Londyn 2012. Bardzo dobre miejsce Dawidowicz w kolarstwie górskim

- Siódme miejsce przed wyścigiem brałabym w ciemno, ale teraz chciałabym, żeby było jeszcze jedno kółko - mówiła po wyścigu na trasie wytyczonej na farmie Hadleigh Aleksandra Dawidowicz. Druga Polka, Paula Gorycka, zajęła 22. miejsce.

Po kontuzji Mai Włoszczowskiej, która cztery lata temu wywalczyła srebro w Pekinie, w polskiej ekipie na medale nie liczono. Były jednak nadzieje na miejsce w dziesiątce i Dawidowicz wypełniła je świetnie.

Choć zaczęła z problemami. - Bałam się startu w trzecim rzędzie, bałam się upadku. Pierwszy przydarzył się na pierwszej przeszkodzie z kamieni, 200 metrów dalej był drugi, w którym ja leżałam - opowiadała po wyścigu.

Polka straciła kilka miejsc, spadła na 17. w gronie 30 zawodniczek. - 10-15 sekund, jakie zwykle traci się przy upadku, decyduje o tym, że początek jedzie, a tył się mota. Potem nie da się po prostu pojechać na maksa, żeby dogonić czołówkę, bo, jak się mówi w naszym slangu, prędzej czy później korby odbiją.

Ale Dawidowicz ruszyła do przodu, zaczęła odrabiać straty. Po pierwszym z sześciu okrążeń była 12., w połowie trzeciego przesunęła się na 11. miejsce. - Mój trener Marek Galiński powtarza mi jednak, żebym nie panikowała niezależnie od tego jak wystartuję. Mam jechać do przodu. No i starałam się być skupiona, nie obserwowałam okolicy, kibiców, nie szukałam rodziny, po prostu przebijałam się do przodu jak najlepiej mogłam - opowiadała Dawidowicz.

Po trzecim okrążeniu była dziewiąta, po czwartym - siódma, a po piątym już szósta. - Olcia Engen wyprzedziła mnie na ostatniej rundzie - powiedziała Dawidowicz zdrabniając imię Szwedki, którą trzy lata temu pokonała w walce o młodzieżowe mistrzostwo świata.

- Może to głupie i nie powinnam tego mówić, ale wjeżdżając na ostatnią rundę usłyszałam, jak nasz dyrektor sportowy krzyczy "Olka, dawaj! To końcówka!". "Jaka końcówka? Przecież jeszcze półtorej rundy!" "Nie, to idzie na metę!". Byłam tak skupiona, że nawet nie wiedziałam, na której rundzie jadę - opowiadała Polka.

- Siódme miejsce przed wyścigiem brałabym w ciemno, ale teraz chciałabym, żeby było jeszcze jedno kółko - dodała.

Wyścig wygrała Francuzka Julie Bresset, drugie miejsce zajęła Sabine Spitz, a trzecie Amerykanka Georgia Gould. Faworytki do złota, prowadzące w rankingu Kanadyjka Catherine Pendrel i Norweżka Gunn-Rita Dahle, sensacyjnie wypadły słabo. Pierwsza zajęła dziewiąte miejsce, druga, na której zwycięstwo stawiała Włoszczowska, nie dojechała do mety.

Dawidowicz, która w pewnym momencie wyprzedziła Pendrel, nie miała skrupułów w walce. - Maja była u mnie w piątek i mówiła: "Olka, bez względu na wszystko wyprzedzaj wszystkich. Nie miej kompleksów niezależnie od tego czy jedzie przed tobą mistrzyni olimpijska". Najważniejsze było, żeby jechać najlepiej, jak się potrafi i być skupionym.

Każda z sześciu zawodniczek, które znalazły się przed Dawidowicz, w rankingu UCI znajduje się zdecydowanie wyżej niż Polka.

Czy Dawidowicz osiągnęła wynik życia? - Myślę, że tak. Bardzo sobie cenię młodzieżowe mistrzostwo świata, ale to jednak kategoria młodzieżowa. Najważniejsza jest seniorska - mówiła 26-letnia Polka.

22-letnia Gorycka, druga najmłodsza zawodniczka w stawce, która o tym, że wystartuje na igrzyskach w miejsce Włoszczowskiej, dowiedziała się trzy tygodnie temu, nie była z siebie zadowolona. - Inaczej to sobie wyobrażałam. Nie wyszło mi na starcie, nie udało mi się przebić do połowy stawki. Czołówka pojechała, peleton się rozłożył, ciężko było wyprzedzać - mówiła.

- Czułam się dobrze, nie narzekam. Na podjazdach było dobrze, gorzej na odcinkach technicznych. Jestem rozczarowana, choć nie tak bardzo, bo dałam z siebie wszystko. Szkoda, że starczyło tylko na tyle - dodała Gorycka, która debiutowała na igrzyskach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.