To co się dzieje na basenie jest po prostu niebywałe. Dzień po porażce w prestiżowej sztafecie, brak medalu Lochtego to dla Amerykanów kolejna klęska, równie bolesna. W niedzielę właśnie Lochte prowadził do mety Amerykanów na ostatniej zmianie. Wtedy jego drużyna prowadziła. Ścigał go właśnie Yannick Agnel. I Amerykanie przegrali, dopiero po raz trzeci w historii olimpijskich sztafet 4x100 m.
I znów ten Agnel.
Ale Lochtego pokonał nie tylko Francuz. Tak jak mega gwiazda pływania Michael Phelps przegrał z trzema pływakami, tak teraz jego pogromca Lochte przegrał jeszcze z najszybszym w eliminacjach Koreańczykiem Parkiem i drugim w eliminacjach Chińczykiem Sunem.
Lochte wszedł tradycyjnie w odpałowych butach, tym razem w żarówiasto zielonych adidasach, moda się przyjęła bo również Park Tae Hwan miał różnokolorowe sznurówki. Publiczność - hala wypełniona co do jednego miejsca - skandowała imie jedynego przedstawiciela gospodarzy Robbiego Renwicka.
O ile na brzegu Amerykanin błyszczał w butach, w wodzie już nie. Mający fantastyczne warunki fizyczne Agnel (204 wzrostu, 80 kg wagi) z miejsca objął prowadzenie, nie oddał go do końca.
Dla mistrza Europy na 400 m z 2010 roku jest to trzeci medal olimpijski, ale dopiero pierwszy w konkurencjach indywidualnych.
Francja wyrasta na potęgę na basenie. Zdobyła już trzy złote medale - dzięki Camilli Muffat, sprinterskiej sztafecie i Agnelowi - czyli tyle samo co USA.