W Klingenthal od kilku dni mocno wieje. W sobotę wiatr przerwał konkurs drużynowy i za końcowe zostały uznane wyniki pierwszej serii. Z powodu zbyt silnego wiatru jury przekładało termin rozpoczęcia niedzielnej rywalizacji. Zgodnie z planem konkurs indywidualny miał rozpocząć o godzinie 13.30, a ostatecznie pierwszy zawodnik wystartował o 15.15.
Zawody były przerywane kilkukrotnie. Kiedy pierwsza seria dobiegała końca, a na górze zostało już tylko dwóch skoczków - Gregor Schlierenzauer i Anders Bardal - sędziowie po raz kolejny zarządzili przerwę. Po chwili kibice zobaczyli Austriaka i Norwega, którzy zjeżdżają windą, zamiast przygotowywać się do występu.
Zawodnicy i ich trenerzy postanowili zaprotestować przeciwko rozgrywaniu zawodów w tak złych warunkach.
Było zbyt niebezpieczne, żeby skakać. Wiatr wiał prawie osiem metrów na sekundę pod narty. To była nasza wspólna decyzja. Jest sezon olimpijski, nie ma co ryzykować - powiedział Gregor Schlierenzauer.
Po pierwszej serii prowadził Krzysztof Biegun, który skoczył 142,5 metra. Drugi był Niemiec Andreas Wellinger - 132 m, a trzeci Słoweniec Jurij Tepes - 134,5 m. I tak się skończyło, bo sędziowie odwołali drugą serię.
Do serii finałowej awansowało pięciu Polaków, odpadł tylko zdyskwalifikowany za niewłaściwy kombinezon Stefan Hula i Kamil Stoch. Mistrz świata miał słaby skok - uzyskał tylko 117 m i nie znalazł się w czołowej "30".