"Z powodu wyraźnego naruszenia przepisów ligi KHL oraz zasad wzajemnego szacunku wewnątrz tej międzynarodowej organizacji sportowej władze rozgrywek uznały, że Dinamo Ryga zapłaci milion rubli kary" - tak brzmi fragment oficjalnego oświadczenia, w którym liga grozi łotewskiemu klubowi także wyrzuceniem z rozgrywek.
Poszło o zdarzenie sprzed tygodnia, przed starciem Dinama z Jugrą (4:3). Na przedmeczowym pokazie z okazji 95-lecia Republiki Łotewskiej żołnierze z tego kraju ułożyli flagi Łotwy w znak swastyki.
Klub bronił się jednak, że konfiguracja chorągwi wcale nie odnosiła się do symbolu nazistów. Rzecznik łotewskiego klubu Janis Stepitis wyjaśnił, że to nie była swastyka, tylko tradycyjny łotewski symbol, widoczny m.in. w stroju narodowym.
Tzw. ugunskrusts jest faktycznie obecny od dawna w łotewskim folklorze. Problem w tym, że jest niemal identyczny jak swastyka, a przed wojną używała jej skrajnie prawicowa, zbliżona ideologicznie do faszyzmu niemieckiego organizacja Krzyże Błyskawicy (łot. Perkonkrusts).
Poza tym - choć Rosja wierzy, że w 1940 roku wyzwoliła podczas wojny Łotwę z rąk nazistów - wielu Łotyszy uważa tę datę raczej jako początek okupacji kraju. W Rydze odbywa się nawet co roku pochód upamiętniający żołnierzy, którzy walczyli po stronie nazistowskich Niemiec. Całą sprawę skomentował dyrektor klubu z Chanty-Mansyjska Andrei Belmach. - Jestem Rosjaninem i moi krewni walczyli i ginęli w czasie II wojny światowej. Obraz swastyki na meczu hokeja przywołuje tylko negatywne emocje. Ale to nie jest w naszych kompetencjach, żeby wyrokować, co ten akurat symbol może oznaczać. Nie mogę powiedzieć na 100 proc., czym jest dla Łotyszy - powiedział.
Dlatego też liga KHL postanowiła wszcząć dochodzenie w tej sprawie, aby wszystko wyjaśnić. I już wiemy, że bez zapłacenia kary pieniężnej się nie obędzie.