Londyn 2012. Somalijska olimpijka utonęła w drodze na igrzyska

Olimpijka z Pekinu Samia Yusuf Omar utonęła u brzegów Włoch. Jak powiedział jej rodak, mistrz świata na 1500 m Abdi Bile, sprinterka zginęła, próbując dotrzeć na igrzyska w Londynie

Nie umiemy się powstrzymać na Facebook/Sportpl ?

21-letnia Somalijka prawdopodobnie utonęła wraz z kilkunastoma imigrantami u wybrzeży włoskiej wyspy Lampedusa, gdy płynęła z Libii do brzegów wymarzonej Europy. Według sportowego bohatera Somalii, mistrza świata na 1500 m z 1987 roku Abdi Bile, Samia Yusuf Omar chciała dostać się do Londynu, by po raz drugi wystartować na igrzyskach i najpewniej zostać tam na zawsze jak wielu innych olimpijczyków z najbiedniejszych krajów Afryki.

Bile jako pierwszy powiedział o jej śmierci dwa dni temu, gdy w stolicy znów świętowano olimpijskie sukcesy Mo Faraha, tak jak Samia urodzonego w Mogadiszu. Farah, najnowszy bohater Wielkiej Brytanii, symbol jej otwartości i polityki asymilacji, dwukrotny mistrz olimpijski na długich dystansach, wyemigrował z Somalii, gdy miał osiem lat.

- Jesteśmy szczęśliwi z powodu sukcesów Mo, ale nie zapomnimy także o Samii - powiedział Bile podczas fety w stolicy kraju rozdartego wojną domową od 21 lat.

Na początku roku Samia nie była pewna, czy komitet olimpijski Somalii będzie w stanie wysłać reprezentację na igrzyska. Próbowała znaleźć miejsce do treningów w Etiopii, ale wróciła. - Powiedziano nam wtedy, że musimy postarać się na własną rękę dotrzeć do Londynu - powiedział Bile, który postanowił pomóc zebrać pieniądze na wyjazd. Matka Samii sprzedała nawet kawałek rodzinnej ziemi, aby wszystko się udało, i dziewczyna w kwietniu wyruszyła przez Etiopię, Sudan do Libii, a tam dostała się na jeden z przerdzewiałych kutrów rybackich, które na przepełnionych pokładach szmuglują tysiące imigrantów na północ.

Według oficjalnych, rządowych szacunków przytoczonych przez wieloletniego mera Lampedusy Giusi Nicoliniego podczas takich prób zginęło dotąd sześć tysięcy imigrantów z Bagdadu, Trypolisu, Mogadiszu, Darfuru. Ofiar z pewnością jest dużo więcej.

W tej tragicznej historii niewiele wiadomo na pewno. Faktem jest, że właśnie na początku kwietnia w samobójczym zamachu bombowym w odbudowanym Teatrze Narodowym w Mogadiszu zginął między innymi szef somalijskiego komitetu olimpijskiego Aden Yabarow Wiish. Jak to wpłynęło na szanse wysłania Samii na igrzyska w Londynie ludzką drogą?

Właśnie Wiish oraz zabity w 2009 roku minister sportu stali za startem dziewczyny w igrzyskach w Pekinie cztery lata temu dzięki pomocy z programu Solidarności Olimpijskiej MKOl-u. Dziś można obejrzeć w serwisie YouTube jak 17-letnia wówczas Samia - w legginsach, białej, workowatej koszulce z rękawkami, w butach darowanych dzień wcześniej przez dziewczyny z sudańskiej drużyny - staje w blokach biegu na 200 m na pekińskim stadionie zwanym Ptasim Gniazdem. Ma tor drugi, na piątym jest Veronica Campbell-Brown, cudowne dziecko Jamajki, późniejsza złota medalistka. Somalijska nastolatka przybiega niemal 10 sekund za zwyciężczynią eliminacyjnego biegu.

W Somalii tego zdarzenia nie zauważono. Bieg odbył się nad ranem lokalnego czasu, radiowej transmisji nie było, satelitarnej telewizji w Mogadiszu lepiej było wtedy nie odbierać - talerz był znakiem dla islamistycznych bojówek, że pod tym dachem mieszkają ludzie zarażeni zgniłą zachodnią cywilizacją. Do odstrzelenia.

Normalnie dziennikarze akredytowani na igrzyskach są bardzo wyczuleni na takie historie, więc i Samia była przepytywana, gdy zeszła z bieżni. Stała się więc na chwilę bohaterką światowych mediów - niewiele mówiła, bo słabo znała angielski, ale dzięki kilku zdaniom dowiedzieliśmy się, jaką drogę przeszła, aby wystartować na pekińskich igrzyskach. Jej ojciec zginął dwa lata wcześniej raniony odłamkiem w jednej z niezliczonych strzelanin ulicznych, siedmioosobowa rodzina utrzymywała się, sprzedając warzywa na targu. Jedyny stadion w Mogadiszu był wówczas okupowany przez islamistycznych rebeliantów z Al-Szabaab, radykałów ściśle związanych z Al-Kaidą, którzy urządzili sobie tam poligon. Dziewczyna trochę biegała na stadionie Konis, z czymś w rodzaju ziemnej bieżni, gdzie teren jest podziurawiony pociskami moździerzy, wokół rosną metrowe krzaki. Biegała też na ulicach, ale ponieważ ludzie z Al-Szabaab wyznają, że sport jest grzesznym wymysłem Zachodu, więc wielokrotnie jej i koledze z drużyny grożono śmiercią (również po powrocie z Pekinu).

Niedawno stadion narodowy opuścili Pakistańczycy z oddziałów ONZ, którzy stacjonowali tam od czasu odbicia go od Al-Szabaab. Obiekt odbudowują teraz Chińczycy (oni też odbudowali teatr, w którym zginął Wiish), położono murawę, szykują się mecze piłkarskie, choć w tym samym zamachu co Wiish zginął też szef federacji piłkarskiej. W kraju wodzowie klanów wybrali parlament, wkrótce wybiorą prezydenta.

W Londynie flagę Somalii niosła Zamzam Farah Mohamed. Trenowała na Konis Stadium. W biegu na 400 m była ostatnia, ponad 30 sekund wolniej od cudownego dziecka Jamajki Sanyi Richards-Ross, teraz startującej dla USA.

Somalijczycy w Londynie 2012: ? Trenowaliśmy w czasie strzelaniny

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.