27-letni skoczek wypadek na Kulm miał 10 stycznia podczas kwalifikacji. Austriak uderzył w zeskok głową i plecami, stracił przytomność i bezwładnie zsunął się ponad 100 metrów. Trzy dni spędził na oddziale intensywnej terapii medycznej, a początkowo lekarze określali jego stan nawet jako krytyczny. Po sześciu dniach opuścił jednak szpital w Salzburgu i rehabilitację kontynuował w prywatnej klinice w Klagenfurcie. Od tamtej pory walczył o to, aby móc wystąpić na igrzyskach. Udało mu się. Był to drugi upadek Austriaka w tym sezonie. W grudniu w Titisee-Neustadt Morgenstern upadł już po lądowaniu i szybko wrócił do skakania.
Morgenstern ma na swoim koncie trzy złote medale olimpijskie. W Turynie wygrał w konkursie drużynowym i indywidualnym na dużej skoczni. W Vancouver cztery lata później zdobył złoto również w konkursie drużynowym.
12 lat temu w Zakopanem porywającą walkę o zwycięstwo stoczyli Adam Małysz i Sven Hannawald. W pierwszych startach tamtego olimpijskiego sezonu dominował Polak, później na skoczniach rządził Niemiec, który wygrał wszystkie cztery konkursy Turnieju Czterech Skoczni. Po ich spotkaniu na Wielkiej Krokwi, ostatnim przed igrzyskami w Salt Lake City, wszyscy byli przekonani, że Małysz i Hannawald między sobą rozstrzygną walkę o złote medale.
Simon Ammann, który trzy tygodnie później zgarnął oba tytuły mistrza olimpijskiego, zakopiańskie konkursy oglądał tak, jak teraz Morgenstern - leżąc przed telewizorem.
Tydzień przed Zakopanem 21-letni wówczas Szwajcar uderzył twarzą o zeskok Muehlenkopfschanze w Willingen. Jego wypadek wyglądał podobnie jak ten, jaki Morgenstern miał w Bad Mitterndorf. Ale u Ammanna poza stłuczeniami lekarze stwierdzili tylko lekkie wstrząśnienie mózgu, natomiast u Morgensterna odbicie płuc, liczne urazy głowy i zaniki pamięci.
Różnicę w konsekwencjach wypadków dwóch wielkich skoczków najlepiej obrazuje fakt, że stan Morgensterna przez kilka dni określany był jako krytyczny, natomiast Szwajcar już dzień po bolesnym upadku na bulę opuścił szpital. Co więcej, jego stan zdrowia pozwalał na 600-kilometrową podróż samochodem u boku trenera Berniego Schoedlera do Zurychu.
Ammann do igrzysk w Salt Lake City kurował się w domu, a skakać chciał już w Zakopanem. Przed przyjazdem do Polski powstrzymało go jedno z kontrolnych badań, bo wykazało, że wskutek upadku uszkodził kręgi szyjne. - Lekki ból głowy i stłuczone ramię już teraz nie przeszkodziłyby mi w skakaniu. Ale nie martwcie się, że jeszcze nie mogę startować. Wrócę i będę starym, dobrym Simim - mówił swoim kibicom, nawiązując do pierwszych świetnych występów (cztery miejsca na podium kolejno w Engelbergu, dwa razy w Predazzo i w Oberstdorfie) w swej karierze, które zanotował tuż przed Willingen.
Głodny kolejnych sukcesów Ammann do treningów wrócił dwa tygodnie po wypadku, gdy część światowej czołówki rywalizowała w Hakubie i Sapporo. A później, jak wszyscy świetnie pamiętamy, bazując na zachwycającej świeżości, w najważniejszych startach odleciał i Małyszowi, i Hannawaldowi, i całej reszcie.
Bobsleiści z Jamajki, narciarz z Zimbabwe, "Rudy Ninja"... Sprawdź kiedy startują!