Londyn 2012. Lekkoatletyka. Piorun w rytmie reggae

Usain Bolt mówi o sobie, że jest już legendą, kibice go kochają, ale Sebastian Coe woli docenić rekord świata cichego Davida Rudishy, a Jacques Rogge też daje Jamajczykowi prztyczka w nos

Jamajscy sprinterzy w składzie: Nesta Carter, Michael Frater, Yohan Blake i biegnący na ostatniej zmianie Bolt pobili w sobotę rekord świata w sztafecie 4x100 m. Z czasem 36,84 s jako pierwsi zeszli poniżej 37 s. Bolt musiał wreszcie walczyć do końca, na finiszu nawet pochylił się mijając linię mety tuż przed Amerykaninem Ryanem Baileyem.

Do granicy 37 s Jamajczycy dobijali się od czterech lat, czyli od igrzysk w Pekinie, gdy zdetronizowali Amerykanów. W finale cztery lata temu pobili ich 15-letni rekord z MŚ w Stuttgarcie czasem 37,10 s. Rok temu na MŚ w Daegu dobili do 37,04 s.

W sobotę na każdej ze zmian biegli w granicach 9,2 s, choć nikt nie pobił wyniku Asafy Powella z 2008 r., gdy zmierzono mu międzyczas - 8,7 s. W sztafecie zawsze biegnie się szybciej, bo sprinterzy nie startują z bloków, od razu są rozpędzeni.

- Piękne zakończenie. Czy muszę jeszcze zrobić coś, żeby potwierdzić, że jestem legendą? - śmiał się Bolt. Na mecie jak zwykle wygłupiał się z kolegami i bawił z widownią, tym razem nie zabrał nikomu aparatu fotograficznego, ale chciał wziąć na pamiątkę pałeczkę z ostatniej zmiany, wykłócał się o nią z sędziami. Najpierw usłyszał, że jeśli jej nie odda, zostanie zdyskwalifikowany, ale po 40 minutach oddano mu pałeczkę. Bolt skłonił się, a potem poprosił kolegów ze sztafety, żeby złożyli autografy na żółtym kawałku plastiku. - Nie jesteśmy ludźmi, spadliśmy z kosmosu - żartował Blake. " We want Bolt! Usain!" - skandowała publika.

Jamajczyk ma w kolekcji sześć złotych medali, wygrał każdą sprinterską konkurencję na dwóch kolejnych igrzyskach, co nikomu się nie udało, po drodze pobił cztery rekordy świata. Nic dziwnego, że żeby znów zwrócić na siebie uwagę musiał zrobić coć spektakularnego. Na konferencji po sztafecie powiedział, że mimo 26 lat myśli o zakończeniu kariery. - Zrobiłem wszystko, co chciałem, nie widzę żadnych celów. Igrzyska w Rio? Raczej nie - stwierdził.

Nie wszystkim jednak szum, jaki robił wokół siebie sprinter w Londynie się spodobał. - Bolt był dobry, ale David Rudisha był wyśmienity, najlepszy, z innej planety. Dla mnie to najpiękniejszy moment zmagań lekkoatletów - mówił Sebastian Coe, szef komitetu organizacyjnego i były mistrz olimpijski na 1500 m o Kenijczyku, który w Londynie pobił rekord świata na 800 m. Większe brawa od Bolta na stadionie otrzymał także pochodzący z Somalii Mo Farah, Brytyjski zwycięzca na 5 i 10 km.

Jacquesowi Rogge, szefowi MKOl, jamajskie świętowanie też nie przypadło do gustu. - Potrzeba czegoś więcej niż dwóch udanych igrzysk, żeby scementować status legendy, na razie jest najlepszym sprinterem świata - mówił Rogge, który już kilka razy delikatnie dawał do zrozumienia, że zabawowe podejście Bolta nie do końca mu się podoba.

- Jeśli go zobaczycie, zapytajcie, co jeszcze Usain ma zrobić, czego nie zrobił żaden człowiek na Ziemi - odparł Bolt.

Na konferencji pytano, czy skusi się i zacznie biegać na 400 m? - Mój trener chciałby, żebym spróbował, ale ja się waham. Wiecie jak wygląda trening czterystumetrowców? Oni z wysiłku wymiotują na treningu, a ja lubię jak obiad zostaje w moim brzuchu - powiedział Jamajczyk.

Może to wciąż tylko show, ale może, gdyby zwycięstwa nie przychodziły Boltowi tak łatwo, miałby w sobie nieco więcej powagi. Jamajczyk jest jednak fenomenem dystansujących resztę świata o całą długość. Przy swoich 196 cm wzrostu pokonuje 100 m odrywając nogi od ziemi tylko 41 razy, inni robią w tym czasie 45-47 kroków. Kiedyś twierdzono, że najlepsi sprinterzy muszą być napakowani i stosunkowo niscy. Wychodzono z prostego założenia, że przyspieszenie jest proporcjonalne do siły, a odwrotnie proporcjonalne do masy - im silniejszy i lżejszy biegacz, tym lepszy wynik. Okazało się jednak, że wystarczająco silny i długonogi sprinter, może ich pokonać. Bolt ma też gen ACTN3, który u karaibskich biegaczy wyodrębnili naukowcy. Odpowiada on za produkcję białka w tzw. superszybkich mięśniach, dzięki niemu przemiany energetyczne są sprawniejsze, noga może się zginać się szybciej, a odbicie jest dynamiczniejsze.

Póki co, liczba długonogich sprinterów z supergenem w nodze jest na świecie dość ograniczona. Wynosi dokładnie jeden egzemplarz. Bolt może więc sobie pozwolić na wszystko.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.