- Bardzo się cieszę z tego medalu. Dla mnie brąz dziewczyn jest jak z³oto, bo one przeżyły wiele trudnych momentów, kontuzji, ale wróciły na najwyższy poziom i nawiązały do złotego medalu mistrzostw świata, jaki trzy lata temu zdobyły w Poznaniu. Ich sukces mnie wzruszył, aż żałuję, że nie ma mnie teraz w Londynie i że nie mogę dziewczynom osobiście pogratulować - mówi jeden z naszych najlepszych wioślarzy w historii.
Sycz jest pod wrażeniem sukcesu Michalskiej i Fularczyk, które medal wywalczyły mimo kolejnej kontuzji drugiej z nich. Fularczyk płynęła w finale z urazem pleców, a drogę do podium pokonała siedząc na wózku inwalidzkim. - Obie są naprawdę złe - mówi z uznaniem Sycz.
Polkom nie sprzyjały także warunki pogodowe. - Angielki i Australijki były lepsze, bo są zdecydowanie mocniejsze fizycznie, przy Polkach wręcz potężne. Kiedy tak jak w finale trzeba płynąć pod wiatr im jest dużo łatwiej. Nasze dziewczyny są świetnie zgrane, mają znakomitą technikę, ale Julia jeszcze kilka lat temu pływała w wadze lekkiej. Trudno drobnym dziewczynom walczyć z atletkami. Nasze dziewczyny naprawdę zrobiły absolutnie wszystko, co mogły - przekonuje mistrz olimpijski z Sydney (2000 rok) i Aten (2004).
Sycz żałuje, że równie ciepło jak o Michalskiej i Fularczyk nie może mówić o naszych pozostałych wioślarzach. - Medal dziewczyn rzeczywiście jest na pocieszenie po nieudanych startach pozostałych osad - przyznaje, ale też przestrzega przed łatwym wskazywaniem przyczyn porażek.
- Po słabych startach chłopaków z czwórki wagi lekkiej przyjęto najprostszą linię ataku na nich, twierdząc, że wicemistrzowie olimpijscy z Pekinu w Londynie ponieśli klęskę przez problemy z wagą. Prawda jest taka, że większość zawodników startujących w dyscyplinach wagowych ma zimą zwyżkę wagi. W 1998 roku Tomek i ja też zostaliśmy za nadwagę obsmarowani. Przytyliśmy w okresie roztrenowania, ale później sobie z tym poradziliśmy i po raz kolejny zdobyliśmy złoto mistrzostw świata - mówi Sycz. - Nasi zawodnicy mieli w marcu w sumie 35 kg nadwagi. To robi wrażenie. Ale to było w marcu, a w czerwcu już startowali, a więc mieli odpowiednią wagę. A skoro mieli ją wtedy, to raczej sprawa wagi w przygotowaniach im nie przeszkodziła. Na pewno oni zawiedli, na pewno nie byli w formie, ale nie wolno mówić, że to przez wagę. Trzeba na zimno przeanalizować każdy okres przygotowawczy i wyciągnąć wnioski - tłumaczy Sycz.
Podobnie były mistrz mówi o ósemce. - Narobili nam nadziei, bo dobrze startowali w Pucharach Świata, jeden z nich nawet wygrali. Bardzo tych chłopaków lubię, to moi kumple, z którymi byłem na wielu zgrupowaniach. Ale muszę przyznać, że rozczarowali, nie wchodząc do finału A - ocenia Sycz.
Na rozgrzeszenie według naszego wioślarza zasługuje tylko czwórka podwójna. - Oni byli w finale A, o medal nie powalczyli [zajęli szóste miejsce], ale w minionych latach już zrobili swoje - mówi Sycz o mistrzach olimpijskich sprzed czterech lat, z Pekinu.
Teraz, po zakończeniu zmagań wioślarzy, na torze w Eton o medale powalczą nasi kajakarze. - Wierzę, że spiszą się lepiej od wioślarzy, chociaż całokształt naszych występów w Londynie jest jak na razie przerażający - mówi Sycz. - Ale może jeszcze będzie dobrze, może Julka i Magda odblokują ekipę i zaczniemy zdobywać kolejne medale - kończy były mistrz.