Londyn 2012. Prezes związku wioślarskiego: Mamy system na medale

- Od kilku lat jako jedyni na świecie po ostatnim Pucharze Świata robimy przerwę od wody. Ten system nam się sprawdza, nie inaczej będzie teraz, pytanie tylko ile to da medali - mówi prezes Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich Ryszard Stadniuk. Według wiceprezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego z igrzysk w Londynie polscy wioślarze przywiozą co najmniej dwa krążki.

Łukasz Jachimiak: Cztery lata temu, na igrzyskach olimpijskich w Pekinie, polscy wioślarze zdobyli złoty i srebrny medal. Zgodzi się pan, że w Londynie nasze osady mogą wypaść jeszcze lepiej?

Ryszard Stadniuk: Z siedmiu osad, które wyślemy do Londynu cztery mają realne szanse na medale. Ale pamiętajmy, że od medalowych szans do samych krążków jeszcze daleka droga. Na dziś najmocniejsze są dwójka podwójna kobiet i ósemka mężczyzn. Mam nadzieję, że czwórka podwójna panów jeszcze raz udowodni, jak świetnie potrafi się mobilizować na najważniejsze starty, podobnie jak czwórka wagi lekkiej, która zwykle w sezonie nie błyszczy, a na imprezie głównej wypada dobrze. Poza tym niespodziankę może sprawić dwójka bez sternika mężczyzn, która na igrzyska zakwalifikowała się z bardzo dobrym czasem. Ale najpierw niech awansuje do finału i dopiero wtedy będziemy liczyć na więcej.

O męskiej ósemce zrobiło się głośno za sprawą Mikołaja Burdy. Wierzy pan, że historia pobitego wioślarza skończy się jak w Hollywood i człowiek, którego na igrzyskach miało nie być, razem z kolegami sięgnie po złoto?

- Bardzo tego tej osadzie życzę i cieszę się, że ostatnim zwycięstwem w Pucharze Świata oni potwierdzili świetną formę. Co prawda nie startowali Niemcy, którzy mając jakieś kłopoty zdrowotne wycofali się z rywalizacji, żeby nie przegrać z Anglikami. Ci ścigali Niemców na poprzednich Pucharach Świata, byli bardzo blisko i Niemcom wyraźnie zależało na tym, żeby nie stracić psychologicznej przewagi. W to wszystko pięknie wmieszali się nasi wioślarze, wygrywając. Wyniku osiągniętego przez nich w Monachium nie można w żaden sposób umniejszać. Ich stać na zwycięstwo w Londynie, zwłaszcza, że wreszcie wygrali, a wcześniej pokazywali się ze świetnej strony w biegach kwalifikacyjnych, a w finałach nie potrafili pojechać swojego, choć zawsze byli blisko najlepszych. Z tą osadą na pewno można wiązać duże nadzieje.

Wiążemy, bo przyzwyczailiście nad do dobrego. Od 2000 roku z każdych igrzysk przywozicie złoty medal. W Londynie kibice też będą mocno wierzyć w wioślarzy.

- My też w siebie wierzymy, ale poziom we wszystkich wioślarskich konkurencjach jest dziś bardzo wyrównany. Doszło do tego, że najtrudniej jest wejść do finału. Jak już się do niego wejdzie, to medal jest blisko, bo walczy o niego tylko sześć osad, a nie jak w kajakarstwie - dziewięć. W kwalifikacjach trzeba się bić nie tylko o miejsce w finale, ale też o dobry tor. Czasem bywa, że warunki na wodzie nie są równe dla wszystkich, dlatego Polacy muszą od początku dobrze pływać, a wtedy będą w finałach i będą startowali z dobrych torów. Na pewno wszystko jest w naszych rękach i na pewno mamy cztery medalowe szanse, dlatego warto ściskać za nas kciuki.

Obok męskiej ósemki za najmocniejszą uznał pan osadę złożoną z Julii Michalskiej i Magdaleny Fularczyk. Dlaczego stawia pan właśnie na tę dwójkę?

- Obie są już doświadczone i utytułowane, wspólnie zdobyły mistrzostwo świata w 2009 roku i brązowy medal rok później. W tym roku po raz pierwszy od tamtego czasu udało im się uniknąć kontuzji. Teraz pozostaje im trochę poprawić technikę i będzie dobrze. Co prawda są w trudnej sytuacji, bo w ich konkurencji startują dwie bardzo mocne fizycznie osady. Angielki i Australijki wydają się poza zasięgiem całej reszty, ale po ostatnich Pucharach Świata wydaje się, że trzecie miejsce Polki powinny zająć bez problemu. A osobiście nie odbieram im prawa walki o srebro czy złoto. To jest sport i wszystko może się zdarzyć, zwłaszcza, że forma naszych dziewczyn powinna iść w górę.

A co z formą naszych dominatorów? Adam Korol, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński i Konrad Wasielewski nie wygrywają jak dawniej, ale nam i tak marzy się, że w Londynie obronią złoto z Pekinu.

- Jestem przekonany, że ta osada na igrzyska osiągnie swoją najlepszą dyspozycję. Zawodnicy mają ogromne doświadczenie, prowadzi ich doskonały trener, cała grupa potrafi się mobilizować na najważniejszy start. Problem w tym, że chyba właśnie w ich konkurencji poziom najmocniej poszedł w górę. Rywalizacja jest niesamowita, pojawiło się kilka bardzo dobrych osad. O medale z Polakami walczyć będą Chorwacji, Rosjanie, Niemcy, Estończycy. Różnice są minimalne, będzie bardzo ciężko. Ale wierzę, że powtórzy się scenariusz sprzed dwóch lat, kiedy nasi w ciągu sezonu plasowali się na dalszych miejscach, a kiedy przyszły mistrzostwa Europy, to na nich wygrali ze wszystkimi, także z najlepszymi wcześniej Chorwatami. Tamten bieg zaskoczył wszystkich. Teraz nasza czwórka jest w tak zwanym bezpośrednim przygotowaniu startowym w Wałczu i na pewno osiągnie maksimum tego, na co ich stać. Myślę, że w Londynie wejdą do finału, a w tym finale będzie bardzo ciasno i wszystko będzie mogło się wydarzyć. Dziś w wioślarstwie mało jest takich konkurencji, w których można powiedzieć, że złoto jest już dla kogoś z góry zarezerwowane. Kilka takich jest, ale to nie te, w których startują polskie osady.

Jeśli dobrze pamiętam, Tomasz Kucharski i Robert Sycz broniąc w Atenach olimpijskiego złota z Sydney też nie byli faworytami, a jednak wygrali na drugich igrzyskach z rzędu?

- Tak było, faworytami byli Włosi, nasza dwójka przed igrzyskami z nimi przegrywała. Okazało się, że polska osada przygotowała najlepszą formę na najlepszy czas. Myślę, że zadziałał nasz system, którego trzymamy się od dawna, a który sprawia, że jesteśmy najmocniejsi na głównych imprezach.

Co to za system?

- Nie sztuka wygrywać Puchary Świata, a potem przegrać mistrzostwa świata czy igrzyska. My od kilku lat jako jedyni na świecie po ostatnim Pucharze Świata robimy przerwę od wody. Zawodnicy wyjeżdżają do Zakopanego, trochę mentalnie odpoczywają, odbudowują wytrzymałość m.in. biegając po górach, a na ostatnie trzy tygodnie przed startem w głównej imprezie wracają do Wałcza. Przyjeżdżają tam znowu spragnieni wody, robią intensywny, a więc szybkościowy i interwałowy trening przed startem. W ostatnich dniach jest czas na mały odpoczynek. Ten system nam się sprawdza, zawodnicy osiągają szczyt formy i nie inaczej będzie teraz. Pytanie tylko ile to da medali.

No właśnie - pokusi się pan o typ?

- Będę zadowolony, jak będą dwa. Marzy się, żeby ich było więcej, ale ja wolę te krążki przywieźć i dopiero się nimi chwalić niż wcześniej zapowiadać, czego to nie zrobimy.

Wszystko o naszych wioślarzach na igrzyskach w Londynie ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.