- To było najważniejsze, co się stało złego w tym biegu. Zaczepienie o narty Saarinen, która wjeżdżała na swoje miejsce do zmiany dużym łukiem, a ja tego nie przewidziałam. Straciłam trzy, cztery sekundy. Oczywiście, gdy grupa ucieka, a z tyłu biegnie jedna zawodniczka, to jak w kolarstwie - grupa odjeżdża.
- Nie ma nic do rzeczy. Nawet gdybym w tej grupie się utrzymała, to przy takim finiszu, jaki widziałam, ciężko byłoby mi walczyć o medal. A oderwać się do nich tym bardziej. Ledwo nie zwymiotowałam na podbiegu, a to znaczy, że dałam z siebie wszystko.
Normalne jest, że jak jedna osoba jedzie, to cały czas pracuje sama i na zjazdach i na zakrętach i na płaskich odcinkach, w grupie a to ktoś odpocznie, a to ktoś ruszy do przodu, nawet wielkich nadziei nie miałam na dogonienie. Tak naprawdę - nawet wyłączając sprawę upadku - nie sądzę, abym była w pierwszej trójce.
- Niczyja wina, po prostu sport. Jej narta znalazła się pod moją nartą, ona próbowała wjechać w swój korytarz, było to najzupełniej normalne.
- Były momenty bardzo miękkie, ale tego się spodziewaliśmy. Na rozgrzewce nartki mi świetnie trzymały, a później puściły, tak że musiałam podbiegać obok torów. Ale na zmianę nart przybiegła cała grupa, więc trasa do klasyka najbardziej wymagająca nie była.
- Myślałem, że większa grupa przybiegnie na zmianę nart po klasyku. Zaskoczeniem jest bardzo dobry bieg Saarinen. Od dawna tak dobrze nie pobiegła, zwłaszcza stylem łyżwowym. Była piąta. Jeśli tak dobrze pobiegła w biegu łączonym, to z pewnością będzie mocna również w klasyku. Przed biegiem obejrzałam sobie starty w Val di Fiemme i myślę, że również w igrzyskach w Turynie, na mistrzostwach świata Libercu czy nawet Oslo ruchy dziewczyn teraz były z większą częstotliwością.
- Tak, ale po biegu na 10 klasykiem.
- Nie. Byłam na bardzo mocnych środkach przeciwbólowych. Wzięte na trzy godziny i już przestają działać. Zaraz przestaną działać i nie będzie już tak dobrze.
- Tak. Nawet trener krzyczał na trasie, że dobrze daję sobie radę. Bieg dał taką odpowiedź, że potrafię walczyć - mimo strasznie stresującego miesiąca. Biegłam o niebo lepiej niż tydzień temu w Toblach. To cieszy. To dawka optymizmu, bo nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Kiedy zmieniłam narty i grupa mi odjechała i wiedziałam, że musiałoby się coś zdarzyć niezwykłego, ktoś musiałby się przewrócić, abym je dogoniła. Pomyślałam też, że może być zaraz wielka kicha i dogonić mnie może tył wyścigu. Bo zostałyśmy same z Finką biedne zawieszone. Cieszę się też, że łyżwa na podbiegu była mocno, tak jak chcieliśmy.
- Dziś bardziej uda bolały. Każdy, kto się kiedyś parał sportem, mnie rozumie.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone