Wierietielny. Po Kowalczyk skończą się biegi w Polsce

- Justyna nie jest młoda, ale 30 lat to dobry wiek do biegania. Można z niej jeszcze coś wykrzesać - mówi ?Gazecie? szkoleniowiec triumfatorki Pucharu Świata Aleksander Wierietielny.

Robert Błoński: Justyna Kowalczyk zapowiedziała, że po następnym sezonie i igrzyskach w Soczi zrobi roczną przerwę w startach.

Aleksander Wierietielny: Jeśli odpuści choćby miesiąc, to już nie wróci. Rok przerwy zakończy jej karierę. Ja też powinienem być już na emeryturze. Dokumenty są w ZUS-ie. Jeśli zostanie mi przyznana, to odpocznę. Dziesięć lat pracowałem z biatlonistami. Tomasz Sikora zdobył złoty medal MŚ, a sztafeta - brąz. Z Justyną pracuję od 12 lat. Gdyby zajmowała 30. czy 40. miejsce, to bym się tak nie denerwował. Cały czas jest na świeczniku i trzeba mieć stalowe nerwy, żeby to wytrzymać. Jeśli skończy, to z kim miałbym pracować? Z dziećmi bym sobie nie poradził, wymagałbym tyle, ile od Justyny.

Kowalczyk zdobyła właśnie czwartą Kryształową Kulę, a mimo to przez cały sezon o waszej pracy słyszeliście wiele uwag od ekspertów.

- Nie lubię pouczania, dlatego Justyna zabroniła mi korzystać z internetu. Inaczej dostałbym zawału. Czasem oglądam biegi i dziwię się komentującej pani [Bernadeta Bocek-Piotrowska], która w PŚ rzadko zajmowała miejsce w trzydziestce, a mimo to w każdym biegu Justyny widzi błędy. To skąd tyle medali i kryształów? Boli, że komentarze pochodzą ze środowiska narciarskiego. Jeden z trenerów powiedział: "Ludzie zaczęli biegać na nartach, bo w Polsce jest śnieg, a nie dlatego, że podziwiają i próbują naśladować Justynę". Kiedyś śniegu nie było? Gdy skończę pracę i przestanę być z biegami na bieżąco, nie będę się mądrzył w telewizji.

Zastanawia się pan, jak Justyna wytrzymuje obciążenia? Właśnie skończyła siódmy sezon, w którym biegała od pierwszego do ostatniego startu.

- Czasem zaśpię i wtedy zawsze budzi mnie SMS: "Już tuptam, trenerze". Znaczy, że jest na rozgrzewce. I tak dzień w dzień. Jestem pełen podziwu.

Jest pan przekonany na sto procent, że po Soczi przechodzi na emeryturę?

- Nie będę miał z kim pracować. Decyzja zależy od Justyny. Jeśli trzeba będzie pójść na emeryturę, to ustąpię miejsca młodzieży.

Jak pan podsumuje sezon z Kryształową Kulą i srebrnym medalem MŚ w Val di Fiemme?

- Najbardziej cieszy mnie, że Justyna była w wysokiej formie od listopada do marca. Jeśli uda się to powtórzyć, to może osiągnie dobre wyniki na igrzyskach. MŚ pozostawiły wielki niedosyt. Powinna wyjechać z Włoch z minimum z trzema medalami. Po ostatnim starcie ja powiedziałem swoje, Justyna swoje. Miło nie było. Ale u nas takie rozmowy pojawiają się trzy razy w tygodniu albo częściej.

Ma pan poczucie, że wasza rywalizacja ze Skandynawią to starcie manufaktury z kombinatem?

- Kiedy Justyna zdobyła pierwszy medal?

Na igrzyskach w Turynie w 2006 roku.

- Od tego czasu nic się nie zmieniło. Dobrze, że jest pan Julian Gozdowski, który odpowiada za trasy w Jakuszycach. Justyna chciałaby go sklonować i przenieść do Zakopanego. Może wreszcie i tam powstałyby przyzwoite trasy. Kiedy Justyna skończy karierę, w Polsce skończą się biegi narciarskie. Żałuję, bo powinno zostać po niej coś dobrego. Skoczkowie osiągają wyniki, bo po Adamie Małyszu zostały skocznie, czyli warsztaty do pracy z talentami.

Na wzór Lotos Cup w skokach organizowany jest w Polsce cykl "Bieg na igrzyska".

- Po MŚ poszliśmy na trening, ale wcześniej po trasie przejechał ratrak i zostawił bryły lodu, na których nie dało się biegać. Zawody dzieciaków się odbyły, ale dopóki będą startować na kartofliskach, nic z tego nie będzie.

W sezonie olimpijskim rozważy pan zastosowanie modelu norweskiego i wybierania startów?

- Po problemach z sercem i przeziębieniu oraz antybiotyku Marit Bjoergen przychodziła na start bardzo mocna. Nam taki model nie odpowiada, nie chcemy chorować. W tym roku, mimo zgrupowania, pojadę na wiosenną kursokonferencję sportów zimowych. Usłyszę, że Justyna startuje za dużo w PŚ i dlatego słabo wypada na głównych imprezach. Nieprawda. Dziewczyna ciężko pracuje latem, więc starty w PŚ to dla niej radość i święto. Nie będę jej tego zabraniał. Jej forma rośnie z każdym biegiem. Nie zmienimy metod, ale może nie pobiegniemy na inaugurację w Beitostolen.

Większość biegów na igrzyskach będzie decydowała się w stylu dowolnym.

- Wiele będzie zależało od przygotowania nart na tamte, niespotykane warunki. W Soczi niby jest ciepło, temperatura wskazuje, że śnieg powinien być wilgotny. A jest suchy. Jednego dnia temperatura powietrza i śniegu wskazywała, że serwismeni powinni pracować na ciepłych proszkach i parafinach. Następnego, w identycznych warunkach, sprawdzili zimne proszki i parafiny. Okazało się, że narty pracowały lepiej! To paradoks, który może wprowadzić w błąd.

W tym sezonie zdarzyło się sporo wpadek ze źle posmarowanymi nartami.

- Kto nie pracuje, ten się nie myli. Nie mieliśmy szczęścia, ale serwismeni wiedzą, co robili źle w Soczi, i liczę na to, że na igrzyskach nie powtórzą błędów. W biegu łączonym Justyna wybrała złe narty i wzięła winę na siebie. Chłopaki przyznali, że testowanie nart rozpoczęli za późno. Teraz wiemy, że niczego nie wolno zostawiać na ostatnią chwilę.

Justyna mówiła, że na igrzyskach odpuści sprint techniką dowolną.

- Ja bym nie odpuszczał. Jak pójdzie dobrze, to powalczy w finale. Jak odpadnie wcześniej, dużo sił nie straci. Umie biegać łyżwą, pamiętam czasy, w których wygrywała na płaskim z najlepszymi sprinterkami i łyżwiarkami. Latem ze względu na operację kolana odpuściliśmy przygotowania do stylu dowolnego, a i tak Justyna potrafiła ścigać się z Bjoergen. Powiedziałem: "Skoro deptałaś jej po piętach, to znaczy, że umiesz biegać po płaskich". Justyna twierdzi, że nie umie.

Potrzeba kogoś nowego do sztabu?

- Bardzo dobrego lekarza, ale kto chciałby z nami jeździć i spędzać poza domem ponad 300 dni w roku? Potrzebujemy fachowca. Kiedy Justynę boli gardło, sama wie, jakie lekarstwo ma zażyć.

Czy ma jeszcze rezerwy?

- Na lodowcu Dachstein będziemy udoskonalać i szlifować zjazdy. Po każdej pięciokilometrowej pętli, na której Justyna ćwiczy wytrzymałość, musi zjechać w dół. W zeszłym roku powtarzała to sześć-siedem razy dziennie. W tym może zrobimy więcej.

Justyna mówi, że ma 30 lat i jest stara. A przecież biegi to konkurencja wytrzymałościowa.

- Ja mam 65 lat i też mówię, że jestem stary. Każde z nas odczuwa starość po swojemu. Justyna nie jest młoda, ale 30 lat to dobry wiek do biegania. Można z niej jeszcze coś wykrzesać.

Zaraz Wielkanoc i kwiecień, czyli czas wolny. Odpoczniecie od siebie?

- Cały czas mamy kontakt. W czwartek po świętach jedziemy do Rosji na zaproszenie Jeleny Wialbe i Jurija Czarkowskiego. 6 kwietnia sprint w Tiumeniu. Nie mogliśmy odmówić, ale nawet dobrze się złożyło - Justyna nie będzie się objadała smakołykami w święta. Musi się trzymać w ryzach, bo czeka ją start. Inaczej będzie cierpiała.

Więcej o:
Copyright © Agora SA