Kowalczyk to mistrzyni stylu klasycznego. Jaśkowiec w bieżącym sezonie świetne wyniki osiągnęła w stylu dowolnym. Gdyby w środę każda z nich mogła pokonywać 1,5-kilometrową pętlę takim krokiem, w jakim czuje się najlepiej, liczylibyśmy na medal. Ale i bez takiej, idealnej dla nas kombinacji, na zawody czekamy z dużym zainteresowaniem.
Kowalczyk, która w karierze wygrała już wszystko, dopiero drugi raz pobiegnie w sprincie drużynowym. Po raz pierwszy wystartowała w nim miesiąc temu w Novym Meście. W tamtym Pucharze Świata mistrzyni pobiegła z Agnieszką Szymańczak, która w półfinale upadła, przez co polski duet nie awansował do finału.
W środę w Soczi Kowalczyk i Jaśkowiec wystąpią w drugim półfinale, mając za rywalki pary ze Słowenii, Finlandii, Niemiec, Rosji, Austrii, Słowacji i Ukrainy. Bezpośredni awans do finału uzyskają dwie najlepsze drużyny z tego biegu i z pierwszego półfinału, w którym wystartują: Norwegia, USA, Szwecja, Włochy, Francja, Kanada, Szwajcaria, Chiny i Kazachstan. Stawkę finalistek uzupełni sześć drużyn z najlepszymi czasami.
Według bukmacherów Polki są pewniaczkami do występu w finale. Mało tego - Jaśkowiec i Kowalczyk w ich zestawieniach są wymieniane jako piąte z kolei kandydatki do olimpijskiego złota - po Norweżkach, Finkach, Szwedkach i Niemkach.
Akcje Polek stoją wysoko, bo w stawce 17 drużyn zgłoszonych do biegu są jedną z czterech złożonych z zawodniczek, z których każda ma na koncie choć jedno miejsce na podium indywidualnego biegu Pucharu Świata. Kowalczyk w najlepszych "trójkach" plasuje się regularnie, Jaśkowiec dokonała tego w prologu ostatniego Tour de Ski.
Oczywiście nie można twierdzić, że polski zespół jest złożony z zawodniczek tak równych jak ekipa Norwegii, Finlandii i Niemiec. W pierwszej ze świetną sprinterką Ingvild Flugstad Oestberg, która w Soczi w indywidualnym sprincie zdobyła srebrny medal, pobiegnie Marit Bjoergen. W drugiej wystąpią bardzo mocne Aino-Kaisa Saarinen i Kerttu Niskanen, a w niemieckiej obok Stefanie Boehler biegać będzie liderka sprinterskiej klasyfikacji Pucharu Świata Denise Hermann.
O Polkach wiemy, że Kowalczyk uwielbia "klasyk", a Jaśkowiec lubi sprinty, ale "łyżwowe". Była młodzieżowa mistrzyni świata od zawsze lepiej czuła się w stylu dowolnym, a po wypadku, który omal nie zmusił jej do zakończenia kariery (latem 2010 roku, ratując się od zderzenia z autobusem, wjechała na nartorolkach do wybetonowanego rowu i - jak sama mówi - zmiażdżyła lewą rękę) w stylu klasycznym biega jej się jeszcze gorzej ze względu na ograniczenia ruchowe wielokrotnie operowanych barku i łokcia. To pewnie dlatego Jaśkowiec w całej karierze w biegach "klasykiem" nie zdobyła ani jednego punktu PŚ. Choć ona sama usprawiedliwiać się nie chce. Mówi wprost, że dużo nad "klasykiem" pracuje, ale cały czas gubi się w technice.
- Przez całe życie słyszę, że "łyżwą" biegam średnio, a medali tą "łyżwą zrobiłam pół worka - mówi Kowalczyk. - Trzeba zapomnieć o technice i po prostu zapieprzać - radzi młodszej koleżance. I przekonuje, że w ciężkiej próbie Sylwia nie zawiedzie.
Próba będzie naprawdę trudna, bo każda z zawodniczek 1,5-kilometrową rundę będzie musiała pokonać trzy razy. Jaśkowiec pobiegnie na pierwszej, trzeciej i piątej zmianie, Kowalczyk na drugiej, czwartej i ostatniej, szóstej. Jeśli Polki awansują do finału, to w ciągu kilku godzin każda z nich będzie musiała dać z siebie wszystko w sześciu mocnych biegach sprinterskich.
- Sylwia jest dobrze przygotowana fizycznie. Pokazała to w sztafecie [na trzeciej zmianie nie dała uciec znakomitej Norweżce Astrid Jacobsen, Paulinie Maciuszek przyprowadziła zespół na czwartym miejscu, na jakim go "dostała" po biegu Kowalczyk]. Psychicznie też jest mocna, na pewno nie spanikuje - przekonuje trener kadry Ivan Hudacz.
Warto dodać, że Jaśkowiec chce się zrehabilitować za upadek w eliminacjach indywidualnego sprintu (Kowalczyk w nim nie startowała), a w sprincie drużynowym nie jest żółtodziobem. Przed rokiem startowała w nim z Agnieszką Szymańczak na mistrzostwach świata w Val di Fiemme. Polki awansowały tam do finału, a w nim zajęły dziewiąte miejsce. Do Amerykanek, które zdobyły złoty medal, straciły 46, a do trzecich Finek - 35 sekund.
- Nikt z nas nie myśli i nie mówi o medalu. Będziemy zadowoleni, jeśli dziewczyny pobiegną w finale - przekonuje Hudacz, ucinając spekulacje. Same zawodniczki o celach wynikowych nie mówią nic. Zapowiadają walkę, ale twierdzą, że ta konkurencja jest zagadką. Czy jej rozwiązanie może okazać się dla nas szczególnie miłe?
- W sprintach drużynowych niespodzianki zdarzają się częściej niż w innych startach. W 2007 roku, na mistrzostwach świata w Sapporo, w parze z Maćkiem Kreczmerem mogliśmy zdobyć nawet złoty medal. Zajęliśmy piąte miejsce, do zwycięzców straciliśmy tylko 0,9, a do trzeciego miejsca 0,1 sekundy - wspomina Janusz Krężelok, który obecnie jest trenerem męskiej kadry biegaczy.
W środę na Krasnej Polanie w sprincie drużynowym pojawią się i nasi panowie. Wspomniany Kreczmer, a więc sparingpartner Kowalczyk i jedyny Polak, który osiąga przyzwoite wyniki w biegach na dystansach, pobiegnie w parze z Maciejem Staręgą. Staręga, tak samo jak Jaśkowiec, upadł w eliminacjach sprintu, czym pogrzebał swe szanse na dobry wynik. Teraz o taki jemu i Kreczmerowi w stawce 23 drużyn będzie trudno.
A co z niespodzianką Jaśkowiec i Kowalczyk? Taka na magicznych dla Polski igrzyskach w Soczi na pewno nam się marzy, ale powiedzmy sobie szczerze - byłoby nią pokonanie choć jednej z drużyn lepiej zgranych, wyżej notowanych i bardziej utytułowanych. A takie tworzą w Soczi wymieniane już z nazwisk Norweżki, Finki i Niemki oraz Szwedki (Idę Ingemarsdotter wspierać będzie co prawda nie Charlotte Kalla, która zbiera siły na sobotnią "30" stylem dowolnym, ale Stina Nilsson, to wschodząca gwiazda sprintu, która w Soczi indywidualnie zajęła w nim 10. miejsce, a przed rokiem na MŚ w Val di Fiemme była piąta) oraz Amerykanki (z niespełnioną na igrzyskach Kikkan Randall pobiegnie szósta sprinterka tych igrzysk Sophie Caldwell).
Krótko mówiąc, przyjemnie będzie zobaczyć Polki w finale, a ich dużym sukcesem byłoby piąte miejsce. Pobiegną jeszcze lepiej? Będziemy się cieszyć i gratulować. Najważniejsze, że nic nie muszą. To dotyczy również Jaśkowiec, bo ona również "kupiła" już kibiców.