Nie umiemy się powstrzymać na Facebook/Sportpl ?
Marcin Dołęga: Mogę mówić tylko o sobie. Mam na karku 30 lat, trochę się już w życiu nadźwigałem i na dwie imprezy w jednym sezonie nie dam rady się optymalnie przygotować. Dla mnie priorytetem są igrzyska olimpijskie. Nie chcę przerywać rytmu treningowego. Z moim szkoleniowcem zaplanowaliśmy, że forma ma iść w górę stopniowo, żeby wszystko wypaliło w sierpniu, w Londynie.
- Mam swojego trenera. Z Jackiem Chruściewiczem od dawna razem jeździmy na wszystkie zgrupowania i współpracuje nam się bardzo dobrze.
- Od 2001 roku trenuję z Chruściewiczem i nie chciałbym tego zmieniać. Wtedy po raz pierwszy pojechałem na kadrę. Jako junior trafiłem do tego szkoleniowca i tak już zostało. Przy nim zdobywałem tytuły mistrza świata i biłem rekordy świata, więc nie ma sensu nic zmieniać. Niech tak zostanie do końca mojej kariery.
- W pewnym sensie prezesa rozumiem. Kiedy są medale, są też pieniądze dla związku. Ale prezes musi brać pod uwagę nasze zdanie. Dla nas najważniejsze są igrzyska. Myślę, że jak w Londynie zdobędziemy medale, to z tych medali i on skorzysta, będzie mu lepiej. W tamtym roku miałem operację prawego barku, a w naderwany lewy podano mi komórki macierzyste. Cały czas jestem w kontakcie z lekarzem, który mnie operował, on zwraca mi uwagę, żebym nie szalał, bo sprawa jeszcze jest świeża. Dobrze byłoby, gdyby prezes publicznie nie mówił, że według niego powinienem już startować. Ale jemu widocznie wolno wszystko.
- Ministerstwo sportu przedłużyło ze mną umowę do końca sierpnia. Mam spokojną głowę i spokojne przygotowania.
- Po to odpuszczam mistrzostwa Europy, po to się przygotowuję. Już jestem na niezłym poziomie, jak będzie zdrowie, to będzie i wynik.
- Boli. Niestety, to cały sport. Czasem się świętuje zwycięstwa, a czasem czuje się gorycz porażki. Pekinu nie zapomnę, to była najważniejsza impreza i szkoda, że to mi się zdarzyło wtedy, a nie na mistrzostwach świata. Na szczęście jest Londyn, tam chyba takiego pecha nie będę już miał. Walka znów będzie ostra, na mistrzostwa Europy nie wybiera się nikt z czołówki, a to znaczy, że każdy maksymalnie mocno pracuje. Ale ja też przygotuję się najlepiej, jak potrafię.
- To są rywale najwięksi, ale nie lekceważę nikogo. Ośmiu, nawet 10 zawodników będzie walczyć o medale. Nie można nikogo skreślać.
- Na pewno. Z wynikiem 415 kg o medalu trzeba zapomnieć. Ale zdobywając złoto mistrzostw świata ten rezultat osiągnąłem w pierwszych podejściach, miałem zapas, start nie był zbyt udany. Teraz pracuję szczególnie nad rwaniem, w którym już dwa razy miałem rekord świata i wierzę, że wrócę do tamtych wyników. Chcę pokazać, na co naprawdę mnie stać.
- Myślę, że medal da wynik w okolicach 425 kg, dlatego z trenerem szykujemy się tak, żebym w dwuboju osiągał 430 kg. Może być jeszcze lepiej, bo mój rekord życiowy to 436 kg.
- Jestem już po pierwszej imprezie w tym roku, w drużynowych mistrzostwach Polski uzyskałem 403 kg, wykonałem sześć dobrych podejść i to było najważniejsze. Na razie ciężary nie mają być największe, ale mam zaliczać kolejne próby. Majowe mistrzostwa odbędą się na osiem tygodni przed startem w Londynie, dlatego zakładamy, że 420 kg wtedy będę już musiał dźwigać.
Dołęga, Zieliński, Kasabijew - w Turcji bez gwiazd. Dlaczego polscy sztangiści nie pojechali na mistrzostwa Europy?