Londyn 2012. Maraton. Szost prost i dziewiąte miejsce mamy

Stephen Kiprotich z Ugandy zdobył złoto, bijąc Kenijczyków. Fantastycznie pobiegł Henryk Szost - był dziewiąty na wspaniałej, ale trudnej londyńskiej trasie

Kiprotich, który przeniósł się na stałe w słynny biegowy region Iten w Kenii, by wygrać olimpijski maraton, zaatakował i oderwał się od rywali 7 km przed metą wytyczoną pod pałacem Buckingham. Pokonał 42 km 195 m w 2:08.01. Kenijczyk Abel Kirui przybiegł 26 s później, jego rodak Wilson Kiprotich - 1 min 36 s za zwycięzcą.

Szost zaczął przesuwać się w kierunku czoła za półmetkiem, choć wilgotne, gorące powietrze to nie jego ukochane warunki biegania. Dobrnął do siódmego miejsca, ale je stracił. - Na 35. kilometrze strasznie mnie "postawiło" i tylko moja mocna psychika pozwoliła na to, że dotrwałem. Dałem radę jeszcze sprężyć się w końcówce i dogoniłem grupę, ale to też mnie kosztowało trochę sił, znów próbowałem przyspieszać, bo strasznie zależało mi, żeby być w tej dziesiątce - powiedział rekordzista Polski. Wbiegł na metę jako najlepszy Europejczyk (2:12.28).

Maraton, symbol igrzysk, jest głównie walką sportowca ze sobą. Wczoraj było kilka wzruszających momentów. Na 84. miejscu do mety dotarł Augusto Soares ze Wschodniego Timoru, kraju, który zajmuje ostatnie miejsce, jeśli chodzi o sukcesy sportowe, bo nigdy sportowiec tego kraju nie wywalczył wyższego miejsca niż 65. Soares, by wystartować w olimpijskim maratonie, musiał poprawić życiówkę o pół godziny. Zaczął biegać, gdy do jego szkoły przyszła maratonka Aguida Amaral, narodowa bohaterka Timoru, pierwsza olimpijka, która do startu w igrzyskach w Sydney trenowała boso w obozie dla uchodźców w Australii, gdy indonezyjska armia spaliła jej dom i dobytek. Teraz Amaral jest trenerką Soaresa.

Na 47. miejscu dobiegł Guor Marial. W wojnie, która latami toczyła się w południowym Sudanie, zginęło 28 członków jego rodziny. Jako dziecko uchodźca wylądował w 1993 roku najpierw w Egipcie, potem w USA. Nie ma amerykańskiego paszportu, tylko zieloną kartę. Nie ma też paszportu Sudanu Południowego, choć od roku jest to niepodległe państwo. Nie mógł startować w jego barwach, bo kraj wciąż nie ma komitetu olimpijskiego. Guorowi zaproponowano start w barwach Sudanu, ale odmówił, bo to właśnie z północy przyszli ludzie, którzy wymordowali mu rodzinę. Na tydzień przed igrzyskami MKOl - dzięki amerykańskiemu prawnikowi, który walczył o Guora do końca - zgodził się, aby maratończyk biegł pod jego flagą, rzecz rzadka. Wyposażył go w wyjątkowy strój - biały z kółkami olimpijskimi - dał mu nowe buty.

Jego pozostała przy życiu rodzina wędrowała 50 km pustynią, by zobaczyć go w telewizji. Guor nie widział jej od ucieczki przed niemal 20 laty, kiedy po raz ostatni biegł, aby ratować życie.

Więcej o: