W niedzielę w biegu łączonym na 30 km (15 km "klasykiem" + 15 km "łyżwą") wystartowało trzech Polaków. W 68-osobowej stawce 39. miejsce zajął Maciej Kreczmer, 61. był Paweł Klisz, a 64. Jan Antolec. We wtorek wszyscy trzej będą odpoczywać. Na liście startowej kwalifikacji sprintu znaleźli się Staręga i Gazurek, którzy zadebiutują na igrzyskach.
Awans do ćwierćfinałów uzyska 30 najszybszych z 86 biegaczy zgłoszonych do rywalizacji i 30 z 67 biegaczek.
W rywalizacji kobiet liczymy zwłaszcza na przeżywającą najlepszy sezon w karierze Sylwię Jaśkowiec, choć ona lepiej niż w sprintach czuje się na dystansach. Wtorek ma należeć do Staręgi. W bieżącym sezonie Pucharu Świata 24-latek z Siedlec zajmował w sprintach stylem dowolnym 19., 16., 14., 16. i 17. miejsce, a w sprincie "klasykiem" był nawet dziewiąty. Krężelok, który prowadzi Staręgę, w przeszłości dwa razy zajmował w sprincie miejsca na podium Pucharu Świata, a raz wygrał. Na igrzyskach w Salt Lake City (2002 rok) był dziewiąty. Teraz wierzy, że jego podopieczny może osiągnąć jeszcze więcej.
Janusz Krężelok: To prawda, że od Maćka oczekujemy najwięcej, na pewno to on najlepiej rokuje. Tydzień przed igrzyskami skończyliśmy zgrupowanie wysokogórskie, Staręga prezentował dobrą formę, teraz liczymy, że ona się przełoży na wynik.
- Dobrze wiemy, że czasami liczy się na bardzo wiele i wtedy nie wychodzi. Dlatego nie chcemy poddawać Maćka presji. Niech sprawi miłą niespodziankę, niech nie musi myśleć, że ma ratować honor drużyny i koniecznie zrobić jakiś niesamowity wynik.
- Jasne, że jest, ale sport to nie matematyka, tu nie zawsze dwa plus dwa równa się cztery. Bywa - jak niedawno w Szklarskiej Porębie - że przytrafi się awaria sprzętu i wynik ucieka. Ale Maciek w tej loteryjnej konkurencji pokazuje, że już jest dobry. Punktuje regularnie, w tym sezonie po raz pierwszy wbiegł do czołowej "10". Operować cyframi teraz nie chcę, na pewno liczymy, że będzie wejście do "trzydziestki", a później każdy awans będzie nas cieszył. Przejście ćwierćfinału byłoby bardzo dobrym wynikiem. Chyba każdy się zgodzi, że dla 24-letniego chłopaka miejsce w czołowej "12" igrzysk olimpijskich byłoby sukcesem? Ale jak Maciek skończy na miejscu 16. czy 20., to też będzie w porządku.
- Na 3 lutego mieliśmy zaplanowany wylot do Soczi z Warszawy, trzeba było dowieźć zawodników na lotnisko, odprawić sprzęt, wszystkiego dopilnować. Na taki termin zabukowano czarter, musieliśmy się dostosować. Gdybyśmy się uparli, żeby startować w Toblach, tobyśmy wystartowali, ale bardzo byśmy wszystko skomplikowali i bardzo podnieśli koszty. Na pewno w Toblach część zawodników chciała się już sprawdzić, ale część przyjechała bezpośrednio ze zgrupowań w górach, szykując się tak, żeby formę mieć dopiero w Soczi. My wybraliśmy ten drugi wariant, odpuszczenia tamtego Pucharu Świata nam nie szkoda.
- Niemal na pewno to z Maćków tę drużynę zestawimy, bo liczę, że oni dwaj [19 lutego] zrobią dobry wynik. To druga konkurencja, z którą wiążemy na tych igrzyskach większe nadzieje. Jak będzie wszystko dobrze ze smarowaniem, to może być bardzo ciekawie. W 2007 roku razem z Kreczmerem zajęliśmy piąte miejsce na mistrzostwach świata w Sapporo. Do podium straciliśmy wtedy 0,1, a do złotego medalu - 0,9 s.
- No dobrze, żeby nie wyszło, że zapowiadam nie wiadomo co, muszę powiedzieć, że Kreczmera trudno rozgryźć. Z nim zawsze było tak, że czasami biegał świetnie, a czasami bardzo słabo. Nie wiem, od czego to zależało, ale myślę, że nie od formy sportowej, tylko od tego, że nieraz nie potrafił sobie wszystkiego poukładać. Czasami naprawdę wydawało nam się, że na głównej imprezie zdobędziemy medal, bo bardzo dobrze nam szło w Pucharze Świata. Tam kręciliśmy się w pierwszych "piątkach", startując z dwiema drużynami Norwegów, Szwedów, Finów, Rosjan itd. A na igrzyskach czy mistrzostwach świata, gdzie obsada była gorsza, w tym najważniejszym, finałowym biegu Maciek często nie utrzymywał tempa i traciliśmy szansę. Mam nadzieję, że w tym roku ten scenariusz się nie powtórzy.
- To rzeczywiście problem. Będę chciał zrobić z nimi przynajmniej jeden trening, żeby przećwiczyli zmiany. Na razie nie są zgrani, bo w tym sezonie biegli wspólnie tylko raz, w Nowym Meście [zajęli 15. miejsce]. I wtedy widziałem dużo błędów, które trzeba wyeliminować. Z reguły jesteśmy gdzie indziej niż Maciek z Justyną, dlatego nie jest łatwo. Oczywiście oni się dogadają, różne rzeczy ze sobą ustalą, ale wspólnego treningu będzie im brakowało.
W ostatniej chwili pana kadra na Soczi została powiększona o Antolca i Klisza, dzięki temu możecie wystawić sztafetę, ale za jej występ pewnie nie zbierzecie pochwał.
- Na sto procent będziemy walczyć w biegu sztafetowym, chociaż jeszcze nie wiem, kto w naszej pobiegnie. Zacznę od Maćków, do nich dobiorę dwóch z trzech pozostałych zawodników, oceniając ich dyspozycję. A że nie zajmiemy dobrego miejsca? Trudno. Mamy młodą grupę, pracuję z nią od dwóch lat. W tak krótkim czasie nie da się odrobić wszystkich zaległości z czasów juniorskich i młodzieżowych. Co innego, gdybym dostał zawodników, którzy zajmowali miejsca w czołowej "10" mistrzostw świata juniorów. Wtedy trzeba by ich było tylko umiejętnie przeprowadzić w seniorski świat. A jak się ma do dyspozycji chłopaków, którzy w juniorskich kategoriach zajmowali miejsca 30. czy nawet 40., to trzeba tak z nimi pracować, żeby próbować odrobić to, co w poziomie sportowym przez lata tracili do najlepszych. Na razie jeszcze tego nie odrobili, gonienie czołówki jeszcze potrwa.
- Paweł jest jeszcze bardzo młody, to 1992 rocznik. Dobrze biega ze startu masowego, potrafi się przebijać. Ale ma duże braki siłowe i jeszcze też psychiczne. Najczęściej dobrze spisuje się dopiero w drugiej części dystansu, początek zawala i w efekcie nie odrabia później strat. W juniorach był dość dobry, na mistrzostwa świata w Erzurum zajął 13. miejsce w biegu łączonym. To znak, że jest materiałem na niezłego biegacza, ale musi jeszcze bardzo dużo pracować. Z Jankiem jest podobnie. Wiemy, że są tacy, którzy uważają, że na te igrzyska oni nie powinni jechać, bo nie zajmą dobrych miejsc. Moim zdaniem dobrze się stało, że obaj są w Soczi, bo z bliska zobaczą, jak Maciek Staręga walczy o "dziesiątkę" czy "piętnastkę" i o to, żeby więcej znaczyć na następnych igrzyskach. A dzięki doświadczeniom z Soczi również Klisz i Antolec będą za cztery lata lepsi.
- I to też będzie dla Maćka cenne doświadczenie. Nie wiemy przecież, jaką decyzję po tym sezonie podejmie Justyna. Trzyma nas w szachu, wiemy, że po igrzyskach może zakończyć karierę. Pewnie sporo będzie zależało od wyników, jakie osiągnie w Soczi. To dobrze, że sprint odpuściła, skoro ma kontuzję, a łyżwy nie ma wyostrzonej, jak trzeba. Tu walka jest coraz większa, bo coraz więcej jest dziewczyn specjalizujących się właśnie w tej konkurencji. Czyli zaczyna być tak, jak od lat jest w męskich biegach. Żeby było jasne - łyżwa Kowalczyk nadal jest taka, jaką wielu zawodników chciałoby mieć. Na Soczi jeszcze tej łyżwy Justynie spokojnie wystarczy. Ale później Kowalczyk pewnie pójdzie w specjalizację i jeszcze mocniej postawi na "klasyk". Bo wierzę, że jednak dobiegnie chociaż do przyszłorocznych mistrzostw świata w Falun.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone