Wiedzieliśmy, z czym jechaliśmy do Londynu. W walce o medal mógł liczyć się Konrad Czerniak, w finale powinni być Paweł Korzeniowski i Radosław Kawęcki. Teoretycznie Radek mógł walczyć o medal, ale jego realne możliwości to 4., 5. miejsce. Niewiadome co do Otylii Jędrzejczak i Mateusza Sawrymowicza rozwiązały się. Otylia - niedosyt, Sawrymowicz - względny sukces. Wiadomo, Mateusz nie może czuć dumy jako były mistrz świata, zajmując 7. miejsce, ale odstęp od zawodników z podium jest za duży, aby myśleć o medalu. Konrad Czerniak może w przyszłości przynosić nam wiele radości. I chociaż ósme miejsce to rozczarowanie, to ten zawodnik po odejściu Phelpsa może być numerem 1 światowej rywalizacji w konkurencji 100 mot.
Osiągnięcia pozostałych pływaków to wynik pompowania składu na igrzyska, ulegania przez związek naciskom klubów, środowiska i mediów. Wszyscy zawsze chcą, żeby pojechało jak najwięcej zawodników, nie zadając sobie zasadniczego pytania: "Co zawodnicy mogą uzyskać?". Ale podobna sytuacja ma miejsce też w innych polskich sportach, więc trudno się dziwić polityce PZP. Brak życiówek reprezentantów pływania to też efekt odrzucenia strojów poliuretanowych, w których głównie były bite, oraz tego, że w Polsce pływacy startują w komfortowych warunkach - rano na zawodach "kąpią się", a wieczorem szaleją. Tu startują rano, a do półfinałów, gdzie się szybciej pływa, nie kwalifikują się. Od momentu rozstania z Pawłem Korzeniowskim nie współpracuję ze związkiem, choć formalnie jestem szefem szkolenia. Jest tak dlatego, że już przed Pekinem nie miałem w ostatniej fazie przygotowań nic do powiedzenia. Decydował - podobnie jak teraz - prezes Krzysztof Usielski, a ja ponosiłem odpowiedzialność.