Soczi 2014. Śnieg wysokiej technologii

Żeby Kamil Stoch się nie przewrócił kolejny raz, a Justyna Kowalczyk nie wpadła w grząski śnieg na zjeździe - o to m.in. dbają dwaj zagraniczni eksperci wynajęci przez organizatorów igrzysk w Soczi. Magazynują oni śnieg, produkują jego sztuczną odmianę i dbają o to, by nie był jak mokra kasza manna. Sypią na niego sól i pilnują, by nikt nie chodził po nim w brudnych butach.

Upał w górach, dziewczyny na 10 km klasykiem jechały w kombinezonach z ramiączkami, śnieg w niektórych miejscach - szczególnie podczas długiego zjazdu tuż przed końcem każdej rundy trasy - był grząski. W finale sprintu wielu narciarzy się rozbiło na zjeździe z powodu miałkiego, ciężkiego, mokrego śniegu, w tym naprawdę dobrzy: Szwed Marcus Hellner, Norweg Anders Gloeersen i Rosjanin Siergiej Ustiugow.

Na zeskoku skoczni też była kasza, która utrudniała skoczkom lądowanie. Kilku się przewróciło, ostatnie przypadki to Michaił Maksimoczkin, który trafił do szpitala, oraz Stoch. Miał szczęście, że nic groźnego mu się nie stało.

Wszystko przez to, że temperatura - dziś w słońcu w Krasnej Polanie, gdzie ścigała się Kowalczyk, było ponad 20 stopni - nie pozwala na wiązanie się sztucznego śniegu, który po prostu staje się pulpą, jakąś zimną, mokrą kaszą manną.

Nad tym, aby mimo wszystko dało się przeprowadzić igrzyska w subtropikalnych warunkach, by prezydent Putin zrealizował marzenie, czuwają fiński i amerykański specjalista ze swoimi firmami zapewniającymi śnieg.

Pierwszy nazywa się Mikko Martikainen. W Soczi organizatorzy nazywają go "naszym oficjalnym ekspertem". Rozkręcił swój biznes na całym świecie po katastrofalnej pod względem śniegu olimpiadzie w Vancouver nazywanej złośliwie "brązowymi igrzyskami". W dodatniej temperaturze zwykłe armatki Kanadyjczyków zawiodły, organizatorzy helikopterami sprowadzali śnieg z odległych o 800 km gór na północ od centrum igrzysk.

Kiedy Mikko zobaczył, co się dzieje w Kanadzie, założył firmę Snow Secure Ltd. W marcu skontaktował się z Rosjanami, a w maju już był na pierwszym rekonesansie w Soczi, gdzie miała się odbyć najcieplejsza zimowa olimpiada. Przed igrzyskami latał do Soczi przynajmniej raz w miesiącu. Nazywa swój produkt dla Rosjan "śniegiem wysokiej technologii".

Nigdy nie zabraknie mu roboty, gdyż nawet jeśli śniegu jest pod dostatkiem, MKOl i związki sportowe mają swoje zasady co do jakości śniegu - jego wilgotności i gęstości - tak, że trzeba naturalny śnieg pokryć sztucznym, by spełnił wymagania, np. aby można było w nim wyrzeźbić tory do biegu w stylu klasycznym.

Aby Rosjanie byli spokojni, Mikko zrobił plan trzytorowy.

***

Po pierwsze, są w Soczi normalne armatki śnieżne, zwykły system, taki jak, nie przymierzając, na Jaworzynie. Po drugie, w górach Kaukazu zmagazynowano ponad pół miliona metrów sześciennych śniegu - czyli trochę mniej, niż wynosi objętość Pałacu Kultury w Warszawie - w 14 gigantycznych pryzmach, z których każda ma po kilkanaście metrów wysokości. Ponieważ Mikko stwierdził kłopoty z dostawą odpowiedniej ilości trocin na pokrycie zmagazynowanego śniegu - to najbardziej popularna metoda zachowania śniegu - pokrył kopy specjalnym dwucentymetrowej grubości materiałem izolacyjnym geo-textiles z aluminiową warstwą odbijającą temperaturę.

Wreszcie Mikko przywiózł do Soczi specjalne maszyny produkujące śnieg. Są to wielkie jak kontenery agregaty, które wypluwają z siebie hektolitry śniegu na godzinę, prawie 2000 m sześc. na dobę. Trochę przypominają kombajn górniczy, tylko z taśmy nie spada węgiel, ale śnieg. Maszyny potrafią wyprodukować śnieg, nawet wtedy, gdy temperatura otoczenia wynosi 15 st. C, ale najwyższa temperatura, przy jakiej pracowały, to niecałe 8 st. C. Jeśli chodzi o szczegóły finansowe, Martikainen milczy jak Fin. Skądinąd wiadomo, że podobne agregaty produkcji izraelskiej kosztują ok. 2 mln dol. sztuka. Rosjanie negocjowali umowę z izraelską firmą (jej założycielem jest polski Żyd Avraham Ophir), która zapewniała, że śnieg z jej maszyny ma najmniejszą średnicę zmarzniętych drobinek wody oraz że jej śniegowarka może pracować przy każdej temperaturze. Ale do współpracy nie doszło.

Jednak wiadomo, że dzięki dofinansowaniu Unii pracował w Rukka w Finlandii nad wydłużeniem sezonu narciarskiego za pomocą wytwarzania śniegu. Tu, w Soczi, dostał ok. 1000 stron z danymi meteo, ale tutejsza stacja została otwarta dopiero 10 lat temu.

***

Trzeba powiedzieć, że Rosjanie nie polegają wyłącznie na Mikko. Była też ceremonia szamanów z Ałtaju, którą można byłoby nazwać "żeby wszystko było OK ze śniegiem"

Drugim guru śniegowym Rosjan jest Joe VanderKelen z Michigan. On prowadzi firmę SMI Snow Makers, która zapewniała śnieg wszystkim igrzyskom od Sarajewa do Soczi, ale akurat on specjalizuje się w armatach śnieżnych w wyższych partiach gór - w Soczi Amerykanin jest odpowiedzialny za Rosa Hutor, gdzie odbywają się konkurencje alpejskie, snowboardowe i narciarstwa dowolnego. SMI zapewniło ich aż 400, które są zasilane ze zbudowanych specjalnie w tym celu dwóch sztucznych jezior. Jest to największy w Europie system utrzymania śniegu.

W każdym razie produkcja śniegu to jedno, a sprostanie wymaganiom w konkretnych dyscyplinach to drugie. Na biegach śniegu jest jak dotąd w bród, na grubej warstwie naturalnego jest sztuczny, tylko że na nasłonecznionych miejscach zmienia się on w mokrą kaszę. Aby temu zapobiec, organizatorzy sypią rodzaj soli, która w ciągu godziny powinna wiązać śnieg w twardą skorupę. Zmagazynowali 2 tony i każdego dnia sypią około 100 kg. Teraz samo sypanie nie wystarcza i Rosjanie niejako wstrzykują sól w głąb śniegu. Ale nawet ten sposób nie daje pełnego sukcesu przy 20 stopniach ciepła, to po pierwsze, a po drugie, pracownicy sypią tę sól nierówno. Stąd wypadki sprinterów.

Obok skoczni pracują dwa agregaty do produkcji śniegu, ale jest on właśnie rodzajem kaszy. Obok pryzmy tej kaszy jest napis na tablicy: "Uwaga, olimpijski śnieg. Nie wchodź na niego brudnymi butami! Jak masz coś do zrobienia na nim, najpierw wyczyść je. Pamiętaj, olimpijski śnieg to nasz skarb. Dbaj o niego!".

Trener Łukasz Kruczek uspokajał, że każda skocznia musi się "uklepać". Ale mówił tak w czasie treningów na małej skoczni, która przed uklepaniem i po uklepaniu została ochrzczona przez Stocha mianem "franca".

Zobacz wideo

Wszyscy mistrzowie olimpijscy z Soczi! Zobacz ich zdjęcia

Więcej o: