"Trenerze, nie umarłam!" - krzyknęła Justyna, gdy za metą biegu pościgowym na 10 km padli sobie z Alekandrem Wierietielnym w objęcia. Bała się tego wyścigu. Ze względu na ból piszczeli przy stylu łyżwowym, ale też ze względu na to, że nie jest jeszcze w pełni gotowa do dłuższych biegów, nawet klasykiem. Żartowała w sobotę, po zwycięstwie na 5 kilometrów, z prowadzącym konferencję prasową: - Może umówimy się, że będzie minus trzydzieści, bieg odwołają i zostanie tak jak jest? - pytała. Tak jak jest, czyli że Polka pozostanie na prowadzeniu w Ruka Triple, jedynym w Pucharze Świata etapowym wyścigu, którego jeszcze nie wygrała. Ale tym razem też się nie udało. Mróz w niedzielę rzeczywiście ścisnął, ale nie na tyle, żeby się nie ścigać (biegi powinny być odwoływane, gdy jest zimniej niż minus 22), a w walce stylem łyżwowym stało się to, czego należało się spodziewać.
Po dwóch wygranych biegach stylem klasycznym Justyna ruszała do pościgowego z przewagą ponad 25 sekund nad Marit Bjoergen, ale Norweżka szybko zmniejszała stratę, a za jej plecami jeszcze szybciej straty do Marit zmniejszały Therese Johaug i Charlotte Kalla. Gdy minęły półmetek, Polka odjechała na bok, przepuściła goniącą trójkę i trzymała się tuż za nią przez następne kilometry. Szarpała Charlotte Kalla, na swój moment czekała Therese Johaug, dawno już w Kuusamo nie było takich emocji. Od kiedy jest tu wyścig etapowy, Bjoergen zamienia finałowy bieg w swoją paradę. Tym razem musiała mocno zapracować na zwycięstwo. Do ostatniego podbiegu trzymały się razem. Tam Justyna próbowała atakować zbierającą siły Kallę, ale szybko zrezygnowała. Wtedy było już jasne, że Kowalczyk nie będzie na podium. Ale w czołowej trójce były cały czas ataki i kontrataki. Ruszyła Johaug, ale Bjoergen odpowiedziała jeszcze mocniej, turbo włączyła Kalla i do końca liczyły się tylko one dwie. Therese, którą norweskie media coraz mocniej zachęcają do strącenia Marit z tronu (cytat z ostatnich tygodni), musi jeszcze poczekać na swój czas. - Therese jeszcze nigdy nie była liderką Pucharu Świata, ani przez moment, i widać, że już się bardzo wyrywa do sukcesów - mówiła za metą Justyna. Nie do końca zadowolona, bo liczyła na to, że uda jej się utrzymać na podium wyścigu. Ale dalej w dobrym humorze. - Chciało się powalczyć, ale nie jestem jeszcze przygotowana do biegów stylem łyżwowym. Choć w porównaniu tego do Muonio sprzed dwóch tygodni to i tak było rewelacyjnie - mówiła. Na pytanie o piszczele odpowiedziała tylko: "Lepiej" i nie dała się namówić na ciąg dalszy. Do Bjoergen straciła w samym niedzielnym biegu ponad 56 sekund. - Ta strata urosła pod koniec. Nie to, że wtedy odpuściłam. Po prostu nie walczyłam jak dziewczyny, nie przekraczałam granic.
Kowalczyk skończyła wyścig na czwartym miejscu. Bywała już w Ruka Triple wyżej, dwa razy druga. Ale w zawodach otwarcia sezonu - zwykle nie wypadają w Kuusamo, tylko w Szwecji lub Norwegii - nigdy nie biegała tak dobrze jak w ten weekend. Nie była w nich dotychczas wyżej niż siódma. Teraz jest czwarta w Pucharze Świata, z 95 pkt straty do Bjoergen. - Trochę punktów dzisiaj uciekło, ale kurczę, zwykle po Kuusamo miałam 200 pkt straty, więc nie jest źle. Poza tym, jest gdzie odrabiać - mówiła. Już jutro wylatuje do Lillehammer, gdzie już dawno nie było zawodów PŚ, ale trasy są tam trudne, dla Justyny, i będzie bieg na 10 km klasykiem. - Nie wiem, czy jestem już gotowa do biegów na 10 km, ale to jednak styl klasyczny. A potem jest jeszcze Asiago, które lubię, Tour de Ski, będzie się gdzie rozpędzać - mówi Justyna. Między Lillehammer a Asiago wypada nielubiane Davos i bieg na 15 stylem dowolnym. Kolejna okazja do sprawdzenia, ile Justyna traci do najlepszych, gdy trzeba biegać łyżwą. Dziś dużo, ale zawsze było tak, że gdy przychodziła wielka forma, podczas Tour de Ski, to i w technice Justyny puzzle zaczynały się dopasowywać.
Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone