Soczi 2014. Skoki narciarskie: Kamil Stoch nie chce mówić hop

Nadszedł ten moment. Kamil Stoch może spełnić życiowe marzenie, które okazało się poza zasięgiem nawet Adama Małysza. Dziś o 17.30 kwalifikacje, w niedzielę o 18.30 na normalnej skoczni pierwszy konkurs o medale. Polak w wielkiej formie. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

Wszyscy w Soczi pytają Stocha o Adama Małysza. On z lekkim ociąganiem odpowiada, że jest sobą, że nigdy nie był i nie będzie Małyszem, choć oczywiście docenia jego wielkość. Pytania są jednak zrozumiałe.

W sezonie, w którym Małysz kończył karierę, Stoch wygrał w Zakopanem pierwszy konkurs PŚ. Kiedy Małysz skakał po raz ostatni w PŚ, Stoch zwyciężył w Planicy. Małysz w 2003 r. zdobył złoto na mistrzostwach świata w Val di Fiemme, Stoch - dziesięć lat później. Dokładnie w tym samym miejscu.

Ale jeśli w Soczi doskoczy do podium, pewnym krokiem wyjdzie z cienia historycznego poprzednika. A jeśli zdobędzie złoto, ustanowi oddzielną kategorię w polskich skokach, jaką już są osobliwe przypadki mistrza z Sapporo Wojciecha Fortuny i Małysza, który dominował na skoczniach przez lata, ale tytułu mistrza olimpijskiego nie zdobył.

Stoch jest zawodnikiem niezwykłym. Jego niezwykłość polega na talencie, zwycięstwach, tytułach, ale ja mam inny argument na niezwykłość, choć trener Łukasz Kruczek żachnąłby się, gdyby go usłyszał.

Było tak: jeszcze w czwartek na treningu Stoch miał kłopoty z utrafieniem odbicia w próg skoczni. Nie wyglądało to dobrze. Mistrz świata z dużej skoczni na małej lądował blisko, w każdej serii było wielu lepszych (w pierwszej serii Stoch miał 20. wynik, w drugiej 10., w trzeciej 22.). - Rzeczywiście, przyszedł na górę, kręcił głową, bo mu nie bardzo to wszystko pasowało - mówił trener Kruczek.

Skocznia w Esto-Sadok jest wymagająca, ma spłaszczony próg z 11-proc. pochyleniem, niezadarty jak w niektórych obiektach, zwłaszcza starszych. Według niektórych skoczków jest podobna do tej w Szczyrku, gdzie Polacy bardzo często ostatnio trenują, ale Kamil uważa, że każda jest inna. - Pamiętacie taką małą skocznię w Libercu? Tak? No, to do tej też nie jest podobna - żartował.

W każdym razie bez prawidłowego odbicia na skoczni z płaskim progiem zawodnik nie poleci daleko. Na dużej można jeszcze ratować skok w powietrzu szybowniczymi talentami, ale nie na małej, gdy brakuje wysokości z powodu złego odbicia. Jak mówią zawodnicy, na progu trzeba cisnąć ziemię.

Stoch nie wydawał się specjalnie przejęty rozchwianymi skokami niemal w przeddzień walki o medale. Uważał, że musi się dostosować do obiektu, na którym nigdy wcześniej nie skakał, zresztą jako jeden z niewielu zawodników startujących w Pucharze Świata, i że potrzebuje chwili na przestawienie się do mikrusa po zwycięstwach w Willingen na naprawdę dużej skoczni, gdzie zawodnik dolatuje do 150. metra. Nie pomagało mu, że trzeba było jednocześnie testować sprzęt i kombinezony, bo niewiadome dodawały się do siebie i wzmacniały niepewność prób. Kruczek rozmawiał z nim na górze po skokach, a następnie pół godziny w wiosce.

- Najważniejsze w takich sytuacjach jest to, że mam z nim tak dobry kontakt. Nam tyle rozmowy wystarczy - powiedział trener.

Postanowił, że Stochowi trzeba dać więcej szans na dostosowanie się do skoczni, na wyregulowanie pozycji dojazdowej i odbicia. Natomiast Dawid Kubacki i Piotr Żyła mieli skakać, aby trener ostatecznie zdecydował się na to, którego z nich wystawić do sobotnich kwalifikacji (i niedzielnego konkursu, mamy nadzieję) obok Stocha, Jana Ziobry i Macieja Kota. Ten ostatni jako jedyny w kadrze lubi mniejsze skocznie.

I co się stało? W czym ta niezwykłość lidera kadry? - ktoś zapyta. W szybkości zmian. Stoch skoczył w czwartek jako ostatni o 22.45 i po 12 godzinach stawił się w Esto-Sadok gotowy do porannego treningu. W dodatku miał problemy z dojazdem, bo zamówiony samochód się spóźnił, a potem, chcąc nadrobić czas, nie pojechał trasą olimpijską, więc ochroniarze prześwietlali go dokładniej. Wtedy okazało się, że akredytacja polskiego skoczka rozmagnesowała się i musiał długo przekonywać ochroniarzy, że on to on.

Rzadko treningi skoczków odbywają się w takim tempie, że po wieczornym natychmiast następuje poranny. W związku z tym trudno było się spodziewać jakiejś drastycznej zmiany. Tymczasem z dołu, z zeskoku było widać, że Stoch po prostu pryska z progu - być może wrażenie spotęgowało ostre słońce w krystalicznym mroźnym powietrzu w Esto-Sadok - a następnie leci lekko i łagodnie ląduje bez uderzenia wielkich dech o zeskok jak zawodnicy z niższymi numerami startowymi.

Już pierwszy wczorajszy skok Polaka był świetny, dwa kolejne doskonałe i założyłbym się, że z tej skoczni Stoch wyciśnie jeszcze więcej. Rekord obiektu sprzed dwóch lat wynosi aż 108 m i należy do Lukáša Hlavy, Stoch z najwyższej belki w dwa dni treningów uzyskał najwyżej 103. Ale w ciągu 12 godzin był w stanie przestawić się z zawodnika środka stawki w mistrza - to niezwykłe. A spowodowała to rozmowa, wymiana informacji z trenerem. Sytuacja wyglądała tak jak w Formule 1, gdy kierowca mówi do mechanika: "podciągnij obroty na trzecim biegu", majster kręci śrubokrętem i zaraz po tym wszystko działa jak należy. A więc skoki to jednak nie jest czarna magia, bo konkretne wskazówki dały efekt, a nie te metafizyczne: "wczuj się w próg", "trzeba odnaleźć złoty punkt odbicia" - to też jest niezwykłe. Kamil dostosował się do skoczni tak bardzo, wczuł się w nią tak mocno, jakby znał ją od lat.

Podobne problemy trapiły Piotra Żyłę. Też nie mógł znaleźć właściwej pozycji w czwartek, też rozmawiał z trenerem. W piątek nie było jednak żadnej poprawy.

- Uspokajałem państwa i siebie też, że moje kłopoty były normalne. Było to po prostu zapoznanie się ze skocznią. Musiałem zobaczyć, jak tu wszystko funkcjonuje - mówił Stoch i wyjaśniał, jak doszło do jakościowej zmiany. - Po pierwsze, moje podejście techniczne do skoków. Musiałem zobaczyć, jak tu się wszystko układa, musiałem zmienić pozycję najazdową. Trener dał mi kilka uwag, które wdrożyłem, no i wszystko zadziałało. Uwaga, z tymi skokami nie mówmy "hop", dopóki nie przeskoczę. Ale idę właściwą drogą. I będę robił to, co do mnie należy.

Dzisiaj najpierw seria próbna, a potem kwalifikacje. Stoch na pewno odda skok rozgrzewkowy. Ale czy weźmie udział w kwalifikacjach? Jako lider Pucharu Świata nie musi. Rozsądek wskazywałby jednak na to, że warto. Skocznia jest dla Stocha nowa, dziś w ogóle rzadko skacze się na normalnych obiektach. W tym sezonie Pucharu Świata rozegrano na niej tylko jeden konkurs - w Lillehammer (Stoch był 18.). - Będziemy reagować na wydarzenia. Jak trzeba będzie, to Kamil w kwalifikacjach skoczy - powiedział trener.

A oprócz niego, Kota i Ziobry wystartuje Kubacki. Żyła, który lubi duże skocznie, ze swoimi problemami się nie uporał.

Polska kadra na Soczi 2014 - zobacz, za kogo będziesz trzymać kciuki! Kliknij, aby obejrzeć galerię

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.