faworytkami są Holenderki - zawodniczki drużyny zdobyły w biegach indywidualnych aż pięć medali, w tym dwa złote, ale Polki są tuż za nimi.
U kobiet z ustawieniem drużyny jest trudniej. Liderką będzie Bachleda-Curuś, która poprowadzi polska trójkę najdłużej. Inaczej niż u mężczyzn Polki są różnej postury i trener Krzysztof Niedźwiedzki musiał tak poustawiać zmiany, aby Bachleda-Curuś jak najwięcej jechała za Czerwonką, która jest największa w zespole. Dzięki temu będzie mogła trochę odpocząć.
Dziś tylko ćwierćfinały kobiet. Półfinały i finał w sobotę. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.