Rozmowa z Mariuszem Szyszką
Mariusz Szyszko: Propozycję komentowania meczów na igrzyskach otrzymałem z TVP blisko pół roku temu. To była bardzo miła propozycja, bo pokazała, że w telewizji o mnie nie zapomniano [w przeszłości Szyszko był dziennikarzem sportowym TVP Olsztyn - red.]. Już cztery lata temu wystąpiłem w takiej roli w Pekinie, ale od tamtej pory w moim życiu wiele się wydarzyło. Skłamałbym, mówiąc, że się nie cieszę. Z bliska będę mógł zobaczyć największą sportową imprezę na świecie.
- W Londynie będę pełnił funkcję eksperta [głównym komentatorem jest Piotr Dębowski - red.]. Nie powinienem mieć jednak żadnych problemów, bo to, co się dzieje w moim zawodowym życiu, dobrze uodporniło mnie na stres. Zapewniam wszystkich, że będę się starał, by wyszło jak najlepiej. Traktuję to z dużą radością i ekscytacją, ale bez strachu.
- Nazwiska siatkarzy, których chcielibyśmy pozyskać, mam w głowie (uśmiech). A tak na poważnie to będę wszystko obserwował, bo to najważniejsze wydarzenie tego czterolecia. Na IO 2012 wszyscy się sprężają, bo dobrze wiedzą, o jaką stawkę zagrają. Co więcej, kilku moich kolegów to obecni trenerzy różnych reprezentacji. Na pewno będzie o czym porozmawiać.
- Nie chcę zapeszyć, bo z reguły na szanse patrzę chłodno. W przypadku występu w Londynie mam jednak przeczucie, że może być dobrze. Odkrywczy jednak nie będę, bo wszyscy wiedzą, że kluczowy dla medalu będzie mecz Polaków w ćwierćfinale.
Zobacz także: Możdżonek: Po igrzyskach w Londynie ruszam w knieję
- Ja wierzę w to, co słyszę, a słyszałem wypowiedzi zarówno zawodników, jak i trenera Andrei Anastasiego. Kapelusze z głów przed tym człowiekiem, bo to, co zrobił z drużyną, to coś niesamowitego. Zresztą szkoleniowiec Polaków zdaje sobie sprawę z tego, że dla niego to Londyn będzie decydującym rozliczeniem za wykonaną pracę. Spodobało mi się to, co powiedział po zwycięstwie w Lidze Światowej, a mianowicie, że to nie był jeszcze ich szczyt formy. I ja w to wierzę. Z wielu ust padają jednak słowa, że do złota prócz nas jest jeszcze czterech kandydatów: Rosja, Włochy, Brazylia i USA. Pewne jest tylko to, że po drodze ktoś musi odpaść.
- To jest dobry moment. Nie chcę ozłacać Anastasiego, bo to chłopacy na boisku wykonali najważniejszą robotę. Trener zaraził jednak zespół pewnością siebie. Mamy też stabilny skład. Trzeba pamiętać o konsekwencji szkoleniowca, bo pierwsze jego powołania do reprezentacji były mocno komentowane. Nie będą mówił personalnie, ale kilku zawodników w drużynie narodowej było przyjętych ze zdziwieniem. Tymczasem zmiana pokoleniowa następuje w Brazylii czy USA. Dużo się dzieje także w drużynie Rosji, która najwyraźniej ma problem z obsadzeniem pozycji rozgrywającego. Tymczasem nam wyrośli młodzi gracze, którzy teraz stanowią o sile zespołu. Taki moment może się nie powtórzyć, dlatego trzeba to wykorzystać.