Mika Kojonkoski: Tak, jestem. Mimo wszystko. Wiem, że Kamil Stoch jest wyjątkowym sportowcem, a gdy się skacze dobrze, to wszystkie skocznie pasują. Ale, przynajmniej w moich oczach, był dotąd specjalistą od większych obiektów. A dwa dni temu był tak mocny, że rozmiar skoczni nie miał znaczenia. Takich zwycięstw, z tak ogromną przewagą nad resztą, się nie zapomina. Trochę to pachniało Sapporo 2007 i zwycięstwem Adama Małysza na mniejszej skoczni.
- Rozczarowali Niemcy, bo byli wśród faworytów, mają wielu zdolnych skoczków, a w tym konkursie nie potrafili zrobić tego, na co ich bez wątpienia stać. Złe lądowania, upadek, smutno. Austriacy mają problemy od dłuższego czasu, więc trudno mówić o niespodziance. Peter Prevc znów, jak rok temu, pokazał, że i na mniejszej skoczni się dobrze odnajduje. Medal Andersa Bardala - naturalny, zanosiło się na to. Bardal, Prevc, Stoch pokazują drugi rok z rzędu, że to oni teraz najlepiej znoszą presję wielkich imprez. Reszta faworytów miała z tym problemy.
- Walczymy, już jesteśmy dużo lepsi niż rok temu, tworzy się zespół. Anssi Koivuranta zrobił bardzo duże postępy, mamy nadzieję, że Finowie awansują do finału drużynówki, będą w stanie walczyć o miejsca 6-8. To byłaby fantastyczna historia, bo gdy ostatniej wiosny zaczynaliśmy nasze skoki narciarskie podnosić z ruiny, marzyliśmy, żeby w ogóle wysłać kogoś na igrzyska. Potem, żeby wysłać drużynę. A potem, żeby się Finowie nie wstydzili za swoich skoczków, gdy ich oglądają. Chyba nam się udało.
- Kamil będzie faworytem.