Co ważniejsze: Wielki Szlem, czy złoty medal igrzysk olimpijskich? - zapytał John McEnroe Murraya po niedzielnym finale tenisowym, w którym Szkot niespodziewanie pokonał Federera 6:2, 6:1, 6:4. - Nie wiem, bo nie wiem, jak się czuje człowiek, gdy wygrywa Wielkiego Szlema. Mając na szyi ten złoty medal, czuję się jednak znakomicie - odparł Murray, który dotąd przegrał cztery wielkoszlemowe finały, m.in. miesiąc temu w Wimbledonie z Federerem.
Szwajcar zamieniłby się na pewno, bo on Szlemów wygrał już 17, a olimpijskie złoto było jego jedynym wielkim niezrealizowanym pragnieniem. Prawdopodobnie to, że tak bardzo chciał po nie sięgnąć, przyczyniło się w największym stopniu do porażki, bo Federer nie był sobą, nie wytrzymał ciśnienia.
Wygląda na to, że brytyjskie media też z chęcią zamieniłyby się z Federerem na triumf w Wimbledonie, lub jakimś innym Szlemie. Na taki sukces w męskim tenisie czekają już od 1936 r. W poniedziałek Murray nie trafił na okładkę żadnej gazety - co w przypadku Wimbledonu byłoby nie do pomyślenia. Przegrał walkę o czołówki nie tylko z Usainem Boltem, ale też z innymi brytyjskimi medalistami, przede wszystkim z mistrzem w żeglarskiej klasie Finn Benem Ainsliem.
Wczytując się w artykuły w " Guardianie", " Daily Mail" i innych gazetach można było przeczytać o wielkim sukcesie Murraya, który zapowiada być może zwrot w jego karierze, przełamanie mentalne i wieszczy przyszłe sukcesy w Szlemie. Ale fachowe tenisowe portale sugerowały już delikatnie, że taki mecz marzył się Brytyjczykom przede wszystkim miesiąc temu w finale Wimbledonu, a brytyjscy dziennikarze w nieoficjalnych rozmowach potwierdzali, że woleliby jednak zwycięstwo w Szlemie niż igrzyska. Wtedy Murray trafiłby na pierwsze strony wszystkich gazet w kraju, nawet gdyby w tym samym czasie odbywał się finał 100 m na igrzyskach olimpijskich.