Soczi 2014. Raz, dwa, trzy, pudłuj ty. Polki bez medalu

Biatlonowy bieg pościgowy zakończył się dla Polek porażką, choć prawie wszystkie miały dobre powody, aby tak się nie stało. Najlepsza z nich - Monika Hojnisz - była 19. Wygrała Białorusinka Daria Domraczewa.

Trener Adam Kołodziejczyk uważa, że strzelanie w biatlonie można porównać do pokera. Gdy gramy o orzechy, zwykle podejmujemy dobre decyzje i możemy pokonać tuzów hazardu, ale gdy rywalizujemy o duże pieniądze, zawsze wygrywają najlepsi z zimnymi jak lód głowami.

Odporności po prostu nie da się wytrenować, trzeba się urodzić z nerwami jak postronki albo przez kilka lat zbierać cięgi na wielkich zawodach i wychodzić z tego coraz silniejszym. W biatlonie jest nawet kilka poziomów trudności związanych z presją, ale chyba do najtrudniejszych chwil należy ostatnie strzelanie w pozycji stojącej na igrzyskach olimpijskich, gdy od pięciu trafień zależy spełnienie życiowych marzeń. I gdy obok stoją dziewczyny, które w tym właśnie momencie mają szanse na to samo.

Kiedy 23-letnia Monika Hojnisz, jedyna z Polek, debiutantka na igrzyskach, zaskakująca brązowa medalistka ostatnich mistrzostw świata w Nowym Mieście w biegu masowym, wjeżdżała na ostatnie strzelanie w pozycji stojącej na siódmej pozycji, miała realną szansę na medal. Ale była też bardzo zmęczona, bo wcześniej forsowała ogromne jak na nią tempo, dotąd bardzo szybki bieg nie był jej domeną. - Gdy wjechałam na strzelnicę, widziałam, że niektóre dziewczyny jeszcze stoją, więc pomyślałam, że jest nadzieja. I pewnie to mnie zgubiło - powiedziała Hojnisz. Długo trwało to strzelanie, długo trwały przerwy, spudłowała dwukrotnie, musiała pobiec dwie karne rundy, wcześniej strzelała na czysto. Do pościgu ruszała jako 21., przybiegła 19. Jako jedyna z Polek poprawiła się w stosunku do sprintu, ale trzeba też dodać, że podium ze sprintu nie obroniła we wtorek żadna sobotnia medalistka.

Złoto wywalczyła Domraczewa, srebro - Norweżka Tora Berger, a brąz - Słowenka Teja Gregorin.

Na dobry bieg liczyła Weronika Nowakowska-Ziemniak, siódma po sprincie, ze stratą zaledwie 31 sekund do prowadzącej po sprincie Anastazji Kuźminy ze Słowacji. Do brązowego medalu traciła tylko dziewięć sekund.

Nadzieje były, bo w niedzielę w sprincie Polka pobiegła niezwykle szybko, tylko siedem dziewczyn uzyskało lepszy od niej wynik na trasie (czyli nie licząc rund karnych i czasu na strzelanie). Ale wczoraj na dłuższym 10-kilometrowym dystansie Polka nie była już taka szybka. Widać było, że nie wróciła do siebie po piekielnie ciężkim sprincie. Na każdej kolejnej pętli po strzelaniu zwalniała. Ostatecznie miała dopiero 25. czas biegu. Na strzelnicy też była klapa - już trzeci strzał w pierwszej serii spowodował, że szanse na medal stały się mikroskopijne, a pudło w trzecim strzelaniu zupełnie Polkę pogrążyło.

Krystyna Pałka, która zawsze uważała się za waleczną duszę w bezpośrednim starciu z rywalkami, wicemistrzyni świata w biegu pościgowym, wierzyła w sukces chyba najbardziej ze wszystkich. I najbardziej ze wszystkich przeżywała niepowodzenie. Na mecie mówiła niemal przez łzy, że nie ma formy, że została źle przygotowana do igrzysk, że narty jej nie niosły. Była dopiero 34.

A Magdalena Gwizdoń - trwa właśnie jeden z jej najsłabszych sezonów, finiszowała 38. - pobiegła niemal równie szybko do szatni, jak biegła na trasie, rzucając tylko wojowniczym głosem: - Nie będę rozmawiać.

Przed biatlonistkami kolejne starty - 14 lutego bieg na 15 km, sztafeta mieszana (19 lutego) oraz sztafeta zwykła (21 lutego). 17 lutego odbędzie się bieg masowy, ale wystąpi w nim tylko 30 zawodniczek (czołówka Pucharu Świata oraz najlepsze z igrzysk). Żadna z Polek nie może na razie być pewna udziału w tym biegu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA