Łukasz Jachimiak: Twoi koledzy szykują się w Alicante do walki z Algierią, Serbią i Hiszpanią, a ty znów musisz się pogodzić z tym, że nie zagrasz w ważnym turnieju. Jak ci idzie?
Bartłomiej Tomczak: Bardzo liczyłem, że zagram w Hiszpanii i strasznie żałuję, że nie ma mnie tam z chłopakami. Ale pretensji do nikogo nie mam. Adamowi Wiśniewskiemu, z którym przegrałem rywalizację, życzyłem powodzenia, za cały zespół trzymam kciuki i wierzę, że w niedzielę będę się cieszył razem z nimi.
W styczniu nie pojechałeś na mistrzostwa Europy z powodu kontuzji. Wiśniewski zajął twoje miejsce i wykorzystał szansę.
- W Serbii zagrał dobrze, trener miał prawo uznać, że zasłużył na występ w kolejnej, ważnej imprezie. Jeśli drużyna wywalczy awans na igrzyska, na pewno pozycja chłopaków, którzy tego dokonają będzie jeszcze mocniejsza. Ale walka o olimpijski medal to marzenie każdego sportowca, dlatego jeśli kadra zapewni sobie grę w Londynie, zrobię wszystko, żeby przekonać trenera, że w tej olimpijskiej kadrze powinienem się znaleźć. Wiem, że to możliwe, bo przecież cztery lata temu w turnieju eliminacyjnym na lewym skrzydle grał Rafał Gliński, a na igrzyska pojechał Mateusz Jachlewski. I w Pekinie spisywał się bardzo dobrze.
Marzy ci się walka o miejsce w zespole na igrzyska, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że droga do Londynu nie jest prosta.
- Jestem optymistą i uważam, że chłopaki wywalczą awans.
Skąd ta wiara? Przecież dwie ostatnie imprezy w waszym wykonaniu nie były udane, bo na mistrzostwach świata zajęliście ósme, a na mistrzostwach Europy - dziewiąte miejsce. Tymczasem Hiszpanie, z którymi trzeba się bić o Londyn to brązowi medaliści mundialu, a Serbowie są wicemistrzami Europy.
- Z miejsc, która zajęliśmy na tych imprezach cieszyć się nie można, ale dużo lepsze wyniki były bardzo blisko. W każdym turnieju są mecze kluczowe. Na mistrzostwach świata w Szwecji to było spotkanie z gospodarzami. Mieliśmy swoje szanse, gdybyśmy wygrali, półfinał byłby na wyciągnięcie ręki. Podobnie było na mistrzostwach w Serbii. Wystarczyło pokonać Macedonię i nie zajęlibyśmy dziewiątego miejsca, tylko gralibyśmy o medale. W dzisiejszej piłce ręcznej decydują niuanse - dyspozycja dnia, geniusz bramkarzy, bo to newralgiczna pozycja w naszej dyscyplinie. Jeżeli drobnostki się ułożą, w Alicante będziemy w stanie spokojnie zapewnić sobie awans na igrzyska.
W jakich drobnostkach przewyższacie Serbię i Hiszpanię? O Algierię nie pytam, bo - z całym szacunkiem dla niej - macie zwyczajnie lepszą drużynę.
- Zgadza się, co nie znaczy, że możemy podejść do niej na luzie. Tu trzeba pewnie, spokojnie wejść w turniej. Pokazać siłę przed kluczowym meczem z Serbami. Wiadomo, że oni stracą atut, jaki mieli na swoich mistrzostwach. Tam ataki pozycyjne rozgrywali nawet po trzy minuty i sędziowie nie reagowali. Nie będzie też ich fanatycznej publiczności. Na neutralnym terenie tę reprezentację na pewno dużo łatwiej ograć, co potwierdziliśmy we wcześniejszych meczach z nimi. Potencjał naszego zespołu jest naprawdę ogromny. Mamy świetnych bramkarzy, strasznie mocną drugą linię, w której grają topowi zawodnicy Europy, mocną obronę, z której słyniemy. Będzie dobrze.
O bramkę na pewno nie musimy się martwić, bo Sławomir Szmal i Marcin Wichary gwarantują wysoki poziom, ale opinię o rozgrywających mam inną. W niedawnym meczu z Niemcami znów nie radzili sobie z wysoką obroną rywali. Cały świat już wie, że z Polską trzeba grać wysoką, aktywną obroną.
- W ostatnich dniach bardzo dużo czasu spędziliśmy na analizowaniu błędów, jakie robimy przy wysokiej obronie przeciwnika, a trener Wenta wprowadzał nowe rozwiązania taktyczne na taką sytuację. Jestem przekonany, że koledzy będą w stu procentach przygotowani na każdą ewentualność. Naprawdę wierzę, że żadna obrona nas nie zaskoczy.
Zdradź, jakie rady dawał wam Wenta. Chyba najprościej wysoką obronę karcić dobrą współpracą rozgrywających ze skrzydłowymi?
- Zgadza się - trener podkreślał, że przy takiej obronie bramki zdobywa przede wszystkim pierwsza linia, a więc skrzydłowi i kołowi. I tu nie mamy się o co martwić. Bo weźmy naszych kołowych. Bartek Jurecki to bardzo mocne, niskie stanie na nogach, on każdą piłkę złapie, a Kamil Syprzak to wielki chłopak, któremu piłkę można rzucić nawet na 3,5 metra, a on już i na mistrzostwach i w ostatnim meczu z Niemcami pokazał, że spokojnie sobie z takimi podaniami radzi. Obrona ma problem z tak zróżnicowanymi obrotowymi, musi się pod nich zupełnie inaczej ustawiać. Zanim dojdą do tego, jak sobie poradzić, może już być po meczu.
Podkreślasz wasze atuty, ale Hiszpanie grają u siebie, a Serbowie po wicemistrzostwie Europy twierdzą, że nikogo się nie boją i już rezerwują bilety do Londynu.
- Na pewno narody bałkańskie są pewne siebie. Z nich to przekonanie o własnej wielkości bije. Rastko Stojković, z którym gramy w Vive, bardzo wierzy, że znów nas pokonają, ale my uważamy, że przegrana w Belgradzie to była sprawa jednorazowa. W czołówce europejskiej jesteśmy lata, mamy prawo myśleć, że tamta porażka była tylko wypadkiem przy pracy.
W pełnej reprezentantów Polski szatni Vive Stojković przeżywał pewnie ostatnio wyjątkowo ciężkie chwile?
- Na zgrupowania reprezentacji rozjechaliśmy się zaraz po rewanżu z Cimosem Koper. Wtedy myśleliśmy jeszcze o straconej szansie na ćwierćfinał Ligi Mistrzów, a nie o Alicante. Dlatego naszemu koledze się upiekło. Ale mam nadzieję, że pożartujemy, kiedy wszyscy wrócą z Hiszpanii.
Sportowi bankruci. W dziesięciu przehulali ponad miliard dolarów
Kadra Wenty przegrała sparing z Niemcami ?